..» – mówi Tomasz. «Ja – nie. Zaniepokoiłem Go i nie czuję, że już mi wybaczył. Zapytajcie Go za mnie» [– prosi Judasz.] «Wybacz! Przecież my przyjmujemy wszystko, [nie wymagając] takich wyjaśnień. Dlaczego więc mamy stawiać pytania? To nie jest słuszne!» – odpowiada ostro Jakub, syn Zebedeusza. «Co nie jest słuszne?» – pyta Jezus. Milczenie. Potem Zelota wyjaśnia w imieniu wszystkich i powtarza pytania Judasza z Kariotu oraz odpowiedzi pozostałych uczniów. «Ja nie zachowuję urazy. To pierwsza rzecz. Czynię tylko konieczne uwagi, cierpię i przebaczam. To [odpowiedź] dla tego, który odczuwa lęk – owoc swego zmieszania. Co do Wcielenia rzeczywistego, dokonanego przeze Mnie, mówię: “To właściwe, że tak się stało”. W przyszłości bardzo wielu popadnie w błędy dotyczące Mojego Wcielenia. Będą przypisywać Mi dokładnie takie błędne formy, jakie Judasz chciałby, żebym przyjął: człowiek pozornie spoisty w ciele, a w rzeczywistości ulotny jak gra świateł. Przez to byłbym i nie byłbym ciałem. Byłoby i nie byłoby naprawdę macierzyństwa Maryi. Tymczasem Ja naprawdę mam ciało, a Maryja naprawdę jest Matką Słowa Wcielonego. A jeśli moment narodzenia był tylko ekstazą, to stało się tak, gdyż Ona jest Nową Ewą bez ciężaru winy i bez dziedzictwa kary. Nie poniżyło Mnie spoczywanie w Niej. Czy zamknięcie w Arce upodliło mannę? Nie, a nawet przebywanie w tamtym miejscu otoczyło ją czcią. Inni powiedzą, że Ja – nie mając rzeczywistego Ciała w czasie Mojego pobytu na ziemi – nie cierpiałem i nie umarłem. Tak, nie mogąc zaprzeczyć, że tu byłem, zacznie się zaprzeczać Mojemu realnemu Wcieleniu lub Mojej prawdziwej Boskości. [To błąd], gdyż naprawdę wiecznie jestem Jedno z Ojcem. Jestem też zjednoczony z Bogiem jako Ciało. Naprawdę jest możliwe, że Miłość w Swej Doskonałości osiąga to, co nieosiągalne, przyoblekając się w Ciało dla zbawienia ciała. Na wszystkie te błędy odpowiada całe Moje życie, które daje krew od narodzenia po śmierć. Ono poddało się wszystkiemu, co wspólne człowiekowi – z wyjątkiem grzechu. Zrodzony, tak – z Niej. I dla waszego dobra. Nie wiecie, w jakim stopniu Sprawiedliwość jest łagodzona przez to, że ma Niewiastę za Współpracownicę. Czy to cię zadowoliło, Judaszu?» «Tak, Nauczycielu.» «Czyń tak, abyś i ty Mnie [zadowolił].» Iskariota pochyla głowę – zawstydzony i może naprawdę przejęty tak wielką dobrocią. Przedłuża się pobyt pod świeżym cieniem jabłoni. Jedni śpią, inni drzemią. Maryja wstaje i powraca do Groty. Jezus idzie za Nią... 70. W DRODZE DO ELIZY Z BETSUR Napisane 4 lipca 1945. A, 5548-5564 «To niemal pewne, że ich odnajdziemy, jeśli powrócimy na chwilę na drogę wiodącą do Hebronu. Proszę was, idźcie dwójkami, szukając ich na górskich ścieżkach. Stąd – do Źródeł Salomona, a potem do Betsur. Pójdziemy za wami. Tu jest teren wypasu ich [owiec]» – mówi Pan. Uświadamiam sobie, że mówi o pasterzach. Apostołowie gotują się do odejścia, każdy z ulubionym towarzyszem. Wyjątek stanowi para niemalże nierozdzielna, [którą tworzy] Jan i Andrzej. Podchodzą obydwaj do Iskarioty, mówiąc: «Idę z tobą.» Judasz odpowiada: «Tak, chodź, Andrzeju. Tak będzie lepiej, Janie. Ty i ja znamy pasterzy. Lepiej więc będzie, jeśli pójdziesz z kimś innym.» «W takim razie ze mną, chłopcze» – mówi Piotr, który opuszcza Jakuba, syna Zebedeusza. Ten bez oporu idzie z Tomaszem, podczas gdy do Zeloty przyłącza się Juda Tadeusz, do Jakuba Alfeuszowego – Mateusz, a dwaj nierozłączni: Filip i Bartłomiej, idą razem. Dziecko zostaje z Jezusem i Maryją. Droga przez góry – zielone od lasów i łąk – jest chłodna i piękna. Spotykają stada idące na pastwiska w jasnych promieniach jutrzenki. Przy każdym dźwięku dzwonka Jezus przerywa rozmowę i rozgląda się. Potem pyta pasterzy, czy Eliasz, pasterz Betlejemita, jest tutaj. Dowiaduję się, że Eliasza nazywa się “Betlejemitą”. Chociaż inni pasterze też są z Betlejem, ten przydomek odnosi się do niego i jest chyba trochę pogardliwy. Nikt jednak nic nie wie. Odpowiadają, zatrzymują stada i przerywają grę na prymitywnych fujarkach. Prawie wszyscy młodzi mają proste fujarki, co wprowadza Margcjama w stan ekstazy. Wreszcie dobry stary pasterz podaje mu fujarkę swego wnuka, mówiąc: «On sobie zrobi inną.» Margcjam odchodzi szczęśliwy, trzymając swój instrument na ramieniu, bo na razie nie potrafi się nim jeszcze posługiwać. «Tak bardzo chciałabym ich spotkać!» – woła Maryja. «Z pewnością ich znajdziemy. O tej porze roku zawsze idą w kierunku Hebronu.» W chłopcu budzą zaciekawienie pasterze – którzy widzieli Jezusa jako Dziecko – i stawia tysiące pytań Maryi, która odpowiada cierpliwie i z dobrocią. «Ale dlaczego ich ukarano? Czynili przecież tylko dobro!» – pyta dziecko po opowiadaniu o ich nieszczęściu. «Bo wielokrotnie człowiek błądzi, oskarżając niewinnych o zło, które w rzeczywistości popełnił ktoś inny. Oni byli dobrzy i potrafili przebaczyć, dlatego Jezus kocha ich bardzo. Trzeba zawsze umieć przebaczać.» «A w jaki sposób przebaczyły Herodowi wszystkie te dzieci, które zostały zabite?» «To mali męczennicy, Margcjamie, a męczennicy są święci. Ci nie tylko przebaczają swojemu katowi, lecz go kochają, bo on im otwiera Niebo.» «A te dzieci są w Niebie?» «Nie, na razie nie. Są radością Patriarchów i sprawiedliwych w Otchłani.» «Dlaczego?»
|