wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
SZEŚĆ ŚWIATÓW CYKLICZNEJ EGZYSTENCJIWedług nauk buddyjskich, istnieje sześć światów (loka*) egzystencji, w których przebywają wszystkie...
»
Tworząc kod obsługi zasad biznesowych dobrą praktyką jest tworzenie funkcji obsługi wszystkich zasad...
»
każdy zauważył, że nie wszystkie powierzchnie są płaskie! Można tworzyć przybliżenia takich powierzchni, stosując płaskie wielokąty, ale...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Silne stronyDo silnych stron firmy NETKOM mających wpływ na wybór strategii działania zaliczyć trzeba przede wszystkim:szeroki asortyment usług; firma...
»
16|98|Kiedy recytujesz Koran, to szukaj ucieczki u Boga przed szatanem przekletym!16|99|Nie ma on bowiem zadnej wladzy nad tymi, którzy uwierzyli i którzy ufaja...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
— Wszystko w porządku? — Jane podeszła szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Lecz gdy powrócił do domu, baba głupiego kmiecia
spoiła i podsunęła mu inną kurę. Na próżno wołał na nią, by mu złote jajko zniosła, niosła
ona złote jajka, ale babie czarownicy.
Zasmucony znowu poszedł i napotkał czarownika, ten mu dał obrus taki, co wymówiwszy
te słowa: – Obrus, obrus! rozściel się! – rozwijał się zaraz, i co zażądał, wszystko było na nim
do jedzenia i do picia.
Kmieć ciekawy zaraz w lesie kazał się rozesłać obrusowi, najadł się dobrze i podpił sobie.
Czarownica czatowała, ukradła mu ten obrus w zamian inny podsunąwszy. Poznał kmieć
podejście baby, idzie więc do czarownika i prosi o co takiego, żeby babę wybił dobrze i ode-
brał skradzione rzeczy.
Dał mu przeto takową kobiałkę, z której, jak zawoła:
Koszałki, opałki,
Z mojej kobiałki!
wylecą dwie dobre pałki i wskazaną pobiją osobę.
Kmieć uradowany, wziął na plecy kobiałkę, podziękował czarownikowi, że go już więcej
trudzić nie będzie, i prosto do baby zaszedł. Wtedy, gdy, ta go częstować zaczęła, rozgnie-
wany krzyknął:
Koszałki, opałki,
Z mojej kobiałki!
I pokazał babę, a pałki zaczynają bić bez litości czarownicę. Na próżno prosi i płacze, i
przyrzeka, że wszystko odda: wróciła barana, kurę i obrus, ale kmieć kazał, żeby zabiły babę,
bo wiele ludziom szkodziła. Kiedy już czarownica wyzionęła ducha, zawołał wtedy:
Koszałki, opałki,
Do mojej kobiałki!
A pałki zaraz w nią się schowały. Wtedy mając barana, co jak potrząsł sypało się złoto,
kurę, co złote znosiła jajka, obrus, co wiele chciał, tyle dostarczył jadła i napitku, na ostatek
kobiałkę z pałkami, poszedł w świat, przystał do dworu jednego króla, a gdy ten miał wojnę,
pobił nieprzyjacielskie wojsko, otrzymał rękę jego córki i sam po śmierci starego króla pa-
nował!
24. CZAROWNIK I UCZEŃ
Szła uboga niewiasta przez bór ciemny prowadząc małego syna za rękę. Idąc płakała, bo
wiele miała dzieci, nie mogąc dać im sposobu do życia. Aż spod dębu podnosi się człowiek, a
widząc łzy rzewne biednej niewiasty, począł o przyczynę pytać. Gdy mu opowiedziała po-
45
wód troski i zmartwienia, uspokoił ją ów człowiek, powiedział, że jest krawcem, a powie-
dział nieprawdę, bo był to wielki czarownik.
I wziął za rękę młode pacholę, poprowadził do jaskini, przyrzekając matce, że za lat trzy
już je wyzwoli. Odeszła uradowana niewiasta, a mały Jonek zaczął się uczyć sztuki czarno-
księskiej i wkrótce ów żaczek przeszedł swego bakałarza. Gdy już koniec trzeciego lata nad-
chodził, wydostał się z jaskini czarodzieja Jonek i spotkał matkę na zielonej dąbrowie. Ura-
dowana zapłakała z radości, widząc jak podrósł i zmężniał.
– Moja matulu, trzeci rok za tydzień się skończy, trzeba, żebyśta przyszli do czarownika i
żądali, by mnie uwolnili. On wtedy pokaże ci stado gołębi, nasypie im grochu i każe wam
pomiędzy nimi, byśta syna poznali. Ale nie będą to gołębie, ale wszystko młode chłopięta,
które wziął na wychowanie. Wtedy, matulu, uważajta, który gołąbek nie będzie jadł grochu,
ale skakał i bił z radością skrzydełkami, to będę ja.
Za tydzień matka poszła do czarodzieja i żądała oddania syna. Ten wziął miedzianę trąbę,
zatrąbił na cztery strony świata, a zewsząd zleciało się mnóstwo gołębi. Nasypał im grochu,
gdy wszystkie jadły skwapliwie, kazał jej trafić na syna. Niewiasta upatrzyła jednego, co nic
nie jadł, jeno skakał a bił skrzydełkami z radości. Wskazała nań, a czarownik oddał jej syna.
Ojciec Jonka, szewc z rzemiosła, obarczony liczną rodziną, żył w nędzy. Jonek, świadom
wszystkich sztuk czarodzieja, rzekł raz do ojca:
– Żebyśta w biedzie nie byli, ja się przedzierzgnę w wołu, krowę i owcę; zaprowadzicie
mnie na targ, a z przedaży będzieta mieli pieniądze. Pamiętajcie jeno, byście mnie w konia
nie zaklinali ani uzdy i postronka, z którymi na kiermasz poprowadzita, nie sprzedawali, bo
dla was zginie już zarobek, a mnie złe spotka.
Szewc zaklął raz syna w wołu, drugi raz w krowę, trzeci w barana i dobrze zawsze sprze-

Powered by MyScript