Gdy znalazłem się w swoim numerze, zanim zapaliłem światło, starannie za-
sunąłem zasłony w oknach, jednocześnie nieco uchyliłem okna, bo od maja lubię
spać w nocy przy otwartym oknie. Schowałem skrzynkę pod stół. Chciało mi się
spać, ale nie pozwalałem sobie na sen. Wiedziałem, że nie wolno mi zmrużyć oka, gdyż tej nocy musi zdarzyć się coś ważnego.
Czuwałem, wsłuchując się w dźwięki. Przez cieniutkie ściany słyszałem pisk
odkręcanego kranu w pokoju Moniki, bulgotanie w rurach i znowu pisk zakrę-
canego kranu. Potem zapadła cisza, tylko gdzieś z góry dobiegała mnie muzyka
z odbiornika radiowego. Okna naszych pokojów wychodziły na niewielki ogród;
zamiast więc szelestu opon samochodowych i kroków ludzkich, słyszałem klą-
skanie słowików i czułem napływający z ogrodu zapach bzu.
Spojrzałem na zegarek — było dziesięć po dwunastej. W tym momencie usły-
szałem pod oknem cichy szelest. Ktoś popchnął okno, które otworzyło się nie-
co szerzej. Po chwili ten ktoś wspiął się na parapet okienny, odsuwając story na oknie.
— Monika, śpisz? — usłyszałem szept Kędziorka.
Nie drgnąłem na swoim łóżku. Chciałem, żeby Kędziorek wszedł do pokoju
i zaczął mówić do Moniki, byłem bowiem ciekaw, co też ma jej do powiedzenia.
— Monika, śpisz? — znowu powtórzył się szept.
Kędziorek wszedł na parapet, odsunął story i zajrzał do pokoju.
— Nie udawaj, że śpisz — stwierdził. — I niepotrzebnie się na mnie dąsasz.
Nie mogę ciągle za tobą jeździć. Słyszysz mnie, Monika?
Milczałem, ale lekko poruszyłem się w łóżku, aby domyślił się, że Monika nie
śpi.
Wszedł do pokoju i stanął przy oknie.
— Posłuchaj mnie jeszcze raz, Monika zaczął błagalnie. — Mówiłem ci prze-
cież, że już skończyłem studia i w przyszłym miesiącu mam rozpocząć samo-
dzielną pracę. Wiesz, że cię kocham. Chcę, żebyś była moją żoną, a nie pracowała w ministerstwie i ciągle gdzieś jeździła z jakimiś podejrzanymi typami. Zabrałem ojcu samochód bez jego wiedzy i czeka mnie potężna awantura. Ale musiałem
150
jechać za tobą, żeby ci jeszcze raz wyjaśnić, że najlepiej zrobisz, jeśli mnie posłu-chasz: rzucisz pracę i wyjdziesz za mnie za mąż. Wczoraj w nocy tłumaczyłem ci, że będę miał wkrótce samodzielne mieszkanie i dobrą pracę. Dlaczego nie chcesz wyjść za mnie za mąż? Ten ponury typ, z którym jechałaś, zaczął coś podejrzewać. A może on ci się podoba? Czym ty się właściwie zajmujesz, Monika? Na
czym polega twoja praca? Dlaczego ja muszę się ukrywać i oni nie mogą wie-
dzieć, że jestem twoim narzeczonym? A może gniewasz się na mnie, że zamiast
drzwiami, wlazłem tutaj oknem?
— Nie, proszę pana — usiadłem na łóżku. — Nie o to chodzi, że pan wszedł
oknem, ale że pan pomylił pokoje. Monika mieszka w sąsiednim.
Kędziorek aż jęknął, tak go zaskoczyły moje słowa.
— Ja. . . ja. . . — zaczął się jąkać — bardzo pana przepraszam. . .
— Nie ma za co — stwierdziłem. — Niech pan wyjdzie tymi drzwiami i za-
puka do sąsiednich. Nie gniewam się również, że nazwał mnie pan „ponurym
typem”.
— Tak o panu powiedziałem? — zafrasował się młodzieniec. — Przepraszam,
ale nie miałem nic złego na myśli. Kocham Monikę, pan rozumie i bardzo chciał-
bym, aby wyszła za mnie za mąż. Zamierzałem jej o tym powiedzieć.
— Zdaje się, że już jej to pan mówił wielokrotnie. . .
— Tak — smutnie przyznał młodzieniec.
— No właśnie. Dlatego nie radzę panu budzić jej w środku nocy, aby powtó-
rzyć jej to raz jeszcze. Obawiam się, że po prostu wyrzuci pana za drzwi.
— Więc co mam robić?
Wstałem z łóżka, zapaliłem światło, poczęstowałem młodzieńca papierosem.
— Ona prawdopodobnie nie chce wyjść za mąż — powiedziałem oględnie. —
Podoba jej się praca w Ministerstwie Kultury i Sztuki, a małżeństwo jej nie odpowiada. W każdym razie, w tej chwili. Może pan nieco później ponowi swoje
propozycje.
— A jeśli ona mnie nie kocha? — przeraził się młodzieniec.
— Trzeba ją było o to zapytać.
— Pytałem wiele razy. Ona mówi, że nie wie.
— No cóż — zastanowiłem się. — Jeśli kobieta mówi, że nie wie czy kocha,
to znaczy, ma pan pewne szansę.
— Wiem — młodzieniec zerwał się z krzesła. — Powinienem walczyć o jej
miłość. Tak myślałem i dlatego wziąłem ojcu samochód, i pojechałem za nią. Ale ona ciągle się na mnie o to gniewa i złości.
— Nie dziwię się — stwierdziłem. — Pan jej przeszkadza pracować.
— A co to za praca, że ona musi jeździć z panem i innymi. . .
— „Ponurymi typami” — uzupełniłem pogodnie. — No cóż, nie mogę panu
tego dokładnie wyjaśnić. W każdym bądź razie nie będziemy stawiać żadnych
151
przeszkód, jeśli panna Monika zechce opuścić swoje stanowisko pracy i wyjść za mąż. Za pana lub kogoś innego.
— Kogoś innego?! — przeraził się. — A czy jest ten „ktoś inny”?
— Nie wiem — ziewnąłem — ale ciągle za nami ktoś jeździ. Jak nie samo-
chodem, to na motorowerze. To ładna dziewczyna, proszę pana.
— Ładna? — oburzył się Kędziorek. — Ona jest piękna. Niech mi pan dora-
dzi, co powinienem robić.
Ziewnąłem, bo naprawdę chciało mi się spać.
— Nie mam wielkiego doświadczenia w tym względzie. Jestem starym kawa-
lerem, jak się to mówi. Byłem kilkakrotnie w pana sytuacji. . .
— I co? I co? — zainteresował się.
— I nic. Jak panu powiedziałem, nie jestem żonaty.
— Więc co mam robić?
|