mrukliwość nagła go ogarnęła, aż pomyślał Don Kichot, że może niechcący dotknął czymśburgrabiego, lecz choć szczerze żałował takiego obrotu...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktw normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutw podmiotw Federacji, jak rwnie| innych aktw normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotw Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczeglnych podmiotw,- porozumieD midzynarodowych, ktre zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
139rozwizania umowy, niezachowanie formy pisemnej, niezachowanie terminu, w ktrym moe nastpi rozwizanie, jak i rozwizanie umowy bez zachowania wymaganego...
»
· Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie...
»
Jedynym roszczeniem przysugujcym pracownikowi pozbawionemu pracy wskutek odwoania ze stanowiska moe by roszczenie o odszkodowanie, jeeli odwoanie...
»
gatunku moe by zapacona jedynie cena cile okrelona (cenasztywna), cena ta wie strony bez wzgldu na to, jak cen wumowie ustaliy...
»
Protokół TCP zapewnia połączeniową transmisję danych pomiędzy dwoma lub więcej hostami, może obsługiwać wiele strumieni danych, umożliwia...
»
Pozycja Moje bieżące dokumenty może być przydatna, ponieważ udostępnia podmenu zawierające listę 15 ostatnio otwartych dokumentów...
»
Nikt nie moe ponosi ujemnych nastpstw z powodu przynalenoci do zwizku zawodowego, pozostawania poza nim albo wykonywania funkcji zwizkowej...
»
Na tej wieży albo raczej sali, królowie uciechy swoje miewali, kolacye jadali, tańce i różne odprawowali rekreacye, bo jest w ślicznym bardzo prospekcie 5: może z...
»
W latach pidziesitych byo ono gwn orientacj teoretyczn, obecnie stanowi442jedno z wielu podej, jakimi moe dysponowa terapeuta (GAP 1987, Mohl i in...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Pośrodku rozległego dziedzińca, który mu wskazał gospodarz, widniała studnia, a przy niej
drewniane koryto. Na tym korycie złożył Don Kichot napierśnik swój i naplecznik, po czym z
kopią w jednej dłoni i tarczą w drugiej przechadzać się jął miarowym krokiem dokoła. Noc
już zapadła, ale księżyc wzeszedł bardzo duży i jasny, wyraźnie więc widać było krążącego
wokół koryta rycerza; przypatrywali mu się też jak dziwowisku i mulnicy umorusani, i
towarzyszące im w drodze do Sewilli panienki, i zły czegoś gospodarz zajazdu.
Naraz jeden z mulników przypomniał sobie, że nie napoił swoich mułów przed nocą.
Chcąc to naprawić, skierował się do koryta i sięgnął po leżącą na nim zbroję Don Kichota.
Ten na widok zuchwalca przerwał przechadzanie się i medytacje i rzekł podniesionym
głosem:
– Kimkolwiek jesteś, kawalerze, nie waż się dotykać mej zbroi! Życiem zapłaci, kto nie
usłucha wezwania!
Mulnik nie zwracając uwagi na pogróżkę złapał za zbroję i odrzucił ją o kilka kroków od
koryta. A przecież Don Kichot wcale nie żartował, kiedy go ostrzegał! Teraz nie pozostawało
mu nic innego, jak spełnić groźbę. Wyobrażając sobie, że pani jego serca, Dulcynea z Toboso,
przypatruje się z oddali zachowaniu swego znieważonego wasala, bez namysłu odrzucił
tarczę i oburącz ujmując kopię wymierzył nią zuchwalcowi cios w głowę. Mulnik runął jak
długi, a Don Kichot z powrotem złożył zbroję na korycie i spokojnie podjął swoją
przechadzkę, tudzież medytacje.
Nie był to jednak koniec jego walk tej nocy w obronie honoru. Niebawem inny mulnik,
którego nie było przy opisanym wydarzeniu, skierował się do koryta, by napoić swoje
zwierzęta. Jak poprzedni, sięgnął po zawadzającą w tej sytuacji zbroję, a Don Kichot,
rezygnując tym razem z ostrzeżeń, jak poprzednikowi rozłupał mu kopią głowę.
