— Wszystko w porządku? — Jane podeszła szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
SZEŚĆ ŚWIATÓW CYKLICZNEJ EGZYSTENCJIWedług nauk buddyjskich, istnieje sześć światów (loka*) egzystencji, w których przebywają wszystkie...
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
Tworząc kod obsługi zasad biznesowych dobrą praktyką jest tworzenie funkcji obsługi wszystkich zasad...
»
każdy zauważył, że nie wszystkie powierzchnie są płaskie! Można tworzyć przybliżenia takich powierzchni, stosując płaskie wielokąty, ale...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Silne stronyDo silnych stron firmy NETKOM mających wpływ na wybór strategii działania zaliczyć trzeba przede wszystkim:szeroki asortyment usług; firma...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
Vendôme z powodu rozmiarów swego cokołu, trzon kolumny jest z jednego kawała granitu, największy z wszystkich, jakie wykonała kiedykolwiek ludzka ręka...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Pochyliła się nad nim i przyłożyła mu dłoń do policzka.
— W porządku — odparł, uśmiechając się do niej. Po czym przeniósł wzrok po kolei na synów, zaglądając każdemu głęboko w oczy.
— Nie przychodzi mi wcale łatwo prosić was o to, o co was ·proszę. Macie własne życie, swoje zainteresowania. Macie pieniądze. — Victor uniósł szybko rękę. — Spieszę dodać, że one wam się należą. Ja otrzymałem dużo, nie ma powodu, dla którego wy mielibyście otrzymać mniej. Pod tym względem jesteśmy uprzywilejowaną rodziną. Ale ten przywilej nakłada obowiązki na tych, którzy z niego korzystają. Sytuacje, kiedy jakaś niespodziewana sprawa wielkiej wagi zażąda od was odłożenia na bok swych praw osobistych, są nieuchronne. Proszę was, byście przyjęli do wiadomo- ści, że taka sytuacja właśnie zaistniała, a sprawa jest wagi największej. Wasze drogi rozeszły się. Podejrzewam, że staliście się oponentami i w sferze filozofii, i polityki. Nic w tym złego, ale te różnice są nieistotne w obliczu stojącego przed wami zadania. Jesteście braćmi, wnukami Savarone Fontini-Cristiego i musicie zrobić to, czego jego syn zrobić nie może. Przed przywilejem nie ma ucieczki. Nie próbujcie jej szukać.
Umilkł, zupełnie wyczerpany. Tylko tyle był w stanie powiedzieć. Każdy oddech przeszywał go bólem.
— Przez te wszystkie lata nigdy, nawet słowem nie wspomniałeś... — Adrian znów spojrzał na niego z podziwem i smutkiem. — Mój Boże, jak ty się musiałeś czuć.
— Miałem dwa wyjścia — odparł Victor ledwie słyszalnie. — Działać lub umrzeć jako życiowy kastrat. To nie był trudny wybór.
— Trzeba było ich zabić — powiedził cicho Andrew.
rrzystanęli na dworze, na podjeździe przed domem na North Shore. Andrew oparł się o maskę wynajętego lincolna continentala z rękami założonymi na piersi nienagannie wyprasowanego munduru. Mosiężne guziki i szlify błyszczały w popołudniowym słońcu.
— On umiera — powiedział.
— Wiem — odparł Adrian. — I on także o tym wie.
— To, czego od nas chce, łatwiej będzie wykonać mnie niż tobie. — Andrew spojrzał w okna sypialni na pierwszym piętrze.
— Co to ma znaczyć?
— Jestem człowiekiem praktycznym, ty nie. Lepiej nam pójdzie, jeśli będziemy pracować razem niż osobno.
— Zaskakujesz mnie. Przyznanie, że mogę się na coś przydać, musi ranić twoją miłość własną.
— Ego nie wpływa na podejmowanie decyzji operacyjnych. Liczy się wyłącznie cel. — Andrew mówił tonem przyjacielskiej rozmowy. — Jeśli podzielimy między siebie wszystkie ewentualne kryjówki, zaoszczędzimy połowę czasu. Jego zapiski są zbiorem różnych oderwanych wspomnień, błądzi pamięcią po wielu miejscach. Wskazówki dotyczące terenu wyraźnie mu się plączą. Mam w tej dziedzinie pewne doświadczenie. — Andrew odepchnął się plecami od samochodu i stanął wyprostowany. — Chyba będziemy się musieli cofnąć, Adrian. Siedem lat. Przed San Francisco. Zdołasz to zrobić?
Adrian popatrzył badawczo na swego brata.
— Tylko ty możesz na to odpowiedzieć. I proszę cię, nie kłam. Nigdy nie byłeś w tym dobry, przynajmniej ze mną.
— Tak jak i ty ze mną.
Spojrzeli sobie prosto w oczy; żaden nie spuścił wzroku.
— W środę wieczorem został zabity pewien człowiek. W Waszyngtonie.
— Byłem w Sajgonie. Wiesz o tym. Kto taki?
— Pewien Murzyn, prawnik, z Departamentu Sprawiedliwości. Nazywał się...
— Nevins — dokończył, wchodząc mu w słowo brat.
— Wielki Boże! A więc wiedziałeś!
— Kto to jest Nevins, tak. O tym, że został zabity, nie. Dlaczego miałbym wiedzieć?
— Korpus Oko! To on zdobył zeznanie z sprawie Korpusu Oko! Miał je przy sobie! Zostało zabrane z jego samochodu!
— Czyś ty zupełnie zidiociał? — Wojskowy mówił powoli, bez nacisku. — Możesz sobie nas nie lubić, ale nie uważaj nas za głupców. Obiekt taki jak on, choćby tylko minimalnie z nami związany, ściągnąłby nam na kark agentów IG, i to całe setki. Istnieją lepsze sposoby. Zabijanie jest narzędziem, ale nie stosuje się go przeciwko sobie samemu.
Adrian wpatrywał się w brata, próbując przeniknąć jego myśli. W końcu przerwał milczenie, cicho, głosem niewiele donośniejszym od szeptu.
— To chyba najbardziej bezduszna rzecz, jaką usłyszałem w życiu.
— Niby co?
— “Zabijanie jest narzędziem". Naprawdę tak myślisz?
— Oczywiście. Bo tak jest. Czy odpowiedziałem na twoje pytanie?
— Tak — odparł cicho Adrian. — Cofniemy się do... przed San Francisco. Na pewien czas. Powinieneś o tym wiedzieć — tylko do zakończenia tej sprawy.
— Doskonale... Ty musisz przed wyjazdem wyprowadzić różne sprawy, i ja też. Powiedzmy za tydzień od jutra.
— Zgoda. Od jutra za tydzień.
— Będę chciał złapać samolot do Waszyngtonu, ten o szóstej. Zabierzesz się ze mną?
— Nie. Jestem umówiony z kimś w mieście. Wezmę któryś z domowych samochodów.
— To zabawne — powiedział Andrew, potrząsając z wolna głową, jakby to, co miał zamiar powiedzieć, wcale nie było zabawne. — Nigdy nie zapytałem cię o twój numer telefonu ani adres.
— Mieszkam w Disctict Towers. Przy Nebrasce.
— District Towers. Dobra, za tydzień od jutra. — Andrew sięgnął do klamki. — A tak nawiasem, co się stało z tym pozwem?
— Wiesz, co się z nim stało. Nie został doręczony. Major uśmiechnął się i wsiadł do samochodu.
— I tak nic byście z jego pomocą nie wskórali.

Powered by MyScript