Cień musiał przebiec całą drogę między dwoma punktami. Żabi Pysk nie mógł skutecznie uciekać, dopóki tylko zachowa czujność. Te obserwacje podsunęły jej pomysł, w jaki sposób można uwięzić cień. Spędziła godzinę, przygotowując kryptę tak, by była w stanie zatrzymać cień w środku, potem kolejną, układając zestaw niewielkich zaklęć, które do tego stopnia pozbawią go orientacji, że do czasu, aż ktoś go nie uwolni, zapomni, po co właściwie przybył do Nowego Dhar. Wyszła na zewnątrz, przymykając drzwi tak, że została tylko wąska szczelina, potem postarała się o wywołanie złudzenia, które zmieniało ją w jednego z żołnierzy gubernatora. Na koniec przekazała Żabiemu Pyskowi rozkaz mentalny. Wkrótce pojawił się roztańczony imp. Bawił się świetnie, wciągając polującego nań demona do pułapki. Duszołap zatrzasnęła za nimi drzwi i zapieczętowała je. Po chwili Żabi Pysk zmaterializował się obok niej, szczerząc zęby. - To było niemal zabawne. Gdyby nie czekały na mnie sprawy w moim własnym świecie, możliwe, że nie miałbym nic przeciwko zostaniu z tobą przez kolejne sto lat. Ani chwili nudy. - Czy to aluzja!? - Możesz się założyć, że tak. Będę za wami tęsknił, za tobą, Kapitanem i wszystkimi waszymi przyjaciółmi. Może kiedyś wpadnę z wizytą. Ale teraz mam do załatwienia inne sprawy. Duszołap zaśmiała się swoim chichotem małej dziewczynki. - W porządku. Zostań ze mną, dopóki nie wydostanę się z miasta. Wtedy będziesz wolny. Aha! Wkrótce wszystko tutaj eksploduje! Żałuję, że nie dane mi będzie zobaczyć twarzy Długiego Cienia, kiedy mu o tym doniosą. - Roześmiała się ponownie - Nie jest nawet w połowie taki sprytny, jak mu się wydaje. Czy nie masz może jakichś przyjaciół, którzy chcieliby dla mnie pracować? - Może znalazłby się jeden lub dwóch, z odpowiednim poczuciem humoru. Rozejrzę się. Wędrowali po ulicach miasta, śmiejąc się niczym dzieci, którym właśnie udała się psota. LXXIVBrzemienna. Nie było w tej sprawie najmniejszych wątpliwości. Wszystko zaczęło pasować, kiedy lekarka nazwała to właściwym słowem. Wszystko nabrało sensu, ukazując jednocześnie swój bezsens. Jeden raz. Jedna noc. Nigdy nie sądziłam, że coś takiego może mi się przydarzyć. Ale teraz, nabrzmiała niczym dynia na wykałaczkach, siedzę w moim forcie na południe od Taglios, piszę te Kroniki i obserwuję, jak od pięciu miesięcy pada deszcz, żałując, że nie mogę położyć się na brzuchu ani na boku, albo choćby chodzić równym krokiem. Radisha wyposażyła mnie w całą załogę kobiet. Miały ze mną niezłą zabawę. Zaczęłam od uczenia ich mężczyzn, jak należy wojować, a teraz wytykali mnie, mówiąc, że to właśnie dlatego kobiety nie zostają generałami i czym tam jeszcze, trudno lekko stąpać, kiedy znad wystającego brzucha nie widzi się własnych stóp. Dziecko jest aktywną, małą istotą, niezależnie od tego, co później z niego wyrośnie. Być może właśnie przygotowywało się do kariery biegacza długodystansowego lub zawodowego zapaśnika, tak przynajmniej można było wnosić ze sposobu, w jaki zachowywało się we mnie. Wyglądało na to, że zmieszczę się w czasie. Udało mi się zanotować niemalże wszystko, co uznałam za godne wzmianki. Jeżeli, jak obiecała mi tak kobieta, wszystkie moje obawy i wątpliwości okażą się nieistotne i przeżyję całą tę sprawę, zostanie mi pięć lub sześć tygodni na dojście do siebie zanim wody w rzece opadną i rozpocznie się czas kolejnych wypraw wojennych. Od Konowała stacjonującego w Dejagore nadchodziły regularne wiadomości, przez rzekę przesyłano je za pomocą katapulty. Donosił, że panuje spokój. Żałował, że nie może być przy mnie. Ja również tego żałowałam. Wszystko byłoby łatwiejsze. Wiedziałam że w dniu, w którym poziom wody w Main będzie wystarczająco niski, by móc się przeprawić, ja znajdę się na północnym jej brzegu, a on będzie czekał na południowym. Czuję się teraz pełna nadziei, jakbym naprawdę uwierzyła, że nawet moja siostra nie zdoła już niczego zrujnować. Ona o tym wie. Jej wrony wciąż mnie obserwują. Pozwalam im na to, wierząc, że w ten sposób dodatkowo drażnię diabły, które ma za skórą. Oto i Ram, który właśnie wrócił z kąpieli. Przysięgam, im bliżej do mojego rozwiązania, tym on się czuje gorzej. Można by pomyśleć, że to jego dziecko. Jest śmiertelnie przerażony, że mnie może przydarzyć się to samo, co jego żonie i dzieciom. Tak sądzę. Staje się trochę dziwny, nieomal nawiedzony. Czegoś się śmiertelnie boi. Podskakuje na najlżejszy nawet szmer. Za każdym razem, kiedy wchodzi do pokoju, dokładnie przeszukuje wszystkie kąty i cienie. LXXVRam miał dostatecznie dobre powody, żeby się obawiać. Usłyszał o czymś, czego dowiedzieć się nie powinien. Poznał prawdę, która nie była dla niego przeznaczona. Ram nie żyje.
|