Stali twarzą w twarz, nie wiedząc, co robić. Andre roześmiał się. Stempel objął go ze łzami w oczach. Stali w milczeniu, złączeni ramionami. Jedynym dźwiękiem był warkot telewizyjnej kamery trzymanej przez długowłosego operatora. KWATERA GŁÓWNA UNRUSFOR, CHABAROWSK 29 kwietnia, 12.00 GMT (22.00 czasu lokalnego) Przed kwaterą główną wszyscy byli w euforii. Francuzi otworzyli szampana i pili za zwycięstwo. Brytyjczycy uroczyście wznieśli toast za poległych. Pełną szacunku ciszę przerwał dopiero wybuch śmiechu, kiedy niemiecki dowódca krzyknął: - Za artylerię polową! - Wszyscy wypili. W kwaterze Clarka panował zupełnie inny nastrój. Do gabinetu wezwano podpułkownika Reeda, który siedział teraz drugiej stronie biurka generała. Nate usiłował ubrać w słowa myśli, które nosił w sobie zbyt długo. Samo myślenie o tym gwałtownie pogorszyło mu humor. - Chuck - zwierzył się młodemu adiutantowi - nikomu nie powinno się rozkazywać, aby dowodził oddziałem na wojnie. To zostawia w duszy zbyt wielki ciężar, który wcale nie staje się lżejszy w miarę upływu czasu. Zapominasz o okolicznościach, które przyparły cię do muru; pozostaje tylko świadomość, że kogoś skrzywdziłeś. Prawie co noc widzę przed sobą twarze ludzi, którzy zginęli w dowodzonym przeze mnie plutonie trzydzieści lat temu w Wietnamie, i obciążenie tymi wspomnieniami staje się coraz większe, chwilami po prostu nie do zniesienia. Jeśli cię to spotka, nie będziesz już nigdy mógł skutecznie dowodzić. Musisz opuścić armię. Wyleczyć rany. Dać odpocząć psychice. Reed patrzył na niego martwym wzrokiem. Nate wstał i jeszcze raz przeczytał krótkie pismo: - Niniejszym składam rezygnację z aktywnej służby w Armii Stanów Zjednoczonych. Wykonam do końca moje obowiązki i zapewnię sprawne przekazanie stanowiska, ale proszę, by moje nazwisko pominięto na liście osób przewidzianych do awansu w przyszłym roku. Moja decyzja jest nieodwołalna i ostateczna. - Nate wziął głęboki oddech i podał pismo podpułkownikowi Reedowi. - Chciałbym wykorzystać tę okazję, Chuck, aby powiedzieć ci, że jesteś najlepszym oficerem sztabowym, jakiego kiedykolwiek miałem. Jesteś też jednym z najlepszych dowódców polowych, jakiego widziałem. Reed otworzył usta, lecz nie był w stanie nic powiedzieć. Spróbował się uśmiechnąć, ale wyglądało to raczej jak grymas. Spojrzał w bok i zacisnął zęby. W końcu przemówił załamującym się głosem: - Służba pod pana dowództwem, generale, była największym zaszczytem i przywilejem w całym moim życiu. Wiem, że nie lubi pan o tym słuchać, ale uważam, że żaden żołnierz nie uczynił więcej niż pan, aby wygrać tę wojnę. To pan siłą swojej osobowości utrzymał jednolite dowodzenie w najgorszych chwilach tej wojny. Słyszałem, że miał pan dostać czwartą gwiazdkę i zastąpić Dekkera na stanowisku Szefa Połączonych Sztabów. Jeśli mam być szczery, niczyj awans nie mógłby być bardziej zasłużony. Nate westchnął. Nagle zabrakło mu słów. Łączył go z Reedem ten rodzaj więzi, który zapewniał szczerość we wzajemnych stosunkach, ale nie mógł się zmusić, by opisać adiutantowi, jak stchórzył, bo nie mógł inaczej poradzić sobie z psychicznym obciążeniem. A przecież to on zmusił Reeda do przyjęcia strasznej odpowiedzialności. To przez niego młody oficer musiał wysyłać ludzi na śmierć. Nie mógł opowiedzieć Reedowi, że jego wspomnienia o ludziach, którzy zginęli, nie różniły się od wspomnień o tych, którzy przeżyli. Że w jego pamięci oni wszyscy byli wciąż żywi. Po prostu nie przyjmował ich śmierci do wiadomości. W nocy prowadził bezgłośne rozmowy ze swoimi dawnymi towarzyszami broni. Te wyimaginowane dialogi miały kojący wpływ. Była to sztuczka, której używał, aby łatwiej zasnąć i złagodzić narastające poczucie winy, jakie odczuwał, kiedy jego umysł pracował na pełnych obrotach. Żartował z nimi i wspólnie narzekali na wojskowe życie. Tych ludzi - żyjących i umarłych - uważał za starych przyjaciół. Ale wstydził się opowiedzieć Reedowi chociaż część tej historii, bo najbliższym przyjacielem Clarka - od tak dawna umarłym - był młody podporucznik o nazwisku Chuck Reed, Senior. Nate wstał i obszedł biurko dookoła. Wymienił z Reedem uścisk dłoni, zawahał się chwilę, chwycił go w ramiona i przytulił jak syna. Reed ukradkiem wycierał łzy, których nigdy nie zapomni. WŁADYWOSTOK, ROSJA 30 kwietnia, 13.00 GMT (23.00 czasu lokalnego)
|