Zechciej jednak wysÅ‚uchać rady czÅ‚owieka, który wie coÅ› niecoÅ› o Å›wiecie i jego obyczajach: zaleciÅ‚bym pokorniejszy ton, odrobinÄ™ pokorniejszy, gdyż inaczej możesz siÄ™ Å‚atwo narazić na Å›mierć gÅ‚odowÄ…. Po tych sÅ‚owach silnie uchwyciÅ‚ prawÄ… rÄ™kÄ… przegub lewej, przechyliÅ‚ nieco gÅ‚owÄ™ na bok i wspierajÄ…c podbródek na piersi patrzyÅ‚ na swego rozmówcÄ™ z nachmurzonÄ… i posÄ™pnÄ… minÄ… czÅ‚owieka, którego nic nie zdoÅ‚a wzruszyć ani zmiÄ™kczyć. — Wczoraj spÄ™dziÅ‚em pierwszy dzieÅ„ w Londynie — powiedziaÅ‚ stary mężczyzna spoglÄ…dajÄ…c na swe znoszone buty i ubranie, które nosiÅ‚o Å›lady dalekiej podróży. — Chyba lepiej byÅ‚oby dla ciebie, żeby to byÅ‚ zarazem ostatni — warknÄ…Å‚ pan Ralf. — Przez te dwa dni szukaÅ‚em pana tam, gdzie, jak sÄ…dziÅ‚em, najÅ‚atwiej go można znaleźć — ciÄ…gnÄ…Å‚ pokorniej już tamten. — A wreszcie spotkaÅ‚em go tutaj, kiedy utraciÅ‚em niemal nadziejÄ™, że w ogóle pana odszukam, panie Nickleby. Zdawać siÄ™ mogÅ‚o, iż czeka na jakÄ…Å› odpowiedź, lecz ponieważ jej nie usÅ‚yszaÅ‚, ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej: — Jestem nieszczęśliwy i zÅ‚amany. Mam blisko sześćdziesiÄ…t lat, a jestem tak opuszczony i bezradny jak szeÅ›cioletnie dziecko. — I ja mam sześćdziesiÄ…t lat — odparÅ‚ pan Ralf. — a nie jestem ani opuszczony, ani bezradny. Pracuj. Me wygÅ‚aszaj teatralnych bzdur o chlebie. Zarabiaj na chleb. — Jak? — zawoÅ‚aÅ‚ tamten. — Gdzie? Powiedz mi, w jaki sposób! Wskaż mi ten sposób! Wskaż! — Raz już to zrobiÅ‚em — brzmiaÅ‚a chÅ‚odna odpowiedź. — Nie bÄ™dziesz mnie chyba pytaÅ‚, czy uczyniÄ™ to powtórnie? — PoróżniliÅ›my siÄ™ dwadzieÅ›cia lub wiÄ™cej lat temu — powiedziaÅ‚ stary mężczyzna przytÅ‚umionym gÅ‚osem. — PamiÄ™ta pan? ŻądaÅ‚em udziaÅ‚u w zyskach z pewnej transakcji, którÄ… panu nastrÄ™czyÅ‚em, a ponieważ byÅ‚em uparty, pan kazaÅ‚ mnie aresztować za stary dÅ‚ug, za jakieÅ› dziesięć funtów z szylingami, z czego poÅ‚owÄ™ stanowiÅ‚y procenty. — CoÅ› sobie przypominam — odparÅ‚ pan Ralf niedbale. — No i co dalej? — Nie rozstaliÅ›my siÄ™ wówczas na zawsze — ciÄ…gnÄ…Å‚ ów mężczyzna. — UlegÅ‚em, bÄ™dÄ…c po tej gorszej stronie krat i zamków. A że pan nie byÅ‚ jeszcze wtedy tak wielki jak dziÅ›, chÄ™tnie przyjÄ…Å‚ z powrotem kancelistÄ™, który nie miaÅ‚ przesadnych skrupułów i wiedziaÅ‚ to i owo o paÅ„skim zawodzie. — ProsiÅ‚eÅ› i bÅ‚agaÅ‚eÅ›, a ja ustÄ…piÅ‚em — odrzekÅ‚ lichwiarz. — ZachowaÅ‚em siÄ™ bardzo Å‚adnie. Może byÅ‚eÅ› mi potrzebny, nie pamiÄ™tam. SÄ…dzÄ™, że raczej tak, bo inaczej prosiÅ‚byÅ› na próżno. ByÅ‚eÅ› użyteczny... nie nazbyt uczciwy ani delikatny, ani drobiazgowo skrupulatny... ale użyteczny. — Użyteczny! — zawoÅ‚aÅ‚ tamten. — Mówmy szczerze. WyzyskiwaÅ‚ mnie pan i wykorzystywaÅ‚ przedtem przez kilka lat, ale ja sÅ‚użyÅ‚em panu wiernie aż do owego dnia, choć traktowany byÅ‚em jak pies. Czy to prawda? Pan Nickleby nie udzieliÅ‚ odpowiedzi. — Czy to prawda? — powtórzyÅ‚ wynÄ™dzniaÅ‚y mężczyzna. — OtrzymywaÅ‚eÅ› wynagrodzenie i pracowaÅ‚eÅ› — odparÅ‚ pan Ralf. — Pod tym wzglÄ™dem mieliÅ›my wyrównane rachunki i mogliÅ›my siÄ™ uważać za skwitowanych. — Wówczas, ale nie później — odpowiedziaÅ‚ tamten. — Tak! Nie później, a nawet i nie wtedy, bo jak sam przed chwilÄ… wspomniaÅ‚eÅ›, byÅ‚eÅ› mi winien pieniÄ…dze. ByÅ‚eÅ› i jesteÅ›! — odrzekÅ‚ lichwiarz.
|