- Generał?- Szef Wydziału Bezpieczeństwa, generał Balchen...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
2) przy omijaniu zachowaæ bezpieczny odstêp od omijanego pojazdu, uczestnika ruchu lub przeszkody, a w razie potrzeby zmniejszyæ prêdkoœæ; omijanie pojazdu...
»
bezpieczeñstwa wewnêtrznego, podleg³e Narodowemu Komi-sariatowi Spraw Wewnêtrznych (Narodnyj KomissariatWnutriennych Die³ - NKWD)...
»
- Skoro jesteś odpowiedzialny za moje bezpieczeństwo, to ja jako żona jestem odpowiedzialna za twoje zdrowie...
»
Rozważmy, co się stało w pewnym badaniu wykonanym na nowojorskiej plaży, w którym sprawdzano, czy przypadkowi świadkowie zaryzykują osobiste bezpieczeństwo,...
»
Otóż, jak wiemy z historii, kiedy władze II Rzeczypospolitej zdecy- dowały się na przyjęcie francusko-brytyjskich gwarancji bezpieczeń- stwa,...
»
jeszcze krążyć przyjdzie; bo nie wiem, jeśli bezpieczna i przystojna między różne wojska jednej się prawie puszczać białejgłowie,...
»
ze względów bezpieczeństwa, omówionych w dalszej części książki)...
»
znaczne ryzyko dla bezpieczeństwa systemu...
»
- Czuwać?- Nad pańskim bezpieczeństwem...
»
będzie bezpieczna...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Bernt Balchen?
- Tak, były pilot pozaukładowy. Parę lat temu przeszedł do Bezpieczeństwa.
- Nazwisko pamiętam. Szwed?
- Chyba Norweg.
- Mniejsza o to. Kiedy go zobaczę, pewnie sobie przypomnę, gdzie nas razem diabli nosili... Hm... Generał! Dobrze być generałem, ale ja jeszcze nie mam ochoty osiąść na stołku, nawet najwygodniejszym... Wolę fotel pilota.
- Admirałom-pilotom też nieźle się powodzi - zaśmiał się Paul wychodząc. - Za pół godziny przyjdę, by rzucić cię na pastwę reporterów.
Sloth zamknął od wewnątrz drzwi wejściowe i zniknął w kabinie kąpielowej, zabierając ze sobą neseser.
W niewielkiej salce bez okien zgromadziÅ‚o siÄ™ kilkunastu reporterów. Sloth widziaÅ‚ ich przez szparÄ™ w uchylonych drzwiach. Wiercili siÄ™ niecierpliwie, przygotowujÄ…c swe maleÅ„kie, kieszonkowe magnetofony z kulkami mikrofonów osadzonymi na cienkich, dÅ‚ugich witkach wysiÄ™gni­ków.
Na dwóch stołach przy wejściu leżały sterty videokamer i aparatów fotograficznych, strzeżonych przez młodego, wysokiego cywila o sennych oczach, który stał oparty plecami o drzwi z tyłu sali.
- Możemy zaczynać? - spytał Paul i pchnął drzwi.
Przepuścił Slotha przodem. Dziennikarze ucichli nagle, a potem rozległy się krótkie oklaski powitalne i znów zapadła cisza, dłonie z mikrofonami wysunęły się do przodu, w kierunku stolika stojącego na małym podwyższeniu.Sloth skłonił się lekko i usiadł, Paul powiedział kilka słów, ustalając porządek zadawania pytań.
- Bardzo was przepraszam - powiedział Sloth ocierając czoło. - Przybywam bezpośrednio z podróży i nie jestem upoważniony do składania oficjalnych oświadczeń. Mogę odpowiedzieć tylko na kilka pytań o charakterze ogólnym. Proponuję, aby każdy zadał jedno rzeczowe pytanie.
Zaprotestowali pomrukiem zawodu, lecz po chwili ucichli i zaczęli pytać kolejno, podtykając mikrofony pod nos Slotha.
- Czy osadnicy dotarli bezpiecznie na planetÄ™ Ksi?
- Wszystkie pojemniki zostały prawidłowo osadzone na powierzchni planety.
- Czy istnieje tam obecnie osiedle ludzkie?
- Istniało jeszcze dwadzieścia cztery lata temu.
- Czy warunki naturalne na planecie sÄ… odpowiednie dla ludzi?
- SÄ… bardzo dobre.
- Ilu ludzi tam znaleźliście?
