Seth walczył z histerią, która go ogarniała...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wszystkim, daÅ‚ mu przeto takÄ… kurÄ™, na którÄ…, kiedy zawoÅ‚ać: – Kurko, kurko! znieÅ› mi zÅ‚ote jajko! – w istocie zÅ‚ote znosiÅ‚a jajko...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
Dziêki W³adys³awowi Chojnackiemu powsta³a dokumentacja, która sta³a siê podstaw¹ przygotowanej do druku przez Wojciecha Chojnackiego i Marka Jastrzêbskiego...
»
Poskromicielka dzikich zwyczajów plemienia, Która czyni człowieka człowiekowi bratem I koczownicze namioty zamienia W nieruchome, spokojne chaty...
»
Bez wątpienia energia ki zawarta jest również w pokarmie, który zjadamy, w powietrzu, którym oddychamy, w wodzie, którą pijemy...
»
Jeżeli miłość jest zdolnością dojrzałego, produktywnego charakteru, wynika z tego, żezdolność do miłości jednostki, która żyje w określonej...
»
Nieco później magnetyzm zwierzęcy zastąpiła hipnoza, która została w pewnym stopniu zaakceptowana przez naukę dzięki wysiłkom szkockiego chirurga,...
»
A pani i pan przy świetle małej lampki patrzyli z ogromnym współczuciem na tę bohaterską matkę, która dla ratowania rodziny umiera oto o sześć tysięcy mil od...
»
Pan José istotnie wyzdrowiał, ale bardzo stracił na wadze, mimo strawy, którą regularnie przynosił mu pielęgniarz, wprawdzie tylko raz dziennie, za to w ilości...
»
Ibn Arabi, Objawienia mekkańskie„Chcę rzec, że Amor owładnął mą duszą, która niezwłocznie z nim się zaręczyła i objął nade mną taką władzę i...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W panice świecił po całym pomieszczeniu, aż w końcu znalazł. Starając się ignorować odgłosy dochodzące z mroku, chwycił miotłę z drewnianym trzonkiem. W nagłym ataku gniewu, na granicy łez, zamachnął się na szczury, odganiając je z ciała Tony’ego. Pomieszczenie wypełniło się odgłosami panicznego tupotu i drapania oraz chórem przenikliwych, niedających się od siebie odróżnić pisków. Seth omiatał obszar wokół zwłok tak długo, aż ostatni gryzoń salwował się ucieczką na korytarz.
Upuścił szczotkę i uklęknął obok ciała Bradforda. Wyciągnął prawą rękę i ostrożnie dotknął jego ramienia grzbietem palców. Zwłoki wciąż były znacznie cieplejsze niż temperatura w pomieszczeniu. Zatem musiał zginąć nie tak dawno. Seth wstał i oświetlił miejsce wokół zwłok. Napastnicy nie pobili go. Jedynym śladem ataku był rana postrzałowa na czole po kuli dużego kalibru, poza tym dostrzegł wyłącznie ślady ugryzień szczurów.
Bezwiednie cofał się w stronę drzwi prowadzących na korytarz. W głowie słyszał jakieś płytkie oddechy, musiał zorientować się, czy są to jego własne odgłosy.
Wyszedł z magazynku, w którym wyczuwał teraz wyraźnie słodki, mdlący zapach krwi i śmierci, potem stanął nieruchomo w ciemnościach, opierając się o zimną, betonową ścianę. Przez chwilę zmagał się ze słabością, jednocześnie starając się pozbierać myśli.
Powoli układał w głowie bieg zdarzeń. Ktoś dowiedział się, że adresowana do niego korespondencja jest tu składowana. Kto? Z pewnością nie ludzie Strattona, bo wspomnieliby mu o tym. Nie mieliby wtedy zresztą powodów, by go śledzić, mieliby już obraz. Najprawdopodobniej byli to ci sami ludzie, którzy zaatakowali go na łodzi. Ale kto? I skąd się dowiedzieli? Pomyślał chwilę i przypomniał sobie poranną rozmowę telefoniczną z Tonym Bradfordem i z Karen. Oboje wspominali o jego poczcie i o magazynku. Ktoś więc musiał założyć podsłuch na jego telefonie i w ten sposób dowiedział się, gdzie jest przechowywana jego korespondencja. Potem ten ktoś włamał się do magazynku, podobnie jak teraz uczynił to on sam. Tony, który prawdopodobnie zdecydował, że nie rzuca gróźb na wiatr, wybrał się do magazynku z zamiarem usunięcia rzeczy Ridgewaya i najwidoczniej natknął się na włamywaczy, zaskakując ich na gorącym uczynku. I za to właśnie spotkała go śmierć.
Seth poczuł mdłości, nachylił się i gwałtownie zwymiotował. Wyrzucał z siebie treść żołądka, aż nie zostało w nim nic, potem otarł usta i chwiejnym krokiem ruszył po teczkę.
Dziwnym trafem udało mu się niezauważonym przez nikogo dotrzeć do męskiej toalety na pierwszym piętrze. Zatkał umywalkę korkiem ukręconym z papierowego ręcznika, potem odkręcił zimną wodę i zanurzył twarz. Zimna woda odgoniła mdłości. Stał tak, z zamkniętymi oczami, starając się opanować oddech, a serce powoli zaczynało bić w normalnym tempie.
Powoli wracało też racjonalne myślenie: musi zadzwonić na policję i zgłosić zabójstwo Tony Bradforda. Musi do kogoś zadzwonić, zanim powrócą szczury. Nie ma już wyjścia, musi włączyć się w tę sprawę. Wcześniej wszystkie argumenty przemawiały za tym, by trzymać się z daleka od stróżów prawa. Drobiazgowe dochodzenie w sprawie zabójstw na łodzi skierowałoby podejrzenia na niego, opóźniając poszukiwania obrazu, a tym samym także poszukiwania Zoe. Ale teraz, kiedy obraz zniknął, zniknął z nim jego jedyny atut. Musiał przekazać sprawy ludziom lepiej wyposażonym w dochodzeniowe instrumentarium. Oparł się o ścianę przed drzwiami prowadzącymi na wydział i grzebał w kieszeni w poszukiwaniu kluczy. Przynajmniej teraz dadzą mu wiarę, przekonywał sam siebie. Z pewnością na spotka się ze sceptycznymi połajankami, jak miało to miejsce w Zurychu.
Przekręcił klucz w zamku, pchnął drzwi, potem włączył światło w sekretariacie. Jarzeniówki przez chwilę mrugały, zanim wreszcie stały się niebieskie, pogrążając w poświacie nieco zużyte drewniane biurko Karen oraz nie mniej zużyte drewniane krzesła ustawione pod ścianą.

Powered by MyScript