— Właśnie ujrzałam, że pewien alizoński baron nosi na łańcuchu, oznace swej rangi, mój dar zaręczynowy...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Ha! Pora ci już, pora rozejrzeć się za jaką głupią panną…Było rzeczą powszechnie wiadomą, że John Nieven jest nieprzejednanym wrogiem kobiet,...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
miejskiej partyzantki? Baader (z odpowiednim naciskiem) — a czy wasza interwencja nie jest niezbitym dowodem na to, że taka partyzantka jest...
»
Uszczęśliwieni chłopcy natychmiast pobiegli na dwór, Una poszła pomóc cioci Marcie przy zmywaniu — choć gderliwa staruszka niechętnie przyjmowała jej...
»
W moich rozmowach ze Stanisławom Beresiem znajduje się kilka miejsc wykropkowanych — wtedy już pozwalano znaczyć w taki sposób ingerencje cenzury...
»
Że ktoś ze mną zagra w berka, Lub przynajmniej w chowanego… Własne pędy, własne liście, Zapuszczamy — każdy sobie I korzenie...
»
— Czy moglibyśmy zwabić Gurboriana w pułapkę za pomocą rzekomego listu Voloriana? Przypuśćmy, że twój stryj zapragnął poznać prawdziwe...
»
— Mam nadzieję, że żądam większej forsy od tych tanich drani! I nie fałszywek, które ostatnio wpakowały mnie w takie tarapaty...
»
Ów największy Memnóg wstał i tak mi powiedział:— Czcigodny ojcze, wiemy dobrze, że będziemy potępieni i męczeni do końca świata, i...
»
— To, że jestem jednym z Cayhallów? Nie zamierzam mówić każdemu, kogo spotkam, ale nie będę zaskoczony, jeśli wkrótce się to wyda...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

To baron Gurborian z Linii Reptura, morderca ojca tego mężczyzny i jego największy wróg.
Wszyscy znowu zaczęli mówić jednocześnie i ta ogólna wrzawa zagłuszyła okrzyk Duratana. Siedziałam nadal na kamiennej podłodze, drżąc z prawdziwego zimna i psychicznego szoku. Dotychczas wizje zgubionych przedmiotów lub miejsc, których szukałam, pojawiały się fragmentarycznie i tylko w snach. Nie mogłam sobie przypomnieć tak żywego i logicznie powiązanego widzenia.
Ouen zaczął coś mówić, lecz Jonja przerwała mu w pół słowa:
— Spójrz! — powiedziała ostro. — Nasz nieproszony gość kręci się.
— I po omacku szuka broni — zauważył Duratan. — Będzie zawiedziony, kiedy jej nie znajdzie.
Sięgnęłam po laskę i wstałem przy pomocy Jonji. Nie chciałam, by jakikolwiek Alizończyk miał nade mną przewagę, bez względu na to, czy był uzbrojony, czy bezbronny.
Rozdział szósty 
Kasarian — relacja przeznaczona do archiwów Lormtu. Spisane zaraz po jego niezwykłym przeniesieniu do tej estcarpiańskiej twierdzy. Siódmego dnia Miesiąca Lodowego Smoka (Siódmego dnia Miesiąca Sztyletu wg kalendarza Alizonu).
 
Przytłumione głosy wdarły się w otulający mnie mrok… Słyszałem rozmowę, ale nie rozumiałem słów. Stopniowo odzyskiwałem przytomność. Spróbowałem poruszyć członkami. Leżałem na czymś twardym i zimnym. To był kamień. Dlaczego znalazłem się na kamiennej podłodze? Moja lewa ręka była pusta: gdzie się podział sztylet? Sięgnąłem po omacku po noże, ale za pasem było pusto. Co gorsza, nie trzymałem też w prawej dłoni klucza starszeństwa. Zostałem więc nie tylko rozbrojony, lecz także ograbiony. Usiłowałem uporządkować natłok wspomnień. Wszedłem w niesamowity świetlny owal w komnacie znajdującej się głęboko pod Zamkiem Kervonel i z pomocą jakichś ohydnych czarów zostałem przeniesiony gdzie indziej. Estcarpianie… tak, zanim wchłonęły mnie ciemności, zobaczyłem odwiecznych wrogów Alizonu.
Otworzywszy oczy, usiadłem ostrożnie, by ocenić moje położenie. Wrogowie rzeczywiście przewyższali mnie liczebnie, ale jak dotąd, nie zaatakowali mnie, tylko rozbroili. Nie ukradli mi też kosztownego łańcucha ani sakiewki. Zamilkli, gdy tylko się poruszyłem. Trwało milczenie, przyglądaliśmy się sobie z napięciem. Zastanowiłem się, czy więcej nieprzyjaciół kryło się poza zasięgiem migotliwego światła lamp. Owal, przez który tu dotarłem, zniknął, pozbawiając nas dodatkowego oświetlenia.
Komnata była ogromna, dalekie ściany i strop ginęły w nieprzeniknionym mroku. Lecz choć otoczenie mogło budzić niepokój, bardziej przejąłem się otaczającymi mnie wrogami. Czwórka wokół mnie wyglądała naprawdę groźnie: dwóch mężczyzn ze Starej Rasy, jedna kobieta odziana jak rzucające czary wiedźmy z Krainy Dolin i jeszcze jakaś niewiasta, której widok naprawdę mnie zaskoczył. Przez chwilę, z powodu białych włosów, jasnych oczu i skóry, omal nie wziąłem nieznajomej za Alizonkę, ale jej widoczne dobre stosunki z Estcarpianami oraz postawa sprawiły, że szybko zmieniłem zdanie. Trzymała mocny kij w taki sposób, jakby umiała nim walczyć, a to jest zupełnie niemożliwe w przypadku alizońskiej kobiety. Kiedy wstałem, by lepiej ich widzieć, niewiasta ta znalazła się najbliżej mnie. Jej dłonie zdradzały podeszły wiek. Dlaczego jakaś kobieta, widocznie nie–Estcarpianka, przyłączyła się do wojowników ze Starej Rasy i rzucającej czary wiedźmy?
Najstarszy z mężczyzn nie nosił miecza, niemniej jednak wyglądał na przywódcę całej grupy. Wskazał gestem na stojące w pobliżu drewniane ławy i powiedział powoli po estcarpiańsku, wyraźnie wymawiając słowa: — Siądźmy i porozmawiajmy w pokoju. Upłynęło trochę czasu, odkąd po raz ostatni słyszałem mowę naszych wrogów. Kilku baronów o naukowych zainteresowaniach nauczyło się podstaw estcarpiańskiego, by móc przesłuchiwać schwytanych w naszych granicach jeńców (choć zdarzało się to niezmiernie rzadko), ale ja sam od kilku lat nie uczestniczyłem w takich przesłuchaniach. Z ostrożności postanowiłem ukryć znajomość nieprzyjacielskiego języka do chwili, kiedy lepiej rozeznam się w sytuacji. Udałem więc, że nic nie zrozumiałem, i odparłem po alizońsku:
— Czy mogę się dowiedzieć, gdzie się znajduję i kim wy jesteście?
Młodszy mężczyzna trzymał w prawej dłoni nóż, ale nie wymachiwał nim. Jego widoczna znajomość tej broni i wyprostowana postawa wskazywała, że był kiedyś żołnierzem. W dodatku utykał lekko na lewą nogę, co wskazywało, iż otrzymał ranę w walce. Gdy tylko zamilkłem, odwrócił się do starszego wiekiem towarzysza i powiedział ze zniecierpliwieniem:

Powered by MyScript