To nawet ciekawe, jeÅ›li ciÄ™ interesujÄ… sprawy prawne. Pani Hammitt ponownie napeÅ‚niÅ‚a swój kubek i wbiÅ‚a siÄ™ w fotel, jakby przygotowujÄ…c ciaÅ‚o do skomplikowanego wywodu. - Mój ojciec bardzo chciaÅ‚ mieć syna. Niektórzy mężczyźni już tacy sÄ…, córki wÅ‚aÅ›ciwie nie liczÄ… siÄ™ w ich oczach. Teraz widzÄ™, że byÅ‚am dla niego rozczarowaniem. JeÅ›li mężczyzna naprawdÄ™ chce syna, to w córce może go cieszyć tylko jej uroda. Tej jednak jakoÅ› nigdy nie miaÅ‚am. Na szczęście mojego męża to nie martwiÅ‚o. ByliÅ›my bardzo dobranym małżeÅ„stwem. Ponieważ jedynÄ… możliwÄ… reakcjÄ… na takie oÅ›wiadczenie byÅ‚ niesprecyzowany pomruk uznania, Dalgliesh wydobyÅ‚ ów dźwiÄ™k. - DziÄ™kujÄ™ - rzekÅ‚a pani Hammitt, jakby powiedziaÅ‚ jej komÂplement. CiÄ…gnęła zadowolona: - Tak czy owak, jak lekarze poÂwiedzieli ojcu, że moja matka nie może mieć wiÄ™cej dzieci, postanowiÅ‚ zaadoptować syna. SÄ…dzÄ™, że zabraÅ‚ Wilfreda z domu dziecka, ale miaÅ‚am wtedy zaledwie sześć lat i zdaje siÄ™, że nikt mi nigdy nie raczyÅ‚ powiedzieć, jak i gdzie go znaleziono. NieÅ›lubne dziecko, rzecz jasna. W latach dwudziestych ludzie bardziej siÄ™ przejmowali takimi rzeczaÂmi niż dzisiaj i można byÅ‚o przebierać w nie chcianych dzieciach. PamiÄ™tam swojÄ… radość na myÅ›l, że bÄ™dÄ™ miaÅ‚a braciszka. ByÅ‚am samotnym nadwrażliwym dzieckiem. Wtedy jeszcze nie widziaÅ‚am w Wilfredzie rywala. Bardzo go lubiÅ‚am, gdy byliÅ›my mÅ‚odzi. Wciąż go lubiÄ™, choć ludzie czasami o tym zapominajÄ…. Dalgliesh zapytaÅ‚, co siÄ™ staÅ‚o, - ChodziÅ‚o o testament mojego dziadka. Staruszek nie dowierzaÅ‚ prawnikom, nawet Holroydowi i Martinsonowi, którzy sÄ… radcami prawnymi rodziny, i sam sporzÄ…dziÅ‚ testament. Moim rodzicom zostawiÅ‚ dożywotnie dochody z odsetek od posiadÅ‚oÅ›ci, a sam majÄ…tek podzieliÅ‚ na równe części miÄ™dzy wnuki. Nikt jednak nie potrafiÅ‚ odpowiedzieć na pytanie, czy wliczaÅ‚ w to Wilfreda? W koÅ„cu musieliÅ›my wystÄ…pić w tej sprawie na drogÄ™ sÄ…dowa. Sprawa wywoÅ‚aÅ‚a w tamtych czasach spore poruszenie i spowodowaÅ‚a caÅ‚Ä… debatÄ™ na temat praw adoptowanych dzieci. Może sobie przypominasz? Dalgliesh rzeczywiÅ›cie coÅ› takiego mgliÅ›cie pamiÄ™taÅ‚. ZapytaÅ‚: - Kiedy dziadek sporzÄ…dziÅ‚ testament? Chodzi mi o relacjÄ™ czasowÄ… miÄ™dzy testamentem a adopcjÄ… brata. - To byÅ‚a podstawowa kwestia. Wilfreda zaadoptowano trzecieÂgo maja 1921 roku, a dziadek podpisaÅ‚ testament dokÅ‚adnie dziesięć dni później, trzynastego maja. Åšwiadkami byÅ‚o dwóch sÅ‚użących, ale w czasie