I znów gazety nas nie zauważą. Czekanie i spokój nie interesują prasy. Nie mówiąc o tym, że ostatnio zainteresowanie mediów znacznie zmalało prawdopodobnie dlatego, że rozpowszechnił się pogląd, iż maszyna prognostyczna działa przeciwko człowiekowi. Lecz teraz było mi to całkowicie obojętne. Nie miałem ani czasu, ani chęci zajmować się takimi sprawami. Gdyby ten tchórz Tomoyasu, który myśli, że chwycił przyszłość za gardło, dowiedział się choć jedną setną tego, co ja... Milczałem, więc Tomoyasu kontynuował: - A przy okazji, jak idzie praca? Z góry cieszę się na spotkanie komisji pojutrze... - Hm, myślę że będę mógł przedstawić interesujący raport, wykorzystując dane podstawowe, jak na przykład współczynniki ogólne charakteru. - A co ze sprawą mordercy? Biała nitka śliny wypłynęła z kącika ust i spadła na zewnętrzną stronę dłoni. - W ciągu dnia podsumuję sprawozdanie i poproszę Tanomogiego, żeby je panu przedstawił... - odparłem, odkładając słuchawkę, by uniknąć dalszych pytań. W tym momencie znów odezwał się dzwonek. Tym razem nie miałem wątpliwości, że był to telefon od szantażysty, mówiącego głosem podobnym do mojego. - Czy profesor Katsumi? Tak szybko pan się zgłosił, jakby spodziewał się pan mojego telefonu... - powiedział śmiejąc się. Nie czekając na odpowiedź spoważniał i dodał: - Nie, nie “jakby spodziewał się pan", pan po prostu na mnie czekał... Prawda?... W każdym razie pan coś knuje, coś takiego, przed czym chciałbym pana ostrzec... W pewnym sensie oczekiwałem tego szantażysty. Za każdym razem gdy chciałem przystąpić do działania, stawał mi na drodze. Chociaż się go spodziewałem, to jednocześnie byłem w kłopocie, nie wiedziałem co z tym fantem zrobić. Jeśli jeszcze nie założono podsłuchu u mnie w domu, to trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś poza Tanomogim, mógł poznać pomysł poddania żony analizie za pomocą maszyny prognostycznej. Jednak byłoby wręcz nienaturalne, żeby Tanomogi, który dotąd był niezwykle przebiegły, teraz zdradził się, że to on właśnie kryje się za tym wszystkim... Zadrżałem, czując w pobliżu niewidzialnego obserwatora. - Myślisz, że czekałem? To zupełny przypadek! - Ja wiem. Właśnie rozmawiałeś, nim ja zadzwoniłem, prawda? Zmieszałem się. Zgodnie z moim przypuszczeniem mogła to być jedynie taśma maszyny prognostycznej, która przemawiała moim głosem. Wypowiadała jednak słowa odpowiednie do danej sytuacji, że trudno mi przychodziło sobie wyobrazić, że mogłaby tak precyzyjnie reagować na moje wypowiedzi. - Ha ha ha, zaskoczony pan? - Widocznie wyczuł moje zakłopotanie. - Lecz teraz już chyba pan rozpoznał, kim jestem? - Kim pan jest? - Kim? Jeszcze pan nie zrozumiał? Dam więc jeszcze jedną wskazówkę. Telefon, który pan przed chwilą odebrał, pochodził od Tomoyasu. - Ach, jesteś Tanomogim! Nie, ty jesteś maszyną. Jesteś tylko głosem. Tobą manipuluje Tanomogi, na pewno. Chyba tam jesteś. Odpowiedz szybko! - Mówi pan bez sensu. Jeśli jestem tym, który mówi, to jestem również i tym, który słucha. Zatelefonowałem z własnej woli. Czy sądzisz, że maszyna, manipulowana przez kogoś, mogłaby tak dobrze reagować na twoje zachowania? Mówisz mając coś w ustach. Nie zdążyłeś chyba wypłukać ust i podszedłeś do telefonu, prawda? Jeśli chcesz, mogę poczekać, aż skończysz płukać. Och, przepraszam! Wcale nie chciałem cię ośmieszać. Ale faktem jest, że mówię z własnej woli. - I dlatego powinieneś powiedzieć, kim jesteś! - Możliwe. Czy naprawdę jeszcze nie zgadłeś? Tak, chyba nie. Profesorze, zauważył pan przynajmniej, jak bardzo mój głos przypomina pański. Może to jest przypadkowe podobieństwo - na pewno tak myślisz. Nie? To trudno. Nie starasz się uczyć, nie skłaniasz się do wysiłku i nie próbujesz wykryć, kim jestem naprawdę. Tymczasem ja jestem po prostu drugą stroną tej samej monety. Więc ostatecznie dzielę się z tobą przynajmniej częścią tej ważnej sprawy... - Dlaczego więc nie przyjdziesz tutaj i nie spotkasz się ze mną? Wtedy byłoby łatwiej z tobą rozmawiać. - Tak myślisz? To, niestety, jest niemożliwe. Rozmowa przez telefon jest mniej skomplikowana... - Proszę zatem przystąpić do sedna sprawy. - Dobrze - odpowiedział raczej zdecydowanie. - Podjąłeś groźną w skutkach decyzję. Zrozumiałem, że muszę być ostrożny. Mój przeciwnik z całkowitą swobodą posługiwał się słownictwem gangstera, a jednocześnie zachowywał się jak urzędnik państwowy, dając do zrozumienia, że nie jest kimś całkiem zwyczajnym. Gdyby przyszło mi określić jego zawód, to skłaniałbym się do opinii, że jest on detektywem szantażystą. Udaje, że potrafi przejrzeć moje myśli, i w ten sposób próbuje poddać mnie przesłuchaniu, zadając naprowadzające pytania. - Zrozumiałe. - Zareagował na moje milczenie lekko pokasłując. - Nic dziwnego, że pan mi nie ufa. Przyjmuję to. Teraz pan zamierza wyjść z domu razem z żoną. Prawda? Proszę jednak nie myśleć, że podpatruję pana przez lornetkę z naprzeciwka. Faktem jest, że w tym momencie ktoś prowadzi obserwację przed pańskim domem. Proszę spojrzeć przez okno na końcu korytarza. Szybko! Przynaglony odłożyłem słuchawkę i uczyniłem, co mi kazał. Przed bramą ujrzałem znanego mi już mężczyznę przechadzającego się ze znudzoną miną. Wróciłem i wziąłem do ręki słuchawkę, jednak się nie odezwałem. - I co pan na to? - Mimo mojego milczenia, on wiedział, że już wróciłem. - To ten sam młodzieniec, z którym pan stoczył walkę. Bardzo zdolny specjalista od skrytobójstwa. - Skąd, u licha, dzwonisz? Za wszelką cenę starałem się wypatrzeć, z którego okna mógłby mnie podglądać, mimo że zdrętwiała mi dłoń i całe ramię. Słuchając go przejrzałem utrwalony w głowie plan osiedla.
|