Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktów normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutów podmiotów Federacji, jak równie| innych aktów normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotów Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczególnych podmiotów,- porozumieD midzynarodowych, które zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
SZEŚĆ ŚWIATÓW CYKLICZNEJ EGZYSTENCJIWedług nauk buddyjskich, istnieje sześć światów (loka*) egzystencji, w których przebywają wszystkie...
»
wszystkim, daÅ‚ mu przeto takÄ… kurÄ™, na którÄ…, kiedy zawoÅ‚ać: – Kurko, kurko! znieÅ› mi zÅ‚ote jajko! – w istocie zÅ‚ote znosiÅ‚a jajko...
»
Tworząc kod obsługi zasad biznesowych dobrą praktyką jest tworzenie funkcji obsługi wszystkich zasad...
»
każdy zauważył, że nie wszystkie powierzchnie są płaskie! Można tworzyć przybliżenia takich powierzchni, stosując płaskie wielokąty, ale...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
 Z tego wszystkiego wyÅ‚ania siÄ™ inny interesujÄ…cy problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrzÄ…s - pomagajÄ… nam...
»
Silne stronyDo silnych stron firmy NETKOM mających wpływ na wybór strategii działania zaliczyć trzeba przede wszystkim:szeroki asortyment usług; firma...
»
— Wszystko w porzÄ…dku? — Jane podeszÅ‚a szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


ZatrzymaÅ‚a siÄ™ przy jednym z obwieszonych lustrami filarów i spojrzaÅ‚a na siebie. Ciemnooka brunetka o wspa­niaÅ‚ej sylwetce i proporcjach, szuka rozrywki. Ubrana ze smakiem, zdolna do prowadzenia inteligentnej rozmowy. Gdy trzeba, kocha siÄ™ z entuzjazmem. Wyszywanie i in­teresy w branży żywnoÅ›ciowej wykluczone. Preferowani Å‚owcy nosorożców, żeglarze oceaniczni, taÅ„czÄ…cy po Å›wit i nadzy biegacze na owiewanych wiatrem zÅ‚ocistych polach makowych.
Spojrzała przytomniej. Młody mężczyzna, który kilka minut temu zderzył się z nią, stał teraz obok i przyglądał się jej. Spłonęła nagle rumieńcem i odwróciła się z nadzieją, że nie robiła, jak zwykle, różnych min.
- Przepraszam - powiedział. - Myślałem właśnie, jaka jest pani atrakcyjna.
- Co? - Spytała biorąc go niemal za szaleńca. Boże, chyba rzeczywiście był pomylony.
- Mam przygotować dziÅ› to do jedzenia - dodaÅ‚ w taki sposób, że zupeÅ‚nie nie wiedziaÅ‚a, o co mu wÅ‚aÅ›ciwie chodzi i co miaÅ‚ znaczyć ten poczÄ…tek. W miarÄ™ jak zbliżaÅ‚a siÄ™ do czterdziestki, pamięć przestawaÅ‚a jej dopisywać. Czter­dziestka, jak wyjÅ›ciowa brama z Disneylandu. Gdy jest już za tobÄ…, to przepadÅ‚o i nikt nie przybije ci już na rÄ™ce stempla uprawniajÄ…cego do wejÅ›cia.
- To jagnię - dodał z roztargnieniem.
- Co niby? - Spojrzała na niego.
- To, co mam przygotować na dziś wieczór. Przychodzi rodzina mojej narzeczonej. Nie jestem w stanie zabrać ich do restauracji, więc pomyślałem, że sam ugotuję.
- I ma pan zamiar przyrządzić im jagnię?
- Mam przepis, proszÄ™ spojrzeć. WyciÄ…Å‚em go z ostat­niego piÄ…tkowego dziaÅ‚u kulinarnego.
Wyciągnął ku niej starannie złożony wycinek. Wzięła go, lecz bez okularów nie była w stanie niczego przeczytać. Pogrzebała w torbie i w końcu je znalazła.
- Ach, tak - powiedziała, zerkając na wycinek. - Co to jest?
Przeczytała szybko. Był to przepis na lamb en cróute, całą nogę jagnięcia duszoną z ziołami, a następnie obkładaną pasztetem i dojrzewającą w piekarniku. Oddała mu przepis.
- Często pan gotuje?
- Tylko klopsy.
- Nie sądzi pan, że lamb en cróute to trochę zbyt ambitne danie dla kogoś, kto zna się jedynie na klopsach?
- Zapewne tak. PomyÅ›laÅ‚em jednak, że jeÅ›li bÄ™dÄ™ do­kÅ‚adnie trzymaÅ‚ siÄ™ przepisu i użyjÄ™ mrożonego pasztetu, zamiast przygotowywać go samemu... No to może wyjdzie coÅ› jadalnego.
