Sa˛dziłam, z˙e Leslie to fantastyczny, czaruja˛cy facet...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
oddzieleniu wszystkich blagierów, kłamców, histeryków i fantastów, pozostaje jeszcze znaczna grupa trzeźwych obserwatorów, ludzi nieraz zawodowo...
»
Wykonanie rzutu przez małe dziecko często połączone jest z przyruchami takimi, jak uginanie nóg, podskakiwanie, przedmachy rąk...
»
Zapadła krótka cisza, po której powtórzono sygnały dźwiękowe i wiadomość...
»
- po pierwsze: są one przedsiębiorstwami, które przejmują szereg czynności finansowych z jednostek gospodarczych i gospodarstw domowych;- po drugie: są...
»
- A ocena sytuacji?- Bezbłędna!- Taktyka?- Doskonała! - Wallie też parsknął śmiechem, ale od razu tego pożałował...
»
dług innych z roku 973, z okresu założenia biskupstw praskiego i oło-munieckiego (morawskiego), w tym również dla terenu Polski południowej (Śląsk,...
»
- Dziękuję...
»
Bazyli, syn Michała 10 Ostasiński h...
»
– Pozwól mi zaciągnąć przynajmniej sto razy po stu oszczepników i łuczników i sto wozów bojowych, a odzyskam dla ciebie całą Syrię, bo zaprawdę, gdy i...
»
– Wiesz, to jest wózek...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

– Nie tłumaczyła, z˙e ja˛ zawio´dł, bo nie zdobył dla niej roĺ w filmach, dzie˛ki ktoŕym
wspie˛łaby sie˛ ma szczyty sławy, ani z˙e zacze˛ła romansowacź pewnym producentem, ktoŕy jej
zdaniem był na progu wielkiej kariery. – Dla
kobiety nie ma nic bardziej deprymuja˛cego niz˙
poraz˙ka w miłosći.
Powinnas´ byc´ bardziej uodporniona, prze-
mkne˛ło Shane przez mysĺ.
– Kilka ostatnich miesie˛cy... – Anne wes-
tchne˛ła. – Nie było mi łatwo.
– Mnie tez˙ – oznajmiła Shane. – Babcia zmar-
ła po´ł roku temu. Nawet nie pofatygowałasśie˛ na pogrzeb.
Anne spodziewała sie˛ tych zarzuto´w. Wpatru-
ja˛c sie˛ w swoje zadbane re˛ce, powiedziała cicho:
– Ogromnie z˙ałuje˛. Wierz mi, coŕen´ko. Chcia-
łam, ale konćzyłam film. Nie mogłam sie˛ wyrwacćhoc´by na jeden dzien´.
– Nie mogłas´ tezżadzwonic´? Przysłac´ tele-
gramu? Nawet nie raczyłasódpowiedziecńa mo´j
list.
188
OD PIERWSZEGO WEJRZENIA
Anne usiadła. Jak na zawołanie, jej oczy napeł-
niły sie˛ łzami.
– Kochanie, nie ba˛dzókrutna. Zrozum, nie
potrafiłam... nie potrafiłam przelacśwoich uczucńa papier. – Z kieszonki na piersi wycia˛gne˛ła jedwabna˛ chusteczke˛ do nosa. – Chociaz˙ była juz˙
stara, jakos´ wydawało mi sie˛, z˙e be˛dzie z˙yła wiecznie. – Ostroz˙nie, by nie rozmazac´ tuszu,
wytarła łzy. – Kiedy dostałam two´j list zawiadamiaja˛cy mnie o jej s´mierci... załamałam sie˛. –
Pojedyncza łzy wolno spływała po jej policzku.
– Przeciez˙ wiesz, co musiałam czuc´. To była jak-by moja matka; ona mnie wychowała. – Z jej
gardła wydobył sie˛ cichy szloch. – Nie moge˛
uwierzyc´, z˙e Faye tu nie ma. Z
˙e nie krza˛ta sie˛ po
kuchni, nie pichci kolacji...
