Otóż, jak wiemy z historii, kiedy władze II Rzeczypospolitej zdecy- dowały się na przyjęcie francusko-brytyjskich gwarancji bezpieczeń- stwa,...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
16|98|Kiedy recytujesz Koran, to szukaj ucieczki u Boga przed szatanem przekletym!16|99|Nie ma on bowiem zadnej wladzy nad tymi, którzy uwierzyli i którzy ufaja...
»
Przez większą część następnego miesiąca — czyli od końca września, kiedy ucie- kłyśmy, do końca października — moja pani wahała się...
»
N -pó³noc rzeczywistaRZN -pó³noc kompasowaKδ-dewiacjaLK-linia kursuLN-linia namiaruKK-kurs kompasowyKM-kurs...
»
3|51|Zaprawde, Bóg jest moim i waszym Panem! Przeto czcijcie Go! To jest droga prosta!"3|52|A kiedy Jezus poczul w nich niewiare, powiedzial: "Kto jest moim...
»
Tak zatem, kiedy następna grupa żałobników weszła do kościoła, myśli inspektora Sloana odbiegły jeszcze dalej w przeszłość niż myśli Cynthii Paterson...
»
Niezawiadomienie przez sąd o terminie rozprawy oskarżonego, kiedy obecność jego nie jest obowiązkowa, jest uchybieniem naruszającym jego prawa do obrony (art...
»
Kiedy korzystasz z biblioteki open-uri, wystarczy, że wpiszesz instrukcję open() z adresem URL, a skrypt zwróci odpowiednią stronę WWW...
»
Trudno było pojąć opowieść na wpół szalonego ślepca, lecz kiedy Guthwulf mówił, Simon wyobraził sobie, jak hrabia wędruje tunelami, kuszony przez coś, co...
»
Dzwoniono na Angelus, kiedy zjawił się obok mnie wieśniak włoski na ośle swoim i obadwa zdjęliśmy kapelusze, po krótkiej modlitwie wraz przez toż uczestnictwo w...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Skończyły się wszelkie możliwości negocjacji, wszelkie
manewry. Nie oddamy ani guzika, postawimy się zbrojnie, Anglia i
Francja nam pomogą. Zgadza się?
Moja wiedza o historii politycznej nie jest wiedzą specjalisty. Ale z
czasów chłopięcych pozostało mi zamiłowanie do wojskowości. Lubię
w wolnych chwilach czytać opracowania dotyczące różnych konflik-
tów zbrojnych, bitew, rozwoju różnych rodzajów broni. Z tych lektur
wiem, że w 1939 roku polscy wojskowi zdawali sobie sprawę z miaż-
dżącej przewagi militarnej hitlerowskich Niemiec. Oczywiście, mie-
li pełne prawo nie spodziewać się, że poniesiemy klęskę tak szybko
- Blitzkrieg był wtedy czymś zupełnie nowym i każda armia świata,
poza wyznającą tę samą agresywną doktrynę co Niemcy armią so-
wiecką, byłaby zaskoczona. Nasi dowódcy mogli liczyć, że utrzyma-
my się dwa, trzy miesiące. Pół roku na pewno nie. Ale choćby i tyle,
na wygranie wojny nie mieliśmy szans. Pomoc zachodnich mocarstw
była tu sprawą kluczową.
Ale w tym właśnie cała sprawa, że mocarstwa te pomóc nam mi-
litarnie nie były w stanie. Przez całe dwudziestolecie, pod naciskiem
swych wyborców, rządy tamtejsze systematycznie się rozbrajały. Wiel-
ka Brytania w roku 1939 praktycznie w ogóle nie miała jednostek
pancernych, a jej nieliczne czołgi były powolne i przestarzałe. Fran-
cja cały wysiłek włożyła w ufortyfikowanie granicy i fizycznie nie była
zdolna do jakiejkolwiek akcji zbrojnej poza obroną „linii Maginota”.
To, że maszyna Blitzkriegu złamała polską obronę praktycznie w cią-
gu dziesięciu dni, niewiele zmieniało. Gdyby ta obrona trwała dwa
czy trzy miesiące, Anglia z Francją też nie zaatakowałyby w tym cza-
sie Niemiec, bo po prostu nie miały czym!