- Nie znamy oficjalnych danych. Szacunkowo - do dziesięciu tysięcy.
- Czy nawiązaliście oficjalny kontakt z władzami?
- Nie.
- Dlaczego?
- Uznaliśmy to za optymalny wariant spełnienia naszej misji.
- Czy należy przez to rozumieć, że działaliście potajemnie?
- Raczej: incognito.
- To znaczy rozmawialiście z mieszkańcami nie ujawniając, kim jesteście?
- Tak.
- Czy było to podyktowane względami waszego bezpieczeństwa?
Sloth przyjrzał się pytającej dziennikarce. Była to młoda, ładna blondynka z lekko skośnymi oczyma.
- To była konsekwencja przyjętej zasady.
- Czy oni lubią Ziemian? - spytała po raz drugi ta sama dziewczyna.
- Przepraszam, ale nie mogę wyróżniać nikogo, nawet pięknych pań. Miało być po jednym pytaniu - powiedział Sloth uśmiechając się chłodno.
- Chcieliście zapewne uzyskać prawdziwy obraz społeczeństwa Ksi, nie ujawniając swej obecności?
- To był jeden z motywów postępowania.
- Czy należy stąd wnosić, że nie stwierdziliście potrzeby czynnej interwencji w sprawy planety?
- Nie czuliśmy się kompetentni do podjęcia takiej decyzji.
- Czy rzeczywiście dokonano tam terrorystycznego przewrotu, jak wynikało z zapisu znalezionego przez was w „Alfie"?
- Zapis z „Alfy" jest nadal jedynym, choć nie w pełni wiarygodnym dokumentem w tej kwestii.
- Kto zatem sprawuje władzę na Ksi i jaka jest forma rządów?
- Władzę sprawuje grupa ludzi spośród osadników. Jak powiedziałem, nie kontaktowaliśmy się z czynnikami oficjalnymi.
- Czy panuje tam terror lub dyktatura?
- Gołym okiem tego nie widać.
- Czy należy rozumieć, że sytuacja ludzi na Ksi jest w pełni zadowalająca?
- Z czyjego punktu?
- Z punktu widzenia ich samych.
- Nie. Z punktu widzenia jakichkolwiek ludzi ich własna sytuacja nigdy i nigdzie nie jest uważana za „w pełni zadowalającą".
- A według was?
- Mogło im być lepiej.
- Od czego to zależy?
- Głównie od nich samych, jak w każdym społeczeństwie.
- Czy coś im przeszkadza, mają jakieś trudności?
- Te same, co w każdym zespole ludzi: wszystkie złe cechy ludzkiej natury.
- Czy wasza wyprawa wróciła w pełnym składzie?
- Nie. Czterech łudzi pozostało na planecie Ksi.
- Z jakim zadaniem?
- Nie otrzymali zadań. Pozostali na własną prośbę.
- Czy zostali do czegoś zobowiązani lub upoważnieni?
- Do unikania wszystkiego, co mogłoby zagrozić im samym lub mieszkańcom Ksi.
- Kiedy będzie ogłoszony szczegółowy raport o wynikach wyprawy?
- Najpierw muszę go sporządzić. O ogłoszeniu czegokolwiek zadecydują moi zwierzchnicy. Zdaje się, że wyczerpaliśmy limit pytań. Dziękuję!
Sloth szybko wyszedł z sali pozostawiając reporterów wśród rumoru odsuwanych krzeseł i ożywionej wymiany zdań.
- Uff! - sapnął znalazłszy się na zapleczu sali. - Chyba udało mi się nie nałgać, nie ujawniając równocześnie niczego istotnego.
- Bardzo dobrze, komandorze! - Paul otworzył drzwi windy.
- Generał oczekuje cię w swoim pokoju.
- Spodziewam się, że przyszedłeś wyjaśnić mi wszystko szczegółowo, Sloth! - Generał patrzył na komandora z dokładnie kontrolowanym, leciutkim uśmieszkiem, jakby gotów był w jednej chwili zetrzeć z twarzy ten ledwie dostrzegalny grymas, by przybrać surowy wyraz służbowej powagi. - Ufam, że istnieją nadzwyczajne powody uzasadniające twoje postępowanie.
Sloth wydobył z nesesera gruby zeszyt w wystrzępionej płóciennej okładce i położył na biurku generała.
- Czy mogę usiąść? - spytał rozglądając się za krzesłem.

Powered by MyScript