– Zaraz wracam. – I pognał chodnikiem do wejścia, po chwili znalazł się w środku. Przed nim rozciągają się ogromne laboratorium. Odezwał się do pierwszego napotkanego pracownika: – Nazywam się Eric Sweetscent, pracuję w zespole Virgila Ackermana, a zdarzył się pewien wypadek. Czy może pan skontaktować się dla mnie z panem Ackermanem z Korporacji Farb i Barwników? Pracownik – jakiś urzędnik – zawahał się. – Myślałem... – Przerażony zniżył głos. – Czy pan Virgil Ackerman nie przebywa w Wasz-35 na Marsie? Korporacją Farb i Barwników zarządza obecnie pan Jonas Ackerman, a wiem, że w Tygodniowym Biuletynie Bezpieczeństwa pan Virgil Ackerman został nazwany zbrodniarzem wojennym, bo uciekł po rozpoczęciu okupacji. – Czy może pan wobec tego skontaktować się z Wasz-35? – Z terytorium wroga? – To proszę połączyć się z Jonasem. – Eric niewiele więcej mógł zrobić. Bezsilny poszedł za urzędnikiem do biura. Po nawiązaniu połączenia ukazała się na ekranie twarz Jonasa, który na widok Erica zamrugał i wyjąkał: – Ale... Ciebie też dopadli? – Wydusił: – Dlaczego wyjechałeś z Wasz-35? Mój Boże, przecież tam byłeś z Virgilem bezpieczny. Kończę, to jakaś pułapka. Żandarmi... – Ekran opustoszał. Jonas pospiesznie przerwał połączenie. Więc jego drugie ja, żyjące w normalnym czasie, o rok późniejsze ja, uciekło z Virgilem do Wasz-35, to niesamowicie dodawało mu otuchy – niemal niewiarygodnie podtrzymywało na duchu. Niewątpliwie rigom udało się... Jego o rok późniejsze ja. Oznaczało to, że jakoś wrócił do 2055 roku. Bo inaczej nie byłoby Erica z 2056 roku, który zbiegł z Virgilem. A do 2055 roku mógł się przenieść tylko za pomocą JJ-180. I jedyne źródło narkotyku było tutaj. Eric stał na jedynym właściwym miejscu na całej planecie, całkiem przypadkowo, dzięki sztuczce dokonanej kosztem debilnej taksówki. Eric odnalazł urzędnika i oświadczył: – Mam zarekwirować pewną ilość narkotyku o nazwie frohedadryna. Sto miligramów. W ogóle to się spieszę. Mam okazać dokumenty? Mogę dowieść, że pracuję w Korporacji. – Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł. – Proszę wezwać Berta Hazeltine’a. On mnie rozpozna. – Hazeltine z pewnością będzie pamiętał spotkanie w Cheyenne. – Ale pan Hazeltine został zastrzelony – wymamrotał urzędnik. – Na pewno pan to pamięta, jak to możliwe, że nie? Kiedy przejęli ten zakład w styczniu. Wyraz twarzy Erica musiał zdradzać zaszokowanie, bo urzędnik nagle zaczął się zachowywać inaczej. – Chyba był pan jego przyjacielem – powiedział. – Tak. – Eric skinął głową, można i tak powiedzieć. – Bert był dobrym pracodawcą, nie to, co te staryjskie sukinsyny. – Urzędnik podjął decyzję. – Nie wiem, co pan tu robi i jaki ma pan problem, ale dam panu sto miligramów JJ-180. Wiem, gdzie go trzymają. – Wielkie dzięki. Mężczyzna szybko się oddalił. Czas mijał. Ciekawe, pomyślał Eric, czy taksówka ciągle jeszcze czeka na parkingu? Czy, gdyby doprowadził ją do ostateczności, usiłowałaby wlecieć do budynku i odszukać Erica? Absurdalna, niepokojąca, a jednak niepokojąca myśl: autonomiczna taksówka wdziera się do zakładu, przebijając – albo usiłując przebić – betonową ścianę. Urzędnik wrócił i podał Ericowi garść kapsułek. Eric wyjął kubek z pobliskiej chłodziarki, napełnił go wodą, włożył do ust kapsułkę, uniósł dłoń, aby ją popić. – To JJ-180 ze zmienionym ostatnio składem – odezwał się urzędnik, bacznie go obserwując. – Wolę to panu powiedzieć, skoro widzę, że chce to pan zażyć. – Był teraz całkowicie blady. Eric opuścił dłoń z kubkiem, wyjął kapsułkę z ust i zapytał: – W jaki sposób zmienionym?
|