księcia (tak ją nazywano) przez podchorążych była wykonana. Nie chciał tego
jednak wyraźnie powiedzieć, tylko ciągle zasłaniał się tym, „że w żadnym przypadku nie
mógłby rozerwać Szkoły Podchorążych, której w całej masie potrzebował do napadu na po-
bliskie koszary”. Rzeczywistą przyczyną jego wstrętu było, iż nie wypadało wojskowym,
podług mniemania Wysockiego, targnąć się bezpośrednio na naczelnego wodza, co, ściśle
rzecz biorąc, nie uwłacza szlachetnemu charakterowi naczelnika spisku. Jakkolwiek bądź
zachodziły z tego powodu mnogie trudności, gdy wtem jeden ze związkowych, Ludwik Na-
bielak, postrzegłszy wahanie się Wysockiego, a lękając się, aby ta przeszkoda, czyli bardziej
ten punkt honoru wojskowego nie opóźnił całego przedsięwzięcia, bierze na siebie wyprawę
belwederską wespół z młodzieżą cywilną i żąda tylko pomocy jednego z podchorążych, z
którym by się mógł naradzić względem planu. Wysocki wyznaczył do tego Konstantego
Trzaskowskiego, podchorążego, który dobrze znał środek Belwederu, a raczej powiedzieć by
trzeba, że Trzaskowski sam się podjął działać wspólnie z cywilnymi, Wysocki zaś potwierdził
tylko jego gotowość do tego przedsięwzięcia. Odtąd znosili się i naradzali razem Nabielak z
Trzaskowskim. Nabielak przybył na kilka miesięcy przed rewolucją ze Lwowa do Warszawy,
wezwany przez referendarza Chłędowskiego do redakcji „Dziennika Powszechnego”. Trzeba
wiedzieć, że natenczas periodyczna literatura warszawska roztrząsała niezmiernie ważną
kwestią: co lepiej, czy pisać wiersze podług reguł?, czy bez reguł, albo: kto godzien większe-
go szacunku: Horacy czy Byron?, bo do tego prawie przywieść by można całą walkę między
klasykami i romantykami. Zresztą jednym zdawał się entuzjazm potrzebny w sztuce, a drugim
przeciwnie, bardzo szkodliwy, i o tym głębokie pisano rozprawy. Z tym wszystkim te dwie
sekty literackie w Warszawie dość śmieszne, bo zapalczywe, miały w swej wojnie papierowej
stronę polityczną ukrytą. Pod tym względem jedna z nich przynajmniej daleko mniej śmiesz-
na była od drugiej. Dwie gazety, „Dziennik Powszechny” pod redakcją Chłędowskiego i „Ku-
rier Polski” Cichowskiego, stały na czele krytyki romantycznej; a inne pisma broniły dawne-
go porządku rzeczy w świecie uczonym. Usamowolnienie w literaturze, niejako sprzysiężenie
w sztuce, było figurą bliskiej emancypacji narodu. Romantycy byli tedy rewolucjonistami,
czy to że prawie wszyscy należeli do związku, czy też że i w teorii kunsztu żadnej powagi nie
uznawali. To usposobienie wypadało rozwijać, bo mogło zrodzić, i rzeczywiście zrodziło, swe
owoce. W istocie, co tylko tchnęło rebelią przeciwko jakiemukolwiek przywłaszczeniu, czyż
nie odpowiadało charakterowi czasu? Nowe reputacje literackie były opozycją przeciwko
starym, uzurpowanym: przyczyna więcej niżeli dostateczna do popierania jej i szerzenia.
Cenzura Szaniawskiego poczytywała romantyków za błędnych rycerzy feudalizmu i nie prze-
szkadzała im pisać, częstokroć nawet pod alegoriami wyrażać prawdy polityczne; Szyrma,
profesor szkockiej filozofii, brał ich za mistyków; Brodziński za niewdzięcznych uczniów,
„co mu jego własne pole najechali”, a Koźmian i Osiński za barbarzyńców bez gustu; lecz
nikomu i przez myśl nie przeszło, żeby romantycy mieli być sektą polityczną w piśmiennic-
twie dziennikarskim. Lecz tak było w rzeczy samej. Nabielak za przybyciem do Warszawy
zabiera znajomość ze wszystkimi gazeciarzami, ze wszystkimi poetami i artystami. Pod rzą-
136
dem austriackim nie dostawało mu podniet i zawodu do działania. W Warszawie trafił od razu
na związek patriotyczny. Młody, silnej, niezłomnej woli we wszystkim, co przedsiębierze,
charakteru nadzwyczajnie sprężystego, rzucił się natychmiast w odmęt niebezpieczeństw.
Zamierzał podobno oddać się apolinowemu rzemiosłu, a został w kilku, w kilkunastu dniach
żołnierzem, odkładając Parnas do swobodniejszego czasu.
Drugą nie mniej znakomitą osobą pośród tych okoliczności był Seweryn Goszczyński,
oryginalny poeta, a odważny i silny w ręku jak szermierz. Jego rymy, przygody i fizjonomia
oznaczały niepospolitego człowieka. Rodem z głębokiej Ukrainy, ścigany od Moskwy za na-
leżenie do tajnego związku w tamtych okolicach, przekradł się do Warszawy jako lokaj w
służbie u jednego z swych przyjaciół, G., pisarza i krytyka w literaturze ojczystej216, kiedy go
policja na Ukrainie i Podolu przy odgłosie bębnów poszukiwała. W tym położeniu układa i
drukuje jedno poema, fantastyckie jak on sam, pełne dzikich, malarskich ustępów, drugie (Ja-
syr) kończy w rękopiśmie124, improwizuje mnóstwo pieśni lirycznych, zachwycających, po
całych dniach pisze wiersze, a po nocach odbywa z spiskowymi tajemne narady. Jego i Na-
bielaka sprzęgła najściślejsza przyjaźń, a związek podchorążych powołał do najśmielszego,
najtrudniejszego w tym działaniu obowiązku.
Nasamprzód Saski plac miał być miejscem rozpoczęcia rewolucji, jak o tym już przed ro-
kiem w czasie koronacji myślano. Miejsce: plac Saski, godzina: podczas zwyczajnej parady, a
hasło: śmierć w. księcia. Lelewel zrobił uwagę, że jeżeliby Konstanty żył, w takim razie pułki
moskiewskie w stolicy nie połączyłyby się z powstaniem. Miano do tego obrać dzień, w któ-
rym pułki polskie zaciągały na wartę. Od ulicy Jerozolimskiej idzie na ukos do Dzieciątka
Jezus wąska uliczka, prowadząca przez Mazowiecką na plac Saski.217 Tamtędy, nie Nowym
Światem, zwykł był carewicz przybywać na paradę. Podług pierwszego planu chcieli mu tu
spiskowi zastąpić drogę w miejscu najciaśniejszym; zaś na znak dany przez związkowych
oficerów wojsko miało w tym samym momencie otoczyć i przyaresztować jenerałów mo-
skiewskich, którzy w pełnym komplecie oczekiwali na Konstantego pośród placu. Przedsię-
wzięcie niełatwe, bo carewicz mając dzielne konie przelatywał jak błyskawica przez ulicę w
swej turkotliwej dorożce i zwykle miał kogoś przy sobie, jenerała lub adiutanta. Jednak nie
zrażało to myślących o tej wyprawie. Nabielak wychodząc często ku tej ulicy na spotkanie
|