Leżał w wąskim okrętowym łóżku i przeżywał w wyobraźni olbrzymie polowanie na szybkonogie kangury i krwiożercze dingo...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Wszystko w porządku? — Jane podeszła szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...
»
własności konsultant potrafi szybko obmyślić nowy sposób przedstawienia korzyści produktu trafiający do klienta, z którym właśnie rozmawia...
»
Jego wyjaśnienie nie pocieszyło mnie zbytnio i odważyłem się zapytać, czy rzeczywiście przypuszcza, że trafimy z powrotem do brzegu, szybko bowiem robiło się...
»
Jak za chwilę zobaczymy, jedynie w przypadku algorytmów o niewielkiej złożoności w rodzaju O(n)czy O(n log n) zwiększenie szybkości komputera ma znaczący...
»
Może i niespecjalnie rozgarnięty, Millog jednakże rozumiał, że nieoczekiwani współtowarzysze podróży, którzy tak szybko i ostatecznie go zniewolili,...
»
Szybko, z podniesionym ogonem przychodzące szczenię, które podskakuje i podgryza ręce testującego, otrzymuje l punkt...
»
Andrew szybko zareagował, Ŝeby zmienić ponury nastrój, który nagle ogarnął całą grupę...
»
Gniazdo portu RS232/485 w panelu operatorskim TIU050/200 wykonane jest w formie szybkozłącza Phoenix...
»
Panna Williams odpowiedziała szybko:— Pańska uwaga jest bardzo trafna, panie Poirot...
»
Amerykanin szybko powiedział mu o tym, co się wydarzyło, kiedy mówił, twarz Re Mu stawała się maską powagi...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

W ciągu niedługie­go czasu dokonał w myślach tylu nadzwyczajnych czynów, że w końcu zmę­czony zasnął.
WRÓŻBITA Z PORT SAIDU
 
