goœ, Luke? – Nie przy waszych cenach! A tak na serio, dziêkujê za wszystko...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
SZEŚĆ ŚWIATÓW CYKLICZNEJ EGZYSTENCJIWedług nauk buddyjskich, istnieje sześć światów (loka*) egzystencji, w których przebywają wszystkie...
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
Tworząc kod obsługi zasad biznesowych dobrą praktyką jest tworzenie funkcji obsługi wszystkich zasad...
»
każdy zauważył, że nie wszystkie powierzchnie są płaskie! Można tworzyć przybliżenia takich powierzchni, stosując płaskie wielokąty, ale...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Silne stronyDo silnych stron firmy NETKOM mających wpływ na wybór strategii działania zaliczyć trzeba przede wszystkim:szeroki asortyment usług; firma...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
— Wszystko w porządku? — Jane podeszła szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


– Mi³o nam, ¿e mogliœmy pomóc – uœmiechnê³a siê Mara. –
I nie zapomnij przy pierwszej okazji daæ siê zbadaæ i za³o¿yæ opa-
trunki.
143
– Na pewno nie zapomnê: Artoo ma ju¿ wykaz najbli¿szych oœrodków medycznych Nowej Republiki. Do zobaczenia.
– Jasne. Uwa¿aj na siebie!
W g³oœniku zapad³a cisza, a w nastêpnej chwili myœliwiec sko-
czy³ w nadprzestrzeñ. Spogl¹daj¹c w œlad za nim, Mara mia³a mie-
szane uczucia – jak na mo¿liwoœci, o których czyta³a dok³adne ra-
porty, to Luke tym razem siê nie popisa³. Czy¿by faktycznie coœ
siê z nim dzia³o? A mo¿e w koñcu zm¹drza³?
– Mara? – odezwa³a siê Faughn. – Co teraz?
Mara g³êboko odetchnê³a, odganiaj¹c myœli dotycz¹ce Luke’a
i jego problemów.
– Wyœlemy meldunek Talonowi – zdecydowa³a. – I sprawdŸ,
czy chce, ¿ebyœmy wrócili, jak by³o zaplanowane, na spotkanie
w Nosken, czy mamy próbowaæ wyœledziæ, gdzie uciekli piraci.
– Dobrze. A tak w ogóle, jeœli nikt ci tego wczeœniej nie po-
wiedzia³, to tworzycie ze Skywalkerem niez³y zespó³.
– Wiesz co, Shirlee? UgryŸ siê lepiej w jêzyk – powiedzia³a
Mara bez z³oœci, wpatruj¹c siê w skalne od³amki.
144
R O Z D Z I A £

W tym rejonie planety Dordolum panowa³ prawdziwie tropi-
kalny upa³. Gor¹ce, przesycone wilgoci¹ powietrze w porze lun-
chu oblepia³o wszystkich niczym ciê¿ki, mokry koc. Dodatkowo
atmosferê „podgrzewa³” rozgor¹czkowany mówca, wykrzykuj¹cy
z emfaz¹ do zgromadzonego t³umu ze szczytu Podium Opinii Pu-
blicznych. By³ zawodowcem: s³owa, gesty, intonacja – wszystko
zosta³o dok³adnie opracowane i przeæwiczone tak, by jak najsku-
teczniej rozpala³y emocje zebranych. Tym razem s³uchali go przed-
stawiciele kilkunastu ras, wœród których tli³ siê z tuzin zadawnio-
nych konfliktów i sporów. Ka¿dy ze s³uchaczy ¿ywi³ jak¹œ cich¹
urazê – tak¹ jak Ishori do Diamalan, Barabele do Rodian czy Aqua-
lianie do ludzi.
Albo prawie wszyscy do Bothan.
Drend Navett, przygl¹daj¹c siê t³umowi i widocznemu po prze-
ciwnej stronie placu wejœciu do stanowi¹cej w³asnoœæ Bothan fir-
my Solferin Shopping Company, uœmiechn¹³ siê z³oœliwie.
By³ to dobry dzieñ na zamieszki.
Mówca doszed³ do sedna i nader obrazowo opisywa³ horror,
jakim by³o zniszczenia Caamas, oraz obrzydliwie tchórzliw¹ rolê,
jak¹ w tym wszystkim odegrali Bothanie. Navett czu³, ¿e z³oœæ t³u-
mu zbli¿a siê do etapu bezrozumnej furii, na któr¹ czeka³. Powoli,
¿eby nie psuæ nastroju s¹siadom, zacz¹³ siê przesuwaæ w rejon naj-
bli¿szy bothañskiej firmie. Klif móg³ sobie byæ genialnym dema-
gogiem, ale to on – Navett wiedzia³, kiedy atmosfera w t³umie jest
najlepsza, by pchn¹æ go do akcji.
10 – Widmo...
145
A ta atmosfera osi¹ga³a w³aœnie temperaturê wrzenia, stan¹³
wiêc maj¹c cel w zasiêgu ³atwego rzutu i z torby przy pasie wydo-
by³ wybran¹ wczeœniej „broñ”. Teraz musia³ tylko czekaæ na w³a-
œciwy moment…
– Sprawiedliwoœci za Caamas! – krzykn¹³. – Teraz!
I wprawnym ruchem cisn¹³ to, co trzyma³ w garœci, w kierun-
ku bothañskiego budynku…
Na œcianie rozprys³ siê przejrza³y owoc roœliny zwanej blicci,
pozostawiaj¹c jaskrawoczerwon¹ plamê. Para stoj¹cych w pobli-
¿u Durosów jêknê³a zaskoczona, lecz ani oni, ani nikt w t³umie nie
mia³ czasu na zastanawianie siê – z kilku innych miejsc rozleg³y
siê podobne okrzyki ¿¹daj¹ce sprawiedliwoœci i kolejne owoce roz-
prysnê³y siê na œcianie budynku.
– Sprawiedliwoœci! – krzykn¹³ Navett, ciskaj¹c nastêpny
owoc. – Zemsty za Caamas!
– Zemsty! – podjê³y g³osy w t³umie. Polecia³y te¿ kolejne owo-
cowe bomby.
Navett cisn¹³ jeszcze dwa owoce, gdy do okrzyków jego ludzi
do³¹czy³ ochryp³y g³os jakiegoœ obcego… Jakby na ten sygna³ t³um
nagle gwa³townie zafalowa³. Grad artyku³ów spo¿ywczych i kar-
tonów zasypa³ budynek – kierowany przez bezmyœln¹ furiê, któr¹
wzbudzi³ w s³uchaczach Klif.
Navett nie zamierza³ bezproduktywnie marnowaæ tej furii, tym
razem wyj¹³ z torby kamieñ i roztrzaska³ nim plastikow¹ taflê okna.
Gdzieœ, kiedyœ s³ysza³ maksymê g³osz¹c¹, ¿e przemoc rodzi prze-
moc, a teraz widzia³, jak bardzo ta myœl jest prawdziwa.
Brzêk rozbijanego plastiku i jego kolejny okrzyk zniknê³y
w ogólnym ha³asie, ale Navettowi to nie przeszkadza³o: wiedzia³,
¿e t³um by³ szybkim i pojêtnym naœladowc¹. W ci¹gu paru sekund
do ¿ywnoœci do³¹czy³y kamienie wyrywane z chodników i obrze-
¿y klombów. Cisn¹³ nastêpny i z zadowoleniem zauwa¿y³, ¿e rów-

Powered by MyScript