Shane ukle˛kła u sto´p matki. Przez całe z˙ycie
Anne była dla niej kimsóbcym; moz˙e teraz
s´mierc´ babki je poła˛czy?
– Wiem – szepne˛ła głosem ochrypłym ze
wzruszenia. – Mnie tez˙ strasznie jej brakuje.
Widza˛c, z˙e obrana przez nia˛ metoda odnosi
skutek, Anne coraz bardziej zacze˛ła wcia˛gacśie˛
w role˛.
– Shane, kochanie, wybacz mi. – Zacisne˛ła
dłonie, staraja˛c sie˛ nadac´ głosowi lekkie drz˙enie.
– Z
ĺe posta˛piłam, nie przyjez˙dz˙aja˛c na pogrzeb.
Wiem, z˙e powinnam była, ale nie miałam dosćśiły, z˙eby... Wcia˛z˙ nie moge˛ sie˛ pogodzicź...
Nora Roberts
189
– Urwała, unosza˛c re˛ke˛ coŕki do swojego mok-
rego policzka.
– Rozumiem. I wybaczam. Babcia tez˙ by ci
wybaczyła.
– Zawsze była dla mnie taka dobra. Gdybym
mogła jeszcze raz ja˛ przytulic´, porozmawiacź nia˛...
– Przestan´, tak nie moz˙na – przerwała jej
Shane, ktoŕa˛ wielokrotnie po pogrzebie babki
nachodziły identyczne mysĺi. – Ja ro´wniez˙ o tym marzyłam, ale zrozumiałam, z˙e trzeba przywoływac´ miłe wspomnienia. Babcia bardzo kochała
ten dom. Była tu szcze˛sĺiwa, uwielbiała pracowac´
w ogro´dku, smaz˙yc´ konfitury.
– Tak, faktycznie kochała ten dom – szepne˛ła
Anne, rozgla˛daja˛c sie˛ po pokoju. – I pewnie
byłaby zadowolona z tego, co z nim zrobiłas´.
– Tak mysĺisz? – Shane popatrzyła w wilgotne
oczy, szukaja˛c w nich potwierdzenia. – Ja tez˙ tak sa˛dze˛, ale czasem...
– Na pewno by była – oznajmiła stanowczo
matka. – Dom jest teraz twoja˛ własnosćia˛, pra-
wda, kochanie?
– Tak. – Shane powiodła dookoła wzrokiem,
przypominaja˛c sobie, jak poko´j wygla˛dał za z˙ycia babci.
– Czyli zostawiła testament?
– Testament? – Zdezorientowana Shane skie-
rowała spojrzenie na matke˛. – No tak, spisała go
190
OD PIERWSZEGO WEJRZENIA
przed laty. U syna Floyda Arnette’a, kiedy otrzy-mał dyplom prawnika. – Us´miechne˛ła sie˛ na
wspomnienie babci wychwalaja˛cej pod niebiosa
,,tego małego Arnette’a’’ za jego znajomosć´ je˛zy-ka prawniczego.
– A reszta maja˛tku? – spytała Anne, usiłuja˛c
nie okazywacźniecierpliwienia.
– Reszta? Był dom i oczywisćie ziemia – od-
parła Shane. – A takz˙e jakiesákcje, ktoŕe sprzeda-
łam, z˙eby opłacic´ podatek spadkowy i koszty
pogrzebu.
– Wszystko ci zostawiła?
– Tak. Miała na koncie troche˛ goto´wki; to
pokryło cze˛sćŕemontu...
– Kłamiesz!
Odepchna˛wszy gwałtownie coŕke˛, Anne po-
derwała sie˛ na nogi. Shane chwyciła sie˛ krzesła, by nie zwalicśie˛ na podłoge˛. Oszołomiona, stała bez ruchu.
– Na pewno by mnie nie wydziedziczyła!
Niebieskie oczy płone˛ły gniewnie, a pie˛kna˛
twarz wykrzywiła złosć´. Raz czy dwa razy w z˙y-

Powered by MyScript