W stajni Alessan graÅ‚ nadal, równie delikatnie jak przed­tem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktów normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutów podmiotów Federacji, jak równie| innych aktów normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotów Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczególnych podmiotów,- porozumieD midzynarodowych, które zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
Mimo tych problemów oraz mimo braku zgodnoÅ›ci miÄ™dzy wÅ‚asno­Å›ciami czÄ…stek przewidywanych w teoriach supergrawitacji a wÅ‚asnoÅ›ciami czÄ…stek...
»
zanosi³o siê na to, ¿e wp³yw jego stanie siê powszech­nym; ale Bóg wypuÅ“ci³ ze swego oÅ“rodka b³yskawicê mocy, b³yskawicê gniewu potê¿niejsz¹ od...
»
WyjÄ…tek z tajnych instrukcji Wysokiej Wenty17„Papież, jaki by nie byÅ‚, nie zbliży siÄ™ nigdy do tajnych stowa­rzyszeÅ„; to tajne stowarzyszenia powinny...
»
W ciÄ…gu kilku nastÄ™pnych sesji Cletus pracowaÅ‚ wraz z caÅ‚Ä… grupÄ… nad tym, by wszyscy potrafili osiÄ…gnąć uczucie unosze­nia siÄ™, nie zapadajÄ…c przy tym w sen...
»
Durnik spojrzaÅ‚ na postrzÄ™pione kontury kilu o powierz­chni dwóch stóp kwadratowych, które tarÅ‚y Å›ciany, gdy rufa okrÄ™tu koÅ‚ysaÅ‚a siÄ™ leniwie na...
»
Z drugiej strony - albo raczej wÅ‚aÅ›nie z powodu te­go kompletnego braku uczuć - madame Gaillard miaÅ‚a bezlitosny zmysÅ‚ porzÄ…dku i sprawiedliwoÅ›ci...
»
Jeszcze raz powracam do zanalizowania tej paskalowskiej konkluzji: Prawdziwa wiara znajdzie siÄ™ dokÅ‚adnie w poÅ‚o­wie drogi miÄ™dzy przesÄ…dem a libertynizmem...
»
Doktor William Abrahams z Instytutu BadaÅ„ Motywacji Ludzkich w Seattle wyraziÅ‚ w telewizji przekonanie, że Ame­rykanie osiÄ…gnÄ™li “nieodwoÅ‚alnie ten stan,...
»
Jednak zanim jeszcze komisja kontrolna (kierowa­na przez Paula Volckera) zdoÅ‚aÅ‚a siÄ™ zebrać, „przedsiÄ™biorstwo holokaust" zaczęło nalegać na zawarcie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Melodia ta byÅ‚a jeszcze jednÄ… rzeczÄ…, która przenosiÅ‚a Devina z powrotem na Å‚ono rodziny. OpieraÅ‚ siÄ™ jej. JeÅ›li podąży tÄ… drogÄ… w stanie, w jakim siÄ™ teraz znajduje, prawdopo­dobnie skoÅ„czy siÄ™ to Å‚zami.
Devin próbowaÅ‚ sobie wyobrazić, jak ta zapadajÄ…ca w pa­mięć, ulotna melodia brzmiaÅ‚aby dla uszu kogoÅ› skulonego w Å›cianach ciemnego domu w tÄ™ Noc Å»aru. Pewnie wydaÅ‚oby siÄ™ mu, że to wÄ™druje grupka duchów. Zmarli bÅ‚Ä…kajÄ…cy siÄ™ po Å›wiecie za cichÄ…, zapomnianÄ… melodiÄ…. PamiÄ™taÅ‚, jak Catriana Å›piewaÅ‚a w Lesie Sandrenich:
 
Lecz gdziekolwiek zastanÄ… mnie noce czy dnie,
Nad wodą czy pośród wysokich pni drzew,
Me serce zawsze przeniesie mnie
Do marzeń o wieżach Avalle.
 
