Blask srebrzystej kuli przyćmiewał iskrzące się na bezchmurnym niebie gwiazdy. Jakiś nocny ptak krzyknął przenikliwie i zaraz ucichł, gdy rozległo się głuche pohukiwanie sowy. Wiał lekki wiatr i o dziwo, zrobiło się jakby chłodniej. Ale chyba jej się tylko zdawało. Noce były chłodne jedynie w porównaniu z żarem dni. Większość mieszkańców obozu spała, ciemne kopce spoczywały nieruchomo wśród cieni pod drzewami. Kilku czuwało, rozmawiając przy nielicznych nadal płonących ogniskach. Nie starała się ukryć, ale i tak nikt jej nie zauważył. Niektórzy chyba spali na siedząco, kiwając głowami. Gdyby nie ufała bez reszty wartownikom, uznałaby, że rozespane obozowisko może zaskoczyć nawet rozbuchane stado dzikich krów. Oczywiście Panny też pełniły wartę tej nocy. Nic się nie stanie, nawet jeśli ją zauważą. Wozy na wysokich kołach stały długimi rzędami mrocznych kadłubów, słudzy chrapali już schowani w zaciszu, jakie tworzyły ich podwozia. Prawie wszyscy. Również u nich tliło się jeszcze jedno ognisko. Zasiadła przy Maighdin z przyjaciółmi. Mówił akurat Tallanvor, gestykulując zapalczywie, ale tylko mężczyźni zdawali się go słuchać, mimo że wyraźnie zwracał się do Maighdin. Fakt, że wieźli w swych tobołkach lepsze odzienia niż te łachmany, nie dziwił, ale ich była pani musiała mieć nader hojną rękę przy rozdawaniu jedwabi swym ludziom, bo Maighdin przywdziała doprawdy znakomicie skrojoną jedwabną suknię barwy zgaszonego błękitu. Ale z drugiej strony, żadne z pozostałych nie mogło się poszczycić równie znakomitym przyodziewkiem, więc pewnie Maighdin była faworytą swojej dawnej pani. Gwałtownie odwrócili głowy, gdy pod stopą Faile trzasnęła gałązka. Tallanvor poderwał się na nogi i już do połowy dobył miecz, gdy w świetle księżyca spostrzegł Faile, otulającą się szczelniej szlafroczkiem. Okazali się jeszcze bardziej czujni niż ludzie z Dwu Rzek, których minęła przed chwilą. Wpatrywali się w nią przez chwilę, po czym Maighdin powstała z wdziękiem i dygnęła głęboko, a pozostali pospiesznie poszli jej przykładem, z różną zresztą wprawą. Jedynie Maighdin i Balwer spokojnie przyjęli to spotkanie. Krągłą twarz Gilla rozciął nerwowy uśmiech. - Nie przeszkadzajcie sobie - zagaiła uprzejmie Faile. - Ale nie siedźcie też zbyt długo, jutro czeka nas pracowity dzień. - Poszła dalej, ale kiedy się obejrzała, nadal stali, ciągle nie odrywając od niej wzroku. Przez kłopoty w podróży stali się ostrożni jak króliki wiecznie wypatrujące lisa. Była ciekawa, czy uda się im dostosować. Następne kilka tygodni zajmie jej przyuczanie ich do jej obyczajów i oswajanie się z ich sposobem życia. Jeśli chciało się prawidłowo zarządzać domostwem, obie te rzeczy były jednako ważne. Jakoś będzie musiała znaleźć na to czas. Tej nocy jednak nie mogła im poświęcić zbyt wiele miejsca w swych myślach. Po chwili minęła szereg wozów, wkraczając prawie na obszar obserwowany bacznie przez wartowników z Dwu Rzek, ukrytych w koronach drzew. Nic większego oprócz myszy nie przedostałoby się obok nich nie zauważone - czasami nawet potrafili dostrzec którąś z Panien - ale wypatrywali przede wszystkim zakradających się do obozu. Nie tych jednak, którzy mieli prawo w nim przebywać. Na małej, oświetlonej przez księżyc polanie czekali już jej ludzie. Niektórzy ukłonili się, a Parelean mało co padłby na kolano. Kilka kobiet instynktownie dygnęło, co wyglądało nader osobliwie w zestawieniu z męskimi ubraniami, a po chwili spuściły oczy albo zaszurały nogami, zażenowane tym, co zrobiły. Dworskie maniery wpajano im od urodzenia, a teraz dokonywali cudów, próbując przyswoić sobie obyczaje Aielów. Czy raczej to, co ich zdaniem zasługiwało na miano Aielowych obyczajów. Panny truchlały niekiedy, dowiadując się, w co też ci ludzie wierzą. Perrin nazywał ich durniami i byli nimi pod niektórymi względami, niemniej ci Cairhienianie i Tairenianie przysięgli jej lojalność - złożyli, jak to określali, naśladując Aielów, przysięgę wody - i tym sposobem należeli do niej. Określali siebie jako „społeczność” Cha Faile, co oznaczało Szpon Sokoła, aczkolwiek dobrze rozumieli konieczność utrzymywania tego w tajemnicy. Nie pod każdym względem byli skończonymi durniami. I z grubsza rzecz biorąc, wcale aż tak bardzo nie różnili się od młodych mężczyzn i kobiet, wśród których dorastała. Ci, których wyprawiła w drogę wczesnego ranka, chyba dopiero co wrócili, wchodzące bowiem w skład oddziału kobiety jeszcze nie zdążyły zdjąć sukien, które z konieczności przywdziały. Tylko jedna ubrana po męsku kobieta wzbudziłaby zainteresowanie w Bethal, nie mówiąc już o pięciu. Polana zmieniła się w garderobę pełną chaotycznej szarpaniny ze spódnicami i bielizną, szelestu kaftanów, koszul i spodni. Kobiety udawały, że wcale się nie wstydzą przebierać się na oczach innych, w tym również mężczyzn, jako że Aielowie rzekomo się tego nie wstydzili, ale pośpiech i przyspieszone oddechy zadawały temu kłam. Wszyscy mężczyźni szurali nogami i odwracali głowy, nie wiedząc, czy skromnie spuszczać wzrok, czy może raczej próbować podpatrywać, tak jak to ich zdaniem czynili Aielowie. Jednocześnie zaś sprawiali wrażenie, że wcale nie patrzą na w połowie rozebrane kobiety. Faile mocniej otuliła się szlafroczkiem, nie mogła włożyć nic więcej, bo obudziłaby Perrina, ale wcale nie udawała, że czuje się swobodnie. Nie była jakąś Domani, którą stać na przyjmowanie swych dworaków w wannie.
|