- Andre? - niepewnie powiedział Harold...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Stali twarzą w twarz, nie wiedząc, co robić. Andre roześmiał się. Stem­pel objął go ze łzami w oczach. Stali w milczeniu, złączeni ramionami. Jedy­nym dźwiękiem był warkot telewizyjnej kamery trzymanej przez długowło­sego operatora.
KWATERA GŁÓWNA UNRUSFOR, CHABAROWSK
29 kwietnia, 12.00 GMT (22.00 czasu lokalnego)
Przed kwaterą główną wszyscy byli w euforii. Francuzi otworzyli szam­pana i pili za zwycięstwo. Brytyjczycy uroczyście wznieśli toast za poległych. Pełną szacunku ciszę przerwał dopiero wybuch śmiechu, kiedy niemiecki dowódca krzyknął:
- Za artylerię polową! - Wszyscy wypili. W kwaterze Clarka panował zupełnie inny nastrój. Do gabinetu wezwano podpułkownika Reeda, który siedział teraz drugiej stronie biurka generała.
Nate usiłował ubrać w słowa myśli, które nosił w sobie zbyt długo. Samo myślenie o tym gwałtownie pogorszyło mu humor.
- Chuck - zwierzył się młodemu adiutantowi - nikomu nie powinno się rozkazywać, aby dowodził oddziałem na wojnie. To zostawia w duszy zbyt wielki ciężar, który wcale nie staje się lżejszy w miarę upływu czasu. Zapo­minasz o okolicznościach, które przyparły cię do muru; pozostaje tylko świa­domość, że kogoś skrzywdziłeś. Prawie co noc widzę przed sobą twarze lu­dzi, którzy zginęli w dowodzonym przeze mnie plutonie trzydzieści lat temu w Wietnamie, i obciążenie tymi wspomnieniami staje się coraz większe, chwi­lami po prostu nie do zniesienia. Jeśli cię to spotka, nie będziesz już nigdy mógł skutecznie dowodzić. Musisz opuścić armię. Wyleczyć rany. Dać odpo­cząć psychice.
Reed patrzył na niego martwym wzrokiem. Nate wstał i jeszcze raz prze­czytał krótkie pismo:
- Niniejszym składam rezygnację z aktywnej służby w Armii Stanów Zjednoczonych. Wykonam do końca moje obowiązki i zapewnię sprawne przekazanie stanowiska, ale proszę, by moje nazwisko pominięto na liście osób przewidzianych do awansu w przyszłym roku. Moja decyzja jest nie­odwołalna i ostateczna. - Nate wziął głęboki oddech i podał pismo podpuł­kownikowi Reedowi. - Chciałbym wykorzystać tę okazję, Chuck, aby po­wiedzieć ci, że jesteś najlepszym oficerem sztabowym, jakiego kiedykolwiek miałem. Jesteś też jednym z najlepszych dowódców polowych, jakiego wi­działem.
Reed otworzył usta, lecz nie był w stanie nic powiedzieć. Spróbował się uśmiechnąć, ale wyglądało to raczej jak grymas. Spojrzał w bok i zacisnął zęby. W końcu przemówił załamującym się głosem:
- Służba pod pana dowództwem, generale, była największym zaszczy­tem i przywilejem w całym moim życiu. Wiem, że nie lubi pan o tym słu­chać, ale uważam, że żaden żołnierz nie uczynił więcej niż pan, aby wygrać tę wojnę. To pan siłą swojej osobowości utrzymał jednolite dowodzenie w naj­gorszych chwilach tej wojny. Słyszałem, że miał pan dostać czwartą gwiazd­kę i zastąpić Dekkera na stanowisku Szefa Połączonych Sztabów. Jeśli mam być szczery, niczyj awans nie mógłby być bardziej zasłużony.
Nate westchnął. Nagle zabrakło mu słów. Łączył go z Reedem ten rodzaj więzi, który zapewniał szczerość we wzajemnych stosunkach, ale nie mógł się zmusić, by opisać adiutantowi, jak stchórzył, bo nie mógł inaczej pora­dzić sobie z psychicznym obciążeniem. A przecież to on zmusił Reeda do przyjęcia strasznej odpowiedzialności. To przez niego młody oficer musiał wysyłać ludzi na śmierć.
Nie mógł opowiedzieć Reedowi, że jego wspomnienia o ludziach, któ­rzy zginęli, nie różniły się od wspomnień o tych, którzy przeżyli. Że w jego pamięci oni wszyscy byli wciąż żywi. Po prostu nie przyjmował ich śmierci do wiadomości. W nocy prowadził bezgłośne rozmowy ze swoimi dawny­mi towarzyszami broni. Te wyimaginowane dialogi miały kojący wpływ. Była to sztuczka, której używał, aby łatwiej zasnąć i złagodzić narastające poczucie winy, jakie odczuwał, kiedy jego umysł pracował na pełnych ob­rotach. Żartował z nimi i wspólnie narzekali na wojskowe życie. Tych lu­dzi - żyjących i umarłych - uważał za starych przyjaciół. Ale wstydził się opowiedzieć Reedowi chociaż część tej historii, bo najbliższym przyjacie­lem Clarka - od tak dawna umarłym - był młody podporucznik o nazwisku Chuck Reed, Senior.
Nate wstał i obszedł biurko dookoła. Wymienił z Reedem uścisk dłoni, zawahał się chwilę, chwycił go w ramiona i przytulił jak syna. Reed ukrad­kiem wycierał łzy, których nigdy nie zapomni.
WŁADYWOSTOK, ROSJA
30 kwietnia, 13.00 GMT (23.00 czasu lokalnego)

Powered by MyScript