Była piękna, bezwietrzna, słoneczna pogoda. „Aligator" płynął spokojnie po wygładzonym jak zwierciadło Morzu Adriatyckim. Tomek czuł się na statku bezpiecznie jak w domu u ciotki Janiny. Żywe usposobienie oraz cie­kawość nie pozwalały mu zbyt długo usiedzieć na jednym miejscu. Całe dnie spędzał w ustawicznym ruchu. Schodził do kotłowni do palaczy, zaglą­dał do pomieszczeń przygotowanych dla zwierząt, zaprzyjaźnił się z kucharzem, odwiedzał marynarzy w ich kwaterach i po dwóch pracowicie spędzo­nych dniach znał już na pamięć wszystkie zakamarki „pływającego zwie­rzyńca" na równi z kapitanem Mac Dougalem.
Zgodnie z przyrzeczeniem bosman Nowicki rozpoczął naukę strzelania. W jednym z pomieszczeń przeznaczonych dla zwierząt urządził strzelnicę, w której spędzał z Tomkiem codziennie po kilka godzin, strzelając do za­improwizowanej tarczy.
Każdego ranka Tomek zachodził do palarni i uważnie studiował mapę, na której oznaczano drogę przebytą przez statek w ciągu doby. Siódmego dnia czarna linia nieomal dotykała wybrzeży Afryki. Tomek wybiegł zaraz na po­kład. „Aligator" zbliżał się już do portu. W małej grupce mężczyzn stojących na górnym pokładzie dostrzegł ojca i Smugę. Szybko podbiegł do nich.
- Tatusiu, czyżby to był już Port Said[11]? - zagadnął.
- Tak, wpływamy do Port Saidu, leżącego u wrót Kanału Sueskiego - powiedział Wilmowski.
- Czy będziemy mogli wysiąść na ląd? - pytał Tomek niecierpliwie, cie­kaw ujrzeć miasto znane mu dotąd tylko z lektury i nauki geografii w szkole.
- Uzupełnimy tutaj nasz zapas węgla. Postój „Aligatora" potrwa więc kilka godzin. Po południu zwiedzimy miasto - odpowiedział Wilmowski.
Przy akompaniamencie ryku syreny „Aligator" ostrożnie manewrował wśród setek łodzi i mniejszych statków, przepłynął obok kilku dużych pa­rowców spokojnie drzemiących w głębi portu i zarzucił kotwicę w pobliżu lądu.
Tomek z ciekawością spoglądał w kierunku miasta, nad którym szeroko rozciągało się bezchmurne, wyzłocone palącym słońcem niebo. Wysoko po­nad dachy niskich domów wystrzelała śmigła wieża latarni morskiej, a w da­li pięły się ku niebu iglice minaretów[12].
Zaledwie „Aligator" stanął na uwięzi, otoczył go rój łodzi. Znajdowali się w nich ruchliwi Arabowie i Murzyni trudniący się przewożeniem pasa­żerów ze statków na wybrzeże. Skoro jednak dowiedzieli się, że „Aligator" nie jest statkiem pasażerskim, odpłynęli pospiesznie. Teraz natomiast zbliży­ło się kilka łódeczek. Mali wioślarze, półnadzy chłopcy arabscy, wrzaskliwie usiłowali porozumieć się z załogą statku.
- Czego oni chcą od nas? - zapytał Tomek zaintrygowany ich hałaśli­wym zachowaniem.
- Zaraz zobaczysz - odparł Wilmowski. Wyjął z kieszeni portmonetkę. Zaledwie w jego dłoni błysnęła srebrna moneta, jedna z łódek jeszcze bar­dziej zbliżyła się do statku.
- Teraz uważaj dobrze - powiedział do syna.
Moneta rzucona za burtę wpadła w morze. W tej chwili mały Arab skoczył z łodzi głową w dół, zniknął w głębinie na kilka sekund i wkrótce wynurzył się znów na powierzchnię, trzymając w zębach pieniążek.
- Ależ to wspaniały pływak! - zdumiał się Tomek. - Daj mi tatusiu kilka monet, muszę dokładnie przyjrzeć się, jak on to robi.
Tomek rzucał monety zręcznym nurkom Port Saidu, a także przyglądał się „magicznym sztukom" produkowanym przez starszego Araba. Dopiero po wyczerpaniu otrzymanych od ojca srebrnych monet spostrzegł, że po przeciwnej stronie statku dzieje się coś nowego. Wychylił się za burtę. Ujrzał pięć ciężkich kryp załadowanych węglem, które kolejno miały podpływać do luku otwartego w boku parowca. Jedna z nich właśnie przylgnęła do „Aliga­tora". Mrowie brunatnych, półnagich Arabów zwinnie zaczęło przeładowy­wać koszami węgiel na statek. Chmury czarnego pyłu docierały aż na pokład. Swobodnie poruszający się na krypach Arabowie spoglądali na marynarzy stojących na pokładzie, ukazując w wesołym, szczerym uśmiechu mięsistych warg przedziwnie białe zęby.
Przeładunku pilnował stary Arab w brudnym burnusie. Nie żałował grubego sznura i najczęściej bijąc powietrze - ni­by to popędzał ładowaczy.
Smuga zbliżył się do Tomka.
- Przygotuj się do zejścia na ląd! - zawołał, a kiedy chłopiec odwrócił się twarzą do niego parsknął śmiechem i dodał: - Do licha! Przecież wy­malowałeś się na Murzyna.
Teraz dopiero Tomek spostrzegł, że cały pokryty jest czarnym węglowym pyłem unoszącym się wokoło.
- A to się zagapiłem! - odparł. - Zaraz pójdę się przebrać. To wszystko przez tego starego Araba dozorcę o wyglądzie wiedźmy. Niech pan spojrzy! Jak on śmiesznie udaje, że popędza innych w pracy! Tymczasem wszyscy się z tego śmieją.
- Taki jest już ich ceremoniał pracy - powiedział Smuga. - Bez tego starego poganiacza przeładunek szedłby na pewno równie sprawnie. Umyj się teraz i przebierz, gdyż zaraz wsiadamy do łodzi.

Powered by MyScript