Potencjał zbrojny naszych sojuszników nie był, sprawdzałem w źró-
dłach z epoki, nieznany. Zresztą w państwie demokratycznym nigdy
nie ma możliwości, aby takie dane ukryć, tajemnicą da się otoczyć naj-
wyżej pewne szczegóły. Mówi się, że podpisując owe sławne gwaran-
cje, Francja i Anglia doskonale sobie zdawały sprawę, iż pomocy nam
nie udzielą. Cóż za cynizm, przyjęło się to komentować. No, owszem,
cynizm. Ale zapytajmy: a co nasi politycy? Czy oni tego wszystkie-
go nie wiedzieli? Jeśli nie zadali sobie trudu sprawdzić, jaki jest rze-
czywisty potencjał tych, którzy nam swoje gwarancje obiecali, i za-
stanowić się, na ile perspektywa ich pomocy jest realna - to wypada
stwierdzić, że byli idiotami. Jeśli zaś to wiedzieli, i mimo to podpisa-
li układ, który oznaczał dla bezbronnego kraju nieuchronną klęskę i
rzeź - to byli idiotami tym bardziej. Dlaczego uparcie, od pół wieku,
nie chcemy tego przyznać, tylko nosimy w sobie pretensję do zachod-
nich aliantów o głupotę naszych własnych przywódców?
W Polsce się takich pytań nie zadaje. Wielka szkoda. Nie pytając o
historię, nic się z niej nie uczymy. Nie ucząc się, w kółko wpadamy w
te same pułapki i popełniamy te same głupstwa, a jedyną reakcją są
tym głośniejsze lamenty.
*
Ale Polacy mają jeszcze bardziej niepowtarzalne, niewiarygodne i
pozbawione jakiegokolwiek precedensu doświadczenie w swej histo-
rii - tym razem tej najnowszej. Przez parę lat świat przecierał w zdu-
mieniu oczy, nie dowierzając, że zrujnowany przez komunizm kraj
może się podnosić w takim tempie. Dziś, gdy szuka się modelowego
przykładu gospodarczego i cywilizacyjnego awansu, wszyscy mówią
o Irlandii. A przecież Polska przez tych kilka pierwszych lat była od
Irlandii znacznie lepsza. W ciągu tych kilku lat po ustrojowej trans-
formacji powstało w Polsce, kraju niespełna 40-milionowym, 6 milio-
nów nowych miejsc pracy. W ciągu tych kilku lat roczne inwestycje
sięgały 10 miliardów dolarów - dziś nie ma co o podobnym wyniku
marzyć. Produkt Krajowy Brutto rósł w tempie 5-7 proc. rocznie. Po-
wstały 3 miliony nowych firm, głównie małych, rodzinnych. Jeszcze
dziś, w początkach roku 2004, widać skutki tamtego rozpędu - jeśli
policzyć, ile mamy w Polsce małych firm, wypadamy w tej klasyfika-
cji wcale nieźle. A jeśli policzyć studentów na 100 tysięcy mieszkań-
ców, to okaże się, że jest ich więcej niż w jakimkolwiek kraju europej-
skim, więcej nawet, niż w Japonii. Nawet biorąc poprawkę na „szko-
ły wyższe” założone tylko po to, by dawać chroniące przed deporta-
cją papiery studenckie ruskim prostytutkom i „cynglom”.
Na początku lat dziewięćdziesiątych świat przyglądał nam się z au-
tentycznym podziwem. Sam, jak większość rodaków, dopiero wtedy
zacząłem wyjeżdżać na Zachód i spotykać się z ludźmi stamtąd. Pol-
skie sukcesy gospodarcze zawsze były tym, od czego zaczynali oni
rozmowę. Mogła to być, oczywiście, kurtuazja. Ale renomowane za-
chodnie pisma nie miały żadnego interesu w tym, żeby bawić się wo-
bec nas w kurtuazję, przeciwnie, nigdy nie miały żadnych oporów, by
bezkrytycznie powtarzać stereotypy o „polskim antysemityzmie” czy
wręcz „polskich nazistach” - a wystarczy przejrzeć, co tych kilkanaście
lat temu pisały o naszych sukcesach. Widziano w nas kraj bezprzy-
kładnego rozwoju, nowych możliwości, nadziei. Zwłaszcza że o mie-

Powered by MyScript