Dziewczynka miała nadzieję, że w ten sposób zejdzie z drogi temu wstrętnemu pastorowi — pan Perry bowiem oświadczył, że zamierza uciąć sobie drzemkę w swoim pokoju. Faith właśnie usadowiła się z książką w przytulnym kąciku, kiedy do gabinetu wkroczył wielebny Perry. Stanął przy kominku i przyglądał się pomieszczeniu wzrokiem pełnym dezaprobaty. W gabinecie pastora Mereditha panował swojski rozgardiasz. — Książki twego ojca znajdują się w sporym nieładzie, moja mała dziewczynko — powiedział surowo. Faith skuliła się w kąciku i nie powiedziała ani słowa. Nie będzie się odzywała do takiego potwora! — Powinnaś je uporządkować — mówił dalej pastor Perry, bawiąc się złotym łańcuszkiem od zegarka i spoglądając na Faith z wyższością. — Przecież jesteś już na tyle duża, aby podołać takim obowiązkom. Moja córeczka ma tylko dziesięć lat, a już jest wspaniałą gospodynią i wielką pomocą oraz pociechą dla swojej matki. Ach, cóż to za urocze dziecko. Wielka szkoda, że nie możesz jej poznać. Mogłabyś się od niej wiele nauczyć. Oczywiście, zostałaś pozbawiona bezcennego daru matczynej opieki i troski. To wielka i przykra strata, niezwykle przykra. Nieraz upominałem waszego ojca i szczerze wskazywałem mu uchybienia w jego rodzicielskich obowiązkach, ale, jak dotąd, bezskutecznie. Wciąż jednak żywię nadzieję, że ocknie się, nim będzie za późno. Zanim jednak to się stanie, właśnie ty powinnaś przyjąć na siebie chwalebne obowiązki twojej świętej pamięci matki. Powinnaś wpłynąć na wychowanie swoich braci i maleńkiej siostry, powinnaś zastąpić im matkę. Obawiam się, że wcale nie myślisz o tym, co jest twoją powinnością. Pozwól, drogie dziecko, że uświadomię ci twoje obowiązki wobec rodziny. Natrętny głos dudnił miarowo. Pastor Perry był w swoim żywiole. Niczego nie lubił tak bardzo, jak narzucać innym prawa, upominać ich i nakazywać. Nie znał w tym umiaru, więc wcale nie zamierzał skończyć. Stał przed kominkiem, na małym dywaniku, i pławił się w powodzi pompatycznych nauk. Faith nie słuchała go. Właściwie nie docierało do niej ani jedno słowo. Za to z ogromną uwagą obserwowała długie, czarne poły surduta pastora, a jej brązowe oczy robiły się okrągłe z niekłamanego zachwytu. Wielebny Perry stał bardzo blisko kominka. Zbyt blisko. Poły jego surduta już się tliły, materiał zaczął dymić. Pastor wciąż przemawiał, z upodobaniem popisując się własną elokwencją. Poły surduta dymiły coraz bardziej. Z płonących drew wyskoczyła maleńka iskierka i upadła wprost na ciemną materię surduta. Przywarła do niego, by po chwili zmienić się w radosny płomień. Faith nie mogła już wytrzymać i zachichotała. Pastor Perry przerwał swą mowę, oburzony impertynencją dziewczynki. Nagle poczuł w pokoju swąd. Rozejrzał się wokół, ale niczego nie zauważył. Wtedy chwycił za poły surduta i uniósł je. Zobaczył wielką, wypaloną dziurę. To był jego najnowszy surdut. Wyraz twarzy i zachowanie pastora tak rozśmieszyły Faith, że nie mogła się już opanować i wybuchnęła głośnym śmiechem. — Czy widziałaś, że palą się poły mojego surduta? — spytał ze złością. — Tak, proszę pana — poważnie odparła Faith. — Więc dlaczego nic mi nie powiedziałaś? — pytał, patrząc na nią surowo. — Ponieważ powiedział pan, że małe dziewczynki nie powinny przerywać starszym — jeszcze poważniej odpowiedziała Faith. — Gdybym… gdybym był twoim ojcem, sprawiłbym ci takie lanie, że zapamiętałabyś do końca życia, moja panno — powiedział wielebny pastor, rozgniewany nie na żarty, i wyszedł z gabinetu. Zapasowy świąteczny garnitur Jana Mereditha okazał się za ciasny na pastora Perry’ego, który musiał odprawić wieczorne nabożeństwo w przypalonym surducie. Zrezygnował jednak ze spaceru wzdłuż nawy, co zwykł był czynić, zaszczycając tym wiernych i kościół. Nigdy już nie zamienił się z pastorem Meredithem, a kiedy spotkał go nazajutrz na stacji, potraktował go bardzo chłodno. Faith odczuwała coś w rodzaju ponurej satysfakcji. Biedny Adam został pomszczony. 20. Nowa przyjaciółka Faith
|