Uczynił się wielki rejwach: pozostali mulnicy, rozwścieczeni, zaczęli obsypywać rycerza
kamieniami, on zaś, nie opuszczając stanowiska przy zbroi, kręcił się tylko w jednym
miejscu, to przód, to tył, to boki zasłaniając tarczą. A choć drugiego mulnika zranił był w
milczeniu, teraz krzyczał wielkim głosem przeciwko zdradzie, która rozpanoszyła się w
zamku i nie wzbrania bezecnej zgrai napastować z ukrycia błędnego rycerza. Równie głośno
darł się karczmarz, apelując do mulników, by dali spokój, bo walczą z obłąkanym, takiego
10
zaś, choćby wszystkich pozabijał, każdy sąd uniewinni. Najgłośniej piszczały niecnotliwe
panienki, ale nie wiadomo, czy za Don Kichotem, czy przeciw niemu.
Nie wiadomo również, czy mulników wystraszyły niezwykłe obelgi miotane przez rycerza,
czy raczej przestrogi karczmarza, dość że z widocznym lękiem zaczęli się wycofywać i nawet
z dalszej odległości zaniechali miotania kamieni na Don Kichota. Ten szlachetnie zezwolił na
wyniesienie obu rannych i podjął, jak przedtem, zbrojne czuwanie oraz medytacje. Karczmarz
wszakże miał już najwidoczniej dość tych igraszek, coraz bardziej krwawych i
niebezpiecznych.
– Już czas, panie – powiedział, z całą ostrożnością, by nie dostać znienacka w łeb,
podchodząc do Don Kichota – odbyć ceremoniał, którym wam przyrzekł. Naczuwaliście się i
namedytowali do woli, choć trochę wam w tym przeszkodzili nieobyci przejezdni, ale nie tak
znów bardzo. Więc jak, panie, chcecie być pasowani?
– Niczego bardziej nie pragnę – odrzekł Don Kichot – skoro bowiem to nastąpi, będę mógł
naprawdę policzyć się z ukrytymi w murach tego zamku wiarołomcami. Oszczędzę,
naturalnie, was, a także niewiasty i tych mężów, których mi polecicie.
Karczmarz, nie wdając się w dyskusję, przyniósł ogarek świecy i księgę buchalteryjną, w
której zwykł zapisywać obrok, na kredyt wydawany mulnikom. Wezwawszy do asysty znane
nam już panienki, rozkazał Don Kichotowi uklęknąć, co ten bez sprzeciwu uczynił. Stary
obwieś, zaglądając do księgi, wymamrotał coś niezrozumiałego, po czym niespodziewanie
walnął Don Kichota pięścią w kark i dalej mamrotał. Don Kichot wzdrygnął się od ciosu, ale
przyjął go równie posłusznie, jak posłusznie przed chwilą ukląkł. Wtedy karczmarz wziął
miecz Don Kichota i płazą uderzył go w ramię, co było nie mniej bolesne od poprzedniego
uderzenia pięścią, ale rycerz znowu przyjął pokornie, co go spotykało, jako należące do
rytuału. Karczmarz wręczył miecz jednej z panienek, aby przypasała go rycerzowi, co też
uczyniła, powstrzymując śmiech, a Don Kichot poważny ani się domyślił, ile ją to kosztuje.
Karczmarz, zaglądając do księgi, cały czas mamrotał, tak szybko i niewyraźnie, że tyłko ktoś
o wybitnym słuchu i niezwykle skupionej uwadze odróżniłby słowa: „ćwierć i jeszcze pół
ćwierci i ćwierci ćwierć i ponadto ćwierć”.
Tak dokonała się owa ceremonia pasowania Don Kichota na rycerza, a ledwie się
dokonała, poczuł nasz bohater, jak wstępują weń nowe siły, pośpiesznie więc wdział na siebie
brakujące części zbroi, okulbaczył Rosynanta, uściskał gospodarza, mówiąc: „nigdy nie
zapomnę waszmości tej rycerskiej przysługi”, skłonił się dwornie pannom lekkich obyczajów
i wsadził nogę w strzemię, dodając: „niech Opatrzność sprzyja temu gościnnemu zamczysku”.
Karczmarz, syty już i zabaw, i obaw, wybawienia tylko pragnął od Donkichotowej fantazji,
odpowiedział przeto równie uprzejmie i skłonił się równie dwornie, i z pośpiechem równym
temu, z jakim Don Kichot zebrał się do drogi, rozwarł mu wrota zajazdu. Długo jeszcze
spoglądał w ślad za odjeżdżającym, niespokojny, czy aby tamtemu nie przyjdzie do głowy

Powered by MyScript