Zastanawiał się, gdzie teraz jest Catriana. I Sandre. Baerd. Zastanawiał się, czy jeszcze kogoś z nich zobaczy. Wczesnym wieczorem, kiedy uciekał przed banitami do wąwozu, myślał, że niedługo zginie. Teraz, w dwie godziny później, dno wąwozu zaścielały ciała dwudziestu pięciu Barbadiorczyków, których zabili wspólnie z banitami, a trzech z tych banitów siedziało oto z nimi w tej nieznanej szopie, gdzie słuchali granej przez Alessana kołysanki.
Devin uznał, że nie zrozumie dziwnych kolei losu, choćby dożył i stu lat.
Z zewnÄ…trz dobiegÅ‚ jakiÅ› dźwiÄ™k i otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi. De­vin mimowolnie zesztywniaÅ‚, tak jak Ducas di Tregea, który siÄ™gnÄ…Å‚ po miecz. Alessan spojrzaÅ‚ na drzwi, lecz jego palce nie zgubiÅ‚y rytmu i muzyka fletni wciąż pÅ‚ynęła.
W drzwiach stanął stary mężczyzna, oświetlony nagle od tyłu blaskiem księżyca. Był lekko zgarbiony, lecz miał lwią grzywę zaczesanych do tyłu siwych włosów. Po chwili wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi trzymaną w ręce laską. W stajni znowu zrobiło się ciemno i przez jakiś czas trudno było w niej cokolwiek dostrzec.
Nikt siÄ™ nie odezwaÅ‚. Alessan nawet nie podniósÅ‚ wzroku. SkoÅ„czyÅ‚ grać melodiÄ™ miÄ™kko, z uczuciem. Devin patrzyÅ‚ na grajÄ…cego ksiÄ™cia i zastanawiaÅ‚ siÄ™, czy jest tu jedynym czÅ‚o­wiekiem, który rozumie, co dla niego znaczy muzyka. Pomy­Å›laÅ‚ o tym, co Alessan przeszedÅ‚ tylko tego jednego dnia i do­kÄ…d jedzie, i sÅ‚uchajÄ…c smutnego zakoÅ„czenia piosenki, doznaÅ‚ osobliwych odczuć. ZobaczyÅ‚, że książę odkÅ‚ada fletniÄ™ ruchem peÅ‚nym żalu. OdkÅ‚ada to, co przynosi mu ulgÄ™, i z powrotem bierze na ramiona swój ciężar. Wszystkie ciężary bÄ™dÄ…ce jego dziedzictwem, cenÄ… jego krwi.
- Dziękuję, że przyszedłeś, stary przyjacielu - powiedział cicho Alessan do mężczyzny stojącego w drzwiach.
- BÄ™dziesz moim dÅ‚użnikiem, Alessanie - odparÅ‚ starzec czy­stym, mocnym gÅ‚osem. - SkazaÅ‚eÅ› mnie na skwaÅ›niaÅ‚e mleko i zepsute miÄ™so przez miesiÄ…c.
- Tego siÄ™ baÅ‚em - rzekÅ‚ w ciemnoÅ›ci Alessan. Devin usÅ‚y­szaÅ‚ w jego gÅ‚osie serdeczność i niespodziewane rozbawienie. - Menna wcale siÄ™ nie zmieniÅ‚a, co?
Mężczyzna prychnął.
- Menna i zmiana nie współistnieją - powiedział. - Są z tobą nowi ludzie i brakuje jednego przyjaciela. Czy nic mu się nie stało?
- Nie. Jest o pół dnia jazdy na wschód. Mam ci dużo do po­wiedzenia. PrzyjechaÅ‚em nie bez powodu, Rinaldo.
- To dla mnie jasne. Jeden mężczyzna ze zwichniętą nogą. Inny z raną od strzały. Obaj czarodzieje nie są zachwyceni, ale nic nie poradzę na ich brakujące palce i żaden z nich nie jest chory. Szósty teraz się mnie boi, ale niepotrzebnie.
Devin wstrzymał ze zdumienia oddech. Siedzący obok niego Ducas zaklął głośno.
- WytÅ‚umacz to! - warknÄ…Å‚ wÅ›ciekle. - WytÅ‚umacz to wszyst­ko!
Alessan śmiał się. Śmiał się też, ale ciszej, mężczyzna, którego nazwał Rinaldem.
- JesteÅ› zepsutym i maÅ‚ostkowym starcem - rzekÅ‚ książę, jeszcze siÄ™ Å›miejÄ…c - a zaskakujesz ludzi dla samej przyjemno­Å›ci. PowinieneÅ› siÄ™ wstydzić.
- W moim wieku zostało mi tak mało przyjemności - odparł starzec. - Czy i tej chcesz mi odmówić? Twierdzisz, że masz mi wiele do powiedzenia? Mów zatem.
Alessan spoważniał.
- Dziś rano odbyłem w górach pewne spotkanie.
- A, myślałem o tym! I co z niego wynikło?
- Wszystko, Rinaldo. Wszystko. Tego lata. ZgodziÅ‚ siÄ™. BÄ™­dziemy mieli te listy. Jeden do Alberico, jeden do Brandina i jeden do gubernatora Senzio.
- A - powtórzyÅ‚ Rinaldo. - Do gubernatora Senzio. - Powie­dziaÅ‚ to cicho, lecz nie potrafiÅ‚ caÅ‚kowicie ukryć w gÅ‚osie pod­niecenia. PostÄ…piÅ‚ krok do przodu. - Nie marzyÅ‚em, że dożyjÄ™ tego dnia. Czy zaczniemy dziaÅ‚ać, Alessanie?
- Już zaczęliśmy. Ducas wraz ze swymi ludźmi przyłączył się dzisiejszego wieczoru do nas w bitwie. Zabiliśmy trochę Barbadiorczyków i Tropiciela, którzy ścigali jadącego z nami czarodzieja.

Powered by MyScript