– Chętnie sam bym się do was przyłączył – zachichotał Wittgenbacher, kiwając głową w sposób jeszcze bardziej mechaniczny...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktw normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutw podmiotw Federacji, jak rwnie| innych aktw normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotw Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczeglnych podmiotw,- porozumieD midzynarodowych, ktre zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
Tak zatem, kiedy następna grupa żałobników weszła do kościoła, myśli inspektora Sloana odbiegły jeszcze dalej w przeszłość niż myśli Cynthii Paterson...
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
Dwukrotnie otwierał jeszcze usta, żeby się do mnie odezwać, zanim się oddaliłem, i nawet zrobił krok za mną, lecz zatrzymał się i uderzając biczem po nogach...
»
zapisanego na ścieżkach płyt CD-Audio do START/STOP/WYSUŃ znajdują się jeszcze wzmacniacza karty i odsłuchanie go na gło-przyciski POPRZEDNI/NASTĘPNY...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie się dokładnie w poło­wie drogi między przesądem a libertynizmem...
»
Trzech mam synów i trzy jeszcze mam córki, podobne pysznym posągom, a wśród nich Minoe błyszczy jak poranna gwiazda, kiedy wstaje z morza...
»
b gGetwa ze swych dbr dziedzicznych (Iclero) wwczas, gdy jeszcze haE i 7norski by w powijakach, a zyski z niego niewielkie: Rwnie podcawc ;;ny tvlko...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdołała się zebrać, „przedsiębiorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...
»
— Jeżeli zawsze żebrzesz w taki sposób — rzekł pan Ralf — dobrze wystudiowałeś rolę...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Niestety ta kwestia rodzi kolejne pytanie. Powiedzmy, że przyznamy tym formom życia cechę wyższej inteligencji, chociaż liczne zwyczaje tych stworów są dla nas tak nieestetycznie niehigieniczne. Jednakże za jakiś czas przypuszczalnie odkryjemy ich rodzimą planetę i wtedy być może sobie uświadomimy, że tę... hmm... że tę zdolność do odbywania podróży kosmicznych wytworzyło zachowanie instynktowne, tak jak umiejętność odbywania dalekich wędrówek oceanicznych u naszych arktycznych niedźwiedzi morskich. Może mnie pan poprawi, jeśli się mylę, panie Mihaly, zdaje mi się wszakże, iż Arctocephalus ursinuszima, migruje wiele tysięcy mil z Morza Beringa na południe aż do brzegów Meksyku, gdzie sam widywałem przedstawicieli tego gatunku, gdy pływałem po Zatoce Kalifornijskiej. Porównując pod tym kątem te gatunki, nie tylko pomylimy się, przyznając naszym przyjaciołom wyższą inteligencję, ale będziemy musieli przyjrzeć się następnej sprawie: może i nasze podróże kosmiczne stanowią rezultat zachowania instynktowego. Tak jak – być może – niedźwiedź polarny uważa, że płynie na południe z własnej woli, tak nas pcha w kosmos jedynie instynkt?
Trzech reporterów siedzących na tyłach sali pilnie notowało, by w jutrzejszym wydaniu „Timesa” znalazły się wielkie fragmenty z konferencji, opatrzone przyciągającym nagłówkiem w rodzaju: „PODRÓŻ KOSMICZNA WZORCEM MIGRACYJNYM CZŁOWIEKA?”
Z kolei wstał Gerald Bone. Twarz powieściopisarza rozświetliła się na nową myśl niczym buzia dziecka na widok nowej zabawki.
– Rozumiem, że sugeruje pan, profesorze Wittgenbacher, iż my... iż nasza tak bardzo okrzyczana inteligencja, ten intelekt, który najwyraźniej odróżnia nas od zwierząt, iż inteligencja może w rzeczywistości nie jest niczym więcej jak tylko ślepym przymusem pchającym nas w instynktownie zdeterminowanym kierunku, nie zaś w wybranym przez nas samych?
– A dlaczegóż by nie? Mimo wszystkich naszych pretensji do sztuki i nauk nazywanych humanistycznymi, nasza rasa przynajmniej od czasu renesansu kieruje swój główny wysiłek ku bliźniaczym celom powiększania populacji i terytorialnej ekspansji. – Stary filozof w widoczny sposób coraz bardziej się rozkręcał. – Właściwie, może pan porównać naszych przywódców do królowej pszczół, która przygotowuje swój ul do rojenia i nie ma pojęcia, dlaczego to robi. Roimy się w przestrzeń i nie wiemy, z jakiego powodu tak postępujemy. Coś po prostu nas pcha...
Na szczęście nie dane mu było dokończyć tej myśli. Lattimore jako pierwszy dał upust zdrowemu i głośnemu mruknięciu: „Nonsens”, zaś doktor Bodley Tempie i jego asystenci wydali niesmaczne prychnięcia jawnie sugerujące protest. Pozostali nagrodzili profesora mało kulturalnymi gwizdami.
– Niedorzeczna teoria... – bąknął ktoś.
– Ekonomiczne możliwości tkwiące w... – dodał inny.
– Nawet widzowie techni z trudem by zdołali...
– Przypuszczam, że kolonizacja innych planet...
– Nikt nie może tak po prostu zdegradować całego dorobku nauki...
– Proszę o ciszę! – zawołał w końcu dyrektor. Zapadło milczenie, które po chwili przerwał Gerald Bone, wykrzykując kolejne pytanie do Wittgenbachera:
– Gdzie zatem znajdziemy prawdziwą inteligencję?
– Może kiedy natkniemy się na naszych bogów – odparł Wittgenbacher, wcale nie speszony otaczającą go gorącą atmosferą.
– Teraz wysłuchamy sprawozdania lingwistycznego – przerwał ostro Pasztor.
Doktor Bodley Tempie podniósł się, postawił prawą nogę na stojącym przed nim krześle, prawy łokieć położył sobie na kolanie i pochylił się do przodu. Wyglądał na gorliwego i przejętego, zresztą nie zmienił tej pozy do końca swojej wypowiedzi. Tempie był niskim, krępym człowieczkiem z grzywą siwych włosów i zaczepną miną. Zyskał renomę rozsądnego i twórczego uczonego i podtrzymywał tę reputację, nosząc najelegantsze oraz najbardziej ekscentryczne kamizelki spośród wszystkich pracowników Uniwersytetu Londyńskiego. Dziś miał na sobie staroświeckie, ukrywające brzuch dziełko sztuki krawieckiej zdobione przy guzikach brokatowym wzorem przepięknych motyli z gatunku mieniak tęczowiec.

Powered by MyScript