- No, może tak, o ile szczęście bÄ™dzie naprawdÄ™ sprzy­jać. - Jennifer uÅ›miechnęła siÄ™.
Ten młody człowiek bawił ją. Był subtelny, poważny, miał dobrą prezencję i mówił to wszystko tak, jakby szanował jej radę. Nie tak jak Paul, nieustannie dający jej do zrozumienia, że powinna doceniać swoje szczęście i jego wspaniałomyślność, gdy łaskawie udzieli jej w rozmowie kilku bezcennych pouczeń.
MÅ‚odzieniec podrapaÅ‚ siÄ™ w kark, myÅ›lÄ…c przy tym, inten­sywnie.
- To dość istotne, by to było właśnie takie danie. Jeśli ugotuję coś idiotycznego, co wówczas pomyślą sobie o mnie jej rodzice?
- Nie musi pan przygotowywać czegoÅ› aż tak skom­plikowanego. WiÄ™kszość ludzi woli ostatecznie proste po­trawy. WydaÅ‚am już tuziny przyjęć, a pamiÄ™tam, że najbar­dziej udane byÅ‚y zawsze te najprostsze. Szynka, polÄ™dwica wieprzowa albo...
- To są Żydzi - przerwał.
- No, to może pan zrobić coś łatwego z wołowiny lub ryby.
Młodzieniec z zadumą spojrzał na trzymany w ręce przepis.
- Ma pani rację - powiedział. - Może powinienem zrobić coś naprawdę prostego. Pieczone żeberka cielęce czy coś w tym stylu.
Jennifer przyglądała mu się przez chwilę. Na dnie jego wózka leżały już zioła prowansalskie, groszek, przetarta marchewka, kartofelki w mundurkach i pasztet.
- Jeśli można coś zaproponować - usłyszała swoje słowa. - Może poszedłby pan dziś ze mną, pomogę panu z tym lamb en cróute. Tak czy owak, trzeba wstępnie przygotować to jagnię, zanim znajdzie się w towarzystwie ziół, wątróbek i pasztetu. Zrobię to tak, że potem w domu będzie pan musiał tylko wstawić to do piekarnika.
Młody człowiek popatrzył na nią.
- Zrobi to pani?
- Czemu nie? Nie mam dziś po południu nic innego do roboty. To może być dla mnie urozmaicenie.
- Hmm, to wspaniałe. Ale przecież nawet mnie pani nie zna. Mogę być Dusicielem z Bostonu albo kimś takim.
- Jasne - odparła żywo Jennifer, popychając swój wózek. - Dusiciel z Bostonu chodzi po magazynie Ralpha zastanawiając się, jak przygotować lamb en cróute dla swych przyszłych żydowskich teściów.
Młodzieniec podążył za Jennifer.
- Nawet Charles Manson robił zakupy - powiedział bez tchu.
Jennifer zatrzymała się i ich wózki znów się zderzyły.
- Jest pan przyjacielem Charlesa Mansona, czy co? - Spytała, po części poważnie.
Młodzieniec uderzył się dłonią w pierś i spytał z przerażeniem:
- Ja? Nie, oczywiście, że nie!
- ProszÄ™ posÅ‚uchać - powiedziaÅ‚a Jennifer. - Po­zbÄ…dźmy siÄ™ lepiej jednego wózka. W przeciwnym razie, zanim jeszcze dojedziemy do kasy, zaliczymy naprawdÄ™ poważny wypadek drogowy.
Z zakupami uporali siÄ™ w dziesięć minut. Potem mÅ‚odzie­niec przepchnÄ…Å‚ wózek do samochodu Jennifer, metalicznie lÅ›niÄ…cego zielonego eldorado, ledwie szeÅ›ciomiesiÄ™cznego.
- Gdzie pański wóz? - Zapytała Jennifer.
MÅ‚odzieniec machnÄ…Å‚ nieÅ›miaÅ‚o rÄ™kÄ… w kierunku chropo­watego dwunastoletniego le sabre z oklapniÄ™tym zawiesze­niem. Jennifer uÅ›miechnęła siÄ™.
- Chce pan zostawić go tutaj i wrócić moim?
- Nie, nie trzeba. Pojadę za panią. Nie za blisko, nie chcę pani robić kłopotu.
NaprawdÄ™ powinnam poznać paÅ„skie imiÄ™ - powie­dziaÅ‚a. - I sÄ…dzÄ™, że pan powinien poznać moje. Jestem Jennifer Shepheard. UÅ›cisnÄ™li dÅ‚onie.
- Bernard Muldoon - odpowiedział młody człowiek. - Jestem studentem szkoły menedżerów Uniwersytetu San Diego.
- Miło cię poznać, Bernardzie.

Powered by MyScript