Kilkakrotnie przewróciła się, boleśnie zdzierając skórę z nadgarstków...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Hastings musiał kilkakrotnie pomachać ręką tuż przed moim nosem, zanim go spostrzegłem i rozpoznałem...
»
Elliott przewrócił się na bok i wsunął rękę pod poduszkę...
»
Sen, który przyniosła noc, był przerywany i bolesny...
»
74|10|dla niewiernych - nie bedzie on latwy...
»
com-penso I - zważyć, wyrównaćcom-perio 4, peri, pertum - dowiedzieć sięcom-petitor, oris - współzawodnik, rywalcom-pilo 1 - obrabować,...
»
Rozejrzawszy się po sali, dostrzegł Sansę...
»
— Kiedyś się tu dostał? - zapytała...
»
ja wszedłem do mieszkania generała Chłopickiego i nazwałem go z d r a j c ą, co tak roz- gniewało generała, że zasłabł niebezpiecznie i o mało życia nie...
»
Wydarzenia potoczyły się znowu z szybkością lawiny...
»
Przepełniona gorącą miłością do Freda, złożyła ręce w żarliwej modlitwie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Dwukrotnie natrafiła stopą na rozpadlinę między kamieniami, przed złamaniem lub skręceniem nogi uratował ją wyłącznie wyuczony wiedźmiński unik w upadku. Zrozumiała, że nic z tego. Marsz wśród ciemności był niemożliwy.
Usiadła na płaskim bloku bazaltu, czując obezwładniającą rozpacz. Nie miała pojęcia, czy idąc utrzymała kierunek, dawno już zgubiła miejsce, w którym słońce znikło za horyzontem, zupełnie straciła z oczu poświatę, którą kierowała się w czasie pierwszych godzin po zachodzie. Dookoła była już tylko aksamitna, nieprzejrzana czerń. I dojmujące zimno. Zimno, które paraliżowało, kąsało stawy, zmuszało do garbienia się i wciągania głowy w obolałe od przykurczu ramiona. Ciri zaczęła tęsknić za słońcem, choć wiedziała, że wraz z jego powrotem zwali się na skały żar, którego nie będzie w stanie znieść. W którym nie będzie w stanie kontynuować marszu.
Znowu poczuła, jak gardło ściska jej chęć płaczu, jak ogarnia ją fala rozpaczy i beznadziei. Ale tym razem rozpacz i beznadzieja zamieniły się we wściekłość.
- Nie będę płakać! - krzyknęła w mrok. - Jestem wiedźminką! Jestem...
Czarodziejką.
Ciri uniosła ręce, przycisnęła dłonie do skroni. Moc jest wszędzie. Jest w wodzie, powietrzu, w ziemi...
Wstała szybko, wyciągnęła ręce, wolno, niepewnie postąpiła kilka kroków,
gorączkowo szukając źródła. Miała szczęście. Prawie natychmiast poczuła w uszach znajomy szum i pulsowanie, poczuła energię bijącą z wodnej żyły skrytej w głębinach ziemi. Zaczerpnęła Mocy razem z ostrożnym, powstrzymywanym wdechem, wiedziała, że jest osłabiona, a w takim stanie raptowne odtlenienie mózgu mogło momentalnie pozbawić ją przytomności, zniweczyć cały wysiłek. Energia powoli wypełniała ją, przynosiła znajomą, chwilową euforię. Płuca zaczęły pracować silniej i szybciej. Ciri opanowała przyspieszony oddech -zbyt intensywne dotlenianie też mogło mieć fatalne skutki.
Udało się.
Najpierw zmęczenie, pomyślała, najpierw ten paraliżujący ból w ramionach i udach. Potem zimno. Muszę podwyższyć temperaturę ciała...
Stopniowo przypominała sobie gesty i zaklęcia. Niektóre wykonywała i wypowiadała zbyt pospiesznie - nagle chwyciły ją kurcze i drgawki, gwałtowny spazm i zawrót głowy podciął jej kolana. Usiadła na bazaltowej płycie, uspokoiła roztrzęsione ręce, opanowała rwący się, arytmiczny oddech.
Powtórzyła formuły, wymuszając na sobie spokój i precyzję, skupienie i pełną koncentrację woli. I tym razem skutek był natychmiastowy. Roztarta na udach i karku ogarniające ją ciepło. Wstała, czując, jak zmęczenie znika, a obolałe mięśnie odprężają się.
- Jestem czarodziejką! - krzyknęła triumfalnie, wysoko unosząc rękę. -
Przybądź, nieśmiertelne Światło! Wzywam cię! Aen'drean va, eveigh Aine!
Niewielka ciepła kula światła wyfrunęła z jej dłoni jak motyl, ciskając na kamienie ruchliwe mozaiki cienia. Wolno poruszając ręką, ustabilizowała kulę, ustawiła ją tak, by wisiała przed nią. To nie był najszczęśliwszy pomysł - światło oślepiało ją. Spróbowała umieścić kulę za plecami, ale i to dało kiepski efekt - jej własny cień kładł się na drogę, pogarszał widoczność. Ciri powolutku przesunęła świetlistą sferę w bok, zawiesiła ją nieco powyżej prawego ramienia. Choć kula w oczywisty sposób nie umywała się do prawdziwej magicznej Aine, dziewczynka była niesłychanie dumna ze swego wyczynu.
- Ha! - powiedziała napuszona. - Szkoda, że Yennefer tego nie widzi!
Raźno i energicznie podjęła marsz, krocząc szybko i pewnie, wybierając drogę w migotliwym i niepewnym chiaroscuro, rzucanym przez kulę. Idąc, starała się przypomnieć sobie inne zaklęcia, ale żadne nie wydawało się jej właściwe, przydatne w tej sytuacji, ponadto niektóre były bardzo wyczerpujące, bała się ich trochę, nie chciała używać bez wyraźnej konieczności. Niestety, nie znała żadnego, które zdolne byłoby stworzyć wodę lub jedzenie. Wiedziała, że takowe istniały, ale żadnego z nich nie umiała zastosować.
W świetle magicznej sfery martwa dotychczas pustynia nagle nabrała życia.

Powered by MyScript