Biblia dostała się w
ręce kogoś trzeciego.
Po przełknięciu tej gorzkiej pigułki Mafioso i de Górecki złożyli Studentom tak zwaną
propozycję nie do odrzucenia. Dostali szansę “sprzedaży” kolejnych starodruków. Oczywiście
po niskiej, ale atrakcyjnej jak dla nich cenie. Studenci załatwili sobie urlopy dziekańskie,
wynajęli domek u rencisty na Bemowie i zajęli się przygotowaniami do kolejnych włamań w
Bibliotece Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk i Bibliotece Głównej Uniwersytetu Mikołaja
Kopernika w Toruniu. Jakież było ich zdziwienie, gdy prasę i telewizję obiegła w listopadzie
wiadomość o kradzieży w Gdańsku podręcznika gramatyki “Ars minor” W ten oto sposób na
arenę wydarzeń wkroczył nowy Arsen Lupin, który już wcześniej przysłał na adres naszego
departamentu i hamburskiego Departamentu ds. Kradzieży Dzieł Sztuki swoją wizytówkę
wykonaną z kawałka strony biblii. I kiedy w listopadzie Patryk Cień wraz z kolegą i ludźmi de
Góreckiego wykradli dwa inkunabuły z biblioteki w Toruniu, nowy Arsen Lupin znowu
postanowił sprzątnąć im starodruki. Nie wiedział tylko, że Skorpion zmienił w ostatniej
chwili plan, w efekcie czego nowy Lupin został z pustymi rękami.
Szajka Mafiosa i de Góreckiego została później przez policję ujęta, podobnie jak
depczący im po piętach Batura. Jedynie Studenci zdołali uciec, a kuzyn jednego z nich,
Stanisław Cień nie przyznał się do współpracy w kradzieży biblii i nie zdradził miejsca
pobytu młodych ludzi. Również Mafioso i de Górecki nie znali ich planów. Po prostu, było im
wszystko jedno, co tamci ukradną, na każdym starodruku bowiem można było zarobić.
A na razie nowy Arsen Lupin pozostał nieuchwytny i ukradł kolejny inkunabuł:
“Statuty synodalne biskupów wrocławskich”. Unikat.
Postanowiłem przespacerować się, aby nieco ochłonąć. Ubrałem się ciepło i
wyszedłem z mieszkania na klatkę schodową. Ale nie zdążyłem wyjść na zewnątrz, gdy w
drzwiach wyjściowych zderzyłem się z niskim, otyłym człowiekiem w dużej futrzanej czapie
naciągniętej na głowę.
- Dyrektor Marczak? - zdziwiłem się szczerze, kiedy ten zdjął czapkę i zmierzył mnie
bystrym wzrokiem. - Co pan tu robi?
- Przyniosłem panu trochę wigilijnych potraw - wyjaśnił i zaczął masować obolałe
ramię.
Dopiero teraz dostrzegłem, że miał ze sobą siatkę z jakimiś słoikami.
- Doprawdy? - wzruszenie odebrało mi mowę. - Proszę na górę.
Zaszliśmy do mojej kawalerki.
- Żona ugotowała barszczyk, jest i trochę karpia - wyjaśniał w kuchni. - W słoiku
znajdzie pan sałatkę i pierogi. Siedzieliśmy tak z żoną po kolacji i nagle przypomniałem sobie
o panu. Wie pan, tyle lat razem ścigaliśmy handlarzy dziełami sztuki, że czasami wydaje mi
się, jakby to było wczoraj. Było, minęło, zleciało. Ale czy wszystko musi ulec zapomnieniu?
Pomyślałem: “Ja tu sobie z żoną w ciepełku siedzę, mam do kogo usta otworzyć, ale on?
Siedzi pewnie, biedny Tomasz, w swojej ciasnej kawalerce z gałązką jodły zamiast
prawdziwej choinki i nuci w samotności kolędy”. Coś mnie ścisnęło za serce. Wymknąłem się
z domu i niech się pan nie obrazi, Tomaszu, że będę tylko godzinę. Ale herbaty to się napiję.
To było miłe ze strony Marczaka. Pamiętał o mnie.
- Wybaczy pan, ale nie mam dla niego żadnego prezentu - zacząłem się tłumaczyć.
- Nie ma sprawy - klepnął mnie w ramię. - Ja też. Dziwne czasy nastały, Tomaszu.
Ludzie już się nie spotykają ze sobą tak często jak to kiedyś bywało. Izolujemy się.
Wegetujemy w czterech ścianach swoich domów, niektórzy doświadczają samotności w
biurach i urzędach robiąc tak zwane kariery.
- Święta racja.
- Czy pan przypadkiem nie rzucił palenia? - zmienił nagle temat i kilka razy pociągnął
nosem. - Nie czuje odoru tytoniowego.
- Ano, rzuciłem - westchnąłem. - Nie powiem, kosztowało mnie to wiele zdrowia. Ale
teraz czuję się o kilka lat młodszy.
- To gratuluję - ucieszył się. - Wreszcie zmądrzał pan na starość.
|