"Czy jest możliwe, by umysł w ogóle nie zależał od wyzwań?" To możliwe pod warunkiem, że umysł podlega nieustannym zmianom, nie znajduje miejsca spoczynku, bezpiecznej przystani, nie trzyma się niewzruszonych praw i w nic się nie angażuje. Czyż umysł przebudzony, oświecony potrzebuje jakichkolwiek wyzwań? 16 Medytacja jest działaniem ciszy. Działamy na podstawie opinii, wniosków i wiedzy, zgodnie z wydumanymi zamiarami. To nieuchronnie wiedzie w działaniu do powstawania sprzeczności między tym, co jest, a tym, co powinno być, lub tym, co było. Takie działanie motywowane przeszłością, zwaną wiedzą, jest mechaniczne, a choć podlega ulepszeniom i modyfikacjom, zawsze jego korzenie tkwią w czasie minionym. Tak więc cień przeszłości pada nieodmiennie na teraźniejszość. Takie działanie we wzajemnym związku stanowi wytwór obrazu, symbolu, wniosku; więź nie jest wtedy rzeczą żywą, ale czymś minionym, wspomnieniem. Działalność wypływająca z tego zgiełku, zamętu, z tej sprzeczności rozpada się na kulturowe wzorce, na wspólnoty, instytucje społeczne i religijne dogmaty. W tym nieustannym zgiełku rewolucja tworząca nowy ład społeczny sprawia wrażenie czegoś naprawdę nowego, ale ponieważ wiedzie od tego, co znane, ku temu, co znane, więc niczego w ogóle nie zmienia. Zmiana, staje się możliwa wyłącznie wtedy, gdy odrzucamy to, co znane; działanie nie przebiega wówczas według schematu, ale wypływa ze stale odnawiającego się rozumienia. Rozumienie nie polega na ferowaniu trafnych sądów i formułowaniu krytycznych ocen, ale na widzeniu tego, co jest. To, co jest, podlega nieustannym zmianom, a gdy widzenie jest zakorzenione w przeszłości, rozumiejące widzenie zanika. Wówczas działaniem rządzi nie rozumność percepcji, lecz martwe brzemię pamięci. Medytując ogarniamy to wszystko jednym spojrzeniem. Aby widzieć, niezbędna jest cisza, z niej zaś wypływa działanie, które nie ma nic wspólnego z działalnością myśli. Padało przez cały dzień, wszystkie liście i płatki kwiatów ociekały wodą. Strumień wezbrał, zmętniał, błotnista woda płynęła teraz wartko. Tylko wróble, wrony i duże, biało--czarne sroki uwijały się pracowicie. Góry skryły się za chmurami, a niskie wzgórza były ledwo widoczne. Przez wiele dni nie padało, i dlatego świeży deszcz na suchej ziemi rozkosznie pachniał. Kto był kiedyś w tropikalnych krajach, gdzie przez kilka miesięcy nie spada ani jedna kropla dżdżu i co dzień świeci jasne, gorące, wysuszające glebę słońce, ten wie, jaką przenikającą do głębi serca rozkosz sprawia zapach deszczu ożywiającego starą, nagą ziemię. Ale tu, w Europie, zapach był inny, łagodniejszy, nie tak silny, mniej przenikliwy. Przypominał łagodny powiew, który szybko przemija. Następnego dnia nad ranem niebo było czyste, błękitne; wszystkie chmury odpłynęły, na górskich szczytach skrzył się śnieg, na łąkach zieleniła się trawa i kwitło tysiące nowych, wiosennych kwiatów. Tego ranka pełnego niewypowiadalnego piękna każde źdźbło trawy jaśniało miłością. Ów znany reżyser filmowy, o dziwo, wcale nie był próżny. Przeciwnie, miał bardzo przyjazne usposobienie i często się uśmiechał. Nakręcił wiele udanych filmów które stały się wzorem dla innych. Podobnie jak wszyscy co wrażliwsi reżyserzy interesował się podświadomością, dziwnymi snami, konfliktami, które wyrażał w swych obrazach. Studiował bóstwa psychoanalizy i sam, w celach eksperymentalnych, zażywał narkotyki. Kultura -jej tradycje, warunki ekonomiczne, a zwłaszcza jej propaganda religijna - głęboko warunkuje żyjący w jej ramach ludzki umysł. Z uporem walczy on, by nie popaść w niewolę jakiegoś dyktatora lub państwowej tyranii, ale chętnie poddaje się tyranii Kościoła, meczetu czy najnowszych, najmodniejszych dogmatów głoszonych przez psychiatrów. Przebiegle obmyśla - w obliczu tak powszechnej, beznadziejnej niedoli - nowego Ducha Świętego lub nowego atmana, który wkrótce przeobrazi się w obiekt bałwochwalczej czci. Umysł, który dokonał w świecie takiego spustoszenia, lęka się przede wszystkim sam siebie. Zdaje sobie sprawę z materialistycznego światopoglądu nauki, z jej osiągnięć, z jej rosnącej dominacji nad umysłem, a zatem zaczyna wymyślać nową filozofię; dawniejsze filozofie ustępują miejsca nowym teoriom, ale podstawowe ludzkie problemy nadal pozostają nie rozwiązane. Wśród całej tej wojennej zawieruchy, swarów i skrajnego egoizmu stoimy wobec zasadniczego problemu śmierci. Religie, zarówno starożytne, jak i najnowsze, uwarunkowały ludzi zgodnie z pewnymi dogmatami, nadziejami i wierzeniami, które dają w tej kwestii gotową odpowiedź; ale ani myśl, ani intelekt nie potrafią rozwiązać problemu śmierci. Jest ona faktem, nie sposób go uniknąć. Trzeba umrzeć, aby się dowiedzieć, czym jest śmierć, a tego najwyraźniej człowiek uczynić nie jest w stanie, przeraża go bowiem umieranie, utrata wszystkiego, co zna, najskrytszych, głęboko zakorzenionych nadziei i wyobrażeń.
|