Oczywiście wiedziała, że musi wyglądać naprawdę po
królewsku. Z rozmysłem wybrała szmaragdowozieloną aksamitną suknię i pasu-
jącą do niej pelerynę. Doskonale zdawała sobie sprawę, że w zielonym wygląda oszałamiająco, a noszony przez nią diadem ze złotych dębowych liści dostatecznie przypominał koronę, by wywrzeć odpowiednie wrażenie. Ce’nedra była zadowolona, że zaczekała do rana. Odkryła, że o tej porze mężczyźni są bardziej skłonni do ustępstw. Z początku na pewno będą się z nią spierać, toteż chciała zaszcze-pić swoją ideę w ich umysłach, zanim się jeszcze w pełni przebudzą. Gdy po
raz ostatni sprawdzała swoje odbicie w wielkim zwierciadle wiszącym na ścianie w gotowalni, ponownie dokonała w pamięci przeglądu wszystkich argumentów.
Wiedziała, że musi natychmiast odeprzeć wszelkie obiekcje. Wreszcie przybrała królewską minę i biorąc ze sobą zwinięty pergamin ruszyła do drzwi.
Komnata rady, w której zazwyczaj spotykali się królowie Alornów, była wiel-
kim pomieszczeniem w jednej z masywnych wież Cytadeli. Strop podpierały cięż-
253
kie belki, podłogę zaścielał ciemnokasztanowy dywan, a wzniesiony w najdalszym krańcu kominek był dość wysoki, by mógł w nim stanąć dorosły mężczyzna.
Brązowe zasłony zwieszały się po obu stronach okien, za którymi strugi deszczu bębniły o kamienie fortecy. Ściany komnaty były zawieszone mapami. Na wielkim stole piętrzył się stos pergaminów oraz niezliczone kufle z ale. Król Anheg, w błękitnej szacie i pogiętej koronie, rozpierał się na najbliższym krześle, jak zwykle przypominając nieokrzesanego brutala. Król Rhodar oblókł swe potężne
ciało w szkarłatną monarszą szatę, jednakże pozostali władcy i generałowie mieli na sobie zwyczajne ubrania.
Ce’nedra nie pukając weszła do środka i spojrzała z królewską miną na lekko
zakłopotanych mężczyzn, którzy zerwali się na nogi, aby ją powitać.
— Wasza wysokość — rzucił król Rhodar, składając jej dostojny ukłon. —
Twoja obecność sprawia nam zaszczyt. Czy. . .
— Wasza wysokość — odparła z lekkim dygnięciem. — Panowie, potrzebuję
waszej rady w sprawie państwa.
— Wszyscy jesteśmy do twojej dyspozycji. — W oczach króla Rhodara za-
błysła przebiegła iskierka.
— Wygląda na to, że pod nieobecność króla Belgariona muszę działać w je-
go zastępstwie — oznajmiła Ce’nedra. — Potrzebuję waszej rady, jak mam to
uczynić. Chciałabym, aby władza została mi przekazana tak szybko, jak tylko to możliwe.
Zebrani spojrzeli na nią z niedowierzaniem.
Rhodar pierwszy wrócił do siebie.
— Interesująca propozycja, wasza wysokość — mruknął uprzejmie — jednak-
że poczyniliśmy już inne ustalenia. Istnieje w tej materii pewien z dawna ustalony precedens. Mimo to dziękujemy waszej wysokości za jej wielkoduszną propozycję.
— To nie była propozycja — odparła Ce’nedra. — A wszelkie dotychczasowe
precedensy przestały już obowiązywać.
Król Anheg gotował się z wściekłości, lecz Rhodar nie dał mu dojść do sło-
wa. Ce’nedra uświadomiła sobie, że otyły król Drasni będzie najprawdopodobniej jej najgroźniejszym przeciwnikiem — albo też najbardziej pożytecznym sojusz-nikiem.
— Wszyscy będziemy zachwyceni mogąc przyjrzeć się orzeczeniu, które na-
daje waszej wysokości władzę królewską — stwierdził. — Zakładam, że chodzi
o ten pergamin.
— Owszem, wasza wysokość — oświadczyła Ce’nedra. — Dokument ten zu-
pełnie wyraźnie wymienia moje obowiązki.
— Czy mogę? — Rhodar wyciągnął rękę. Ce’nedra podała mu pergamin
i Drasanin rozłożył go starannie.
254
— Księżniczko, to jest wasza umowa przedślubna. Może chciałaś przedstawić nam inny dokument?
— Interesujący nas materiał zawarty jest w czwartym punkcie, wasza wyso-
kość.
Rhodar szybko odczytał wzmiankowany fragment, lekko marszcząc brwi.
— Co tam jest napisane, Rhodarze? — spytał niecierpliwie król Anheg.
— Ciekawe — mruknął Rhodar drapiąc się w ucho.
— Rhodarze — rzucił z wyrzutem Cherek. — Co tam znalazłeś?
Król Rhodar odchrząknął i zaczął czytać na głos:
— „Ustala się, że król Belgarion i jego królowa będą rządzić wspólnie, a pod jego nieobecność małżonka przejmie w pełni obowiązki i władzę rivańskiego tronu”.
— Pokaż mi to — zażądał Anheg, wyrywając pergamin z ręki Rhodara.
— To nic nie znaczy — zawyrokował Brand. — Ona nie jest jeszcze królową.
Nie będzie nią aż do dnia ślubu.
— To jedynie formalność, lordzie Strażniku — odrzekła Ce’nedra.
— Powiedziałbym, że dość istotna — odpalił.
— Istnieje precedens — stwierdziła zimno Ce’nedra. — Kiedy umiera król,
jego następca przejmuje władzę, mimo że nie nastąpiła jeszcze oficjalna koronacja.
— To co innego — warknął Brand.
— Nie widzę żadnej różnicy, mój panie. Wyznaczono mnie wraz z Belgario-
nem współwładczynią Rivy. Pod jego nieobecność czy w razie wyższej koniecz-
ności muszę przejąć pełnię władzy. To moje prawo i obowiązek. Formalności mo-gą zaczekać, lecz w istocie już jestem Rivańską Królową. Taka była wola i zamiar króla Belgariona. Czy sprzeciwicie się własnemu królowi?
— W tym, co mówi księżniczka, jest pewien sens, lordzie Strażniku — stwier-
dził z namysłem hrabia Seline. — Dokument jest zupełnie jasny.
— Ale spójrzcie na to — oznajmił triumfalnie Anheg. — W punkcie drugim
powiada się, że jeśli ślub nie dojdzie do skutku, należy zwrócić wszelkie dary.
A ślub nie doszedł do skutku.
— Nie jestem pewien, czy władza to dar, Anhegu — wtrącił król Fulrach. —
Nie można jej po prostu dawać i odbierać.
— To wykluczone, aby księżniczka mogła rządzić — upierał się Anheg. —
Nie ma pojęcia o Alornach.
— Podobnie jak Garion — mruknął cicho król Cho-Hag. — Może się nauczyć,
tak jak i on.
Ce’nedra uważnie oceniła ich nastroje. Większość była przynajmniej skłonna
|