rozprawy obaj już nie żyli. Testament napisano bardzo przejrzyÅ›cie, tyle że nie byÅ‚o w nim żadnych imion. Lecz prawnicy Wilfreda dowodzili, że dziadek wiedziaÅ‚ o adopcji i byÅ‚ z tego powodu szczęśliwy. A w testamencie użyto sÅ‚owa dzieci w liczbie mnogiej. - MógÅ‚ przecież mieć na myÅ›li takÄ… sytuacjÄ™, że twoja matka umrze pierwsza, a ojciec ożeni siÄ™ ponownie. - Ależ jesteÅ› sprytny! WidzÄ™, że rzeczywiÅ›cie masz prawniczy pokrÄ™tny umysÅ‚. DokÅ‚adnie tak utrzymywali moi obroÅ„cy. Niestety, nic to nie daÅ‚o. Wilfred wygraÅ‚. Możesz jednak zrozumieć moje uczucia wzglÄ™dem Folwarku Toynton. Gdybyż dziadek podpisaÅ‚ ten testament przed trzecim maja, wszystko wyglÄ…daÅ‚oby inaczej, zapewÂniam ciÄ™. - Ale dostaÅ‚aÅ› poÅ‚owÄ™ wartoÅ›ci majÄ…tku? - Owszem, lecz nie wystarczyÅ‚o to na dÅ‚ugo. Mój drogi mąż szybko wydawaÅ‚ pieniÄ…dze. Na szczęście nie chodziÅ‚o o kobiety, tylko o konie. Wprawdzie sÄ… równie kosztowne i jeszcze bardziej kapryÅ›ne niż kobiety, lecz jako rywale mniej upokarzajÄ…ce dla żony. Poza tym można siÄ™ cieszyć, gdy wygrywajÄ…, czego siÄ™ nie odczuwa w stosunku do innej kobiety. Wilfred zawsze twierdziÅ‚, że Herbert zdziwaczaÅ‚ na starość, gdy odszedÅ‚ z armii na emeryturÄ™, ale ja nie narzekaÅ‚am. Nawet wolaÅ‚am go zdziwaczaÅ‚ego. Niemniej jednak przepuszczaÅ‚ pieniÄ…dze. Nagle rozejrzaÅ‚a siÄ™ po pokoju, nachyliÅ‚a i zerknęła na Dalgliesha konspiracyjnie. - Powiem ci coÅ›, o czym nikt w Folwarku nie ma pojÄ™cia poza Wilfredem. JeÅ›li rzeczywiÅ›cie sprzeda Folwark, dostanÄ™ poÅ‚owÄ™ sumy. Nie poÅ‚owÄ™ dodatkowych zysków, ale pięćdziesiÄ…t procent od wszystÂkiego. Mam zobowiÄ…zanie Wilfreda, odpowiednio podpisane. Victor byÅ‚ Å›wiadkiem. WÅ‚aÅ›ciwie to nawet byÅ‚a jego sugestia. UważaÅ‚, że prawnie wszystko jest w porzÄ…dku. A dokument jest w takim miejscu, że Wilfred nie może na nim poÅ‚ożyć Å‚apy. Znajduje siÄ™ u Roberta Lodera, prawnika z Wareham. Wilfred byÅ‚ pewien, że nigdy nie bÄ™dzie musiaÅ‚ sprzedawać Folwarku. Nie zależaÅ‚o mu na tym, co podpisuje, a może w ten sposób chroniÅ‚ siÄ™ przed pokusÄ… sprzedaży. Nie sÄ…dzÄ™, że chciaÅ‚by wszystko sprzedawać. Za bardzo jest przywiÄ…zany do tego miejsca. Gdyby jednak zmieniÅ‚ zdanie, ja na tym wyjdÄ™ bardzo dobrze. Dalgliesh postanowiÅ‚ zaryzykować: - Kiedy tu przyjechaÅ‚em, pani Hewson wspominaÅ‚a coÅ› o truÅ›cie Ridgewella. Czy pan Anstey nie zamierza przypadkiem dokonać transferu domu? Pani Hammitt zareagowaÅ‚a spokojniej, niż siÄ™ spodziewaÅ‚. OdÂpowiedziaÅ‚a dobrodusznie:
|