- Wszystko w porządku, Mat...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
SZEŚĆ ŚWIATÓW CYKLICZNEJ EGZYSTENCJIWedług nauk buddyjskich, istnieje sześć światów (loka*) egzystencji, w których przebywają wszystkie...
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
Tworząc kod obsługi zasad biznesowych dobrą praktyką jest tworzenie funkcji obsługi wszystkich zasad...
»
każdy zauważył, że nie wszystkie powierzchnie są płaskie! Można tworzyć przybliżenia takich powierzchni, stosując płaskie wielokąty, ale...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Silne stronyDo silnych stron firmy NETKOM mających wpływ na wybór strategii działania zaliczyć trzeba przede wszystkim:szeroki asortyment usług; firma...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
Vendôme z powodu rozmiarów swego cokołu, trzon kolumny jest z jednego kawała granitu, największy z wszystkich, jakie wykonała kiedykolwiek ludzka ręka...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

To przyjaciel.
Pan Gill spojrzał na Mata i westchnął.
- Przypuszczam, że tak jest.
Mat wyprostował się powoli, ramionami otoczył klatkę piersiową. Wciąż uważnie i bardzo dokładnie wpatrywał się w karczmarza.
- Podążaliście do Caemlyn, powiadasz? - Karcz­marz potrząsnął głową. - To jest chyba ostatnie miejsce na ziemi, w którym spodziewałbym się spotkać Thoma. z wyjątkiem może Tar Valon.
Poczekał, aż prowadzący konia stajenny przeszedł obok, a mimo to zniżył głos.
- Macie kłopoty z Aes Sedai, jak rozumiem.
- Tak - wymamrotał Mat, a w tym samym momen­cie Rand zapytał:
- Dlaczego pan tak uważa?
Pan Gill zaśmiał się sucho.
- Znałem tego człowieka, oto dlaczego. On właśnie Wpakowałby się w ten rodzaj kłopotów, szczególnie po to, by pomóc kilku chłopcom w waszym wieku...
W jego oczach zamigotało wspomnienie, po chwili wy­prostował się i uważnie na nich spojrzał.
- Teraz... hm... Nie rzucam żadnych oskarżeń, zrozum­cie, lecz... hm... Nie uważam, abyście mogli... hm... O co mi chodzi... hm... na czym dokładnie polegają wasze kłopoty z Tar Va1on, jeśli mogę zapytać?
Rand dostał gęsiej skórki, gdy zrozumiał, co ten czło­wiek sugeruje. Jedyna Moc.
- Nie, nie, nic z tych rzeczy, przysięgam. Jedna z Aes Sedai nawet nam pomagała. Moiraine...
Ugryzł się w język, ale wyraz twarzy karczmarza nie zmienił się nawet na jotę.
- Miło to słyszeć. Nie żebym specjalnie kochał Aes Sedai, ale lepiej one, niż... niż inne rzeczy.
Powoli pokiwał głową.
- Za dużo mówi się ostatnio o tych rzeczach, odkąd sprowadzili tu Logaina. Nie chciałem was obrazić, rozumie­cie, ale... cóż, po prostu musiałem wiedzieć, nieprawdaż?
- Żadnej obrazy - powiedział Rand.
Mamrotanie Mata było zupełnie niezrozumiałe, karcz­marz postanowił jednak wziąć je za dobrą monetę.
- Obaj wyglądacie na ludzi właściwego rodzaju, i wie­rzę, że byliście, jesteście, przyjaciółmi Thoma, ale wszak są to ciężkie czasy i trudne dni. Nie przypuszczam, byście mogli zapłacić? Nie, nie myślę tak. A teraz niczego nie ma w wystarczającej ilości, a to co jest, kosztuje majątek, dlate­go też dam wam łóżka nie najlepsze, ale za to ciepłe i suche, oraz coś do zjedzenia. Niestety nie mogę obiecać więcej, niezależnie od tego co powinienem.
- Dziękuję - odpowiedział Rand, patrząc kpiąco na Mata. - To więcej, niż się spodziewaliśmy.
"Co to jest właściwy rodzaj ludzi i dlaczego powinien obiecać więcej?"
- Cóż, Thom to dobry przyjaciel. Stary przyjaciel. Go­rąca głowa i nazbyt skłonny do mówienia najgorszych z mo­żliwych rzeczy, i to jedynej osobie, której tego robić nie powinien, ale dobry przyjaciel w każdym razie. Jeżeli nie pokaże się... cóż, wtedy coś wymyślimy. Najlepiej żebyście nic nie mówili, nic o pomagających wam Aes Sedai. Jestem dobrym poddanym Królowej, ale zbyt wielu jest teraz w Caemlyn takich, którzy mogliby to źle zrozumieć, i nie mówię tylko o Białych Płaszczach.
Mat parsknął.
- Wedle mnie, kruki mogłyby zanieść wszystkie Aes Sedai prosto do Shayol Ghul!
- Powściągnij swój język, chłopcze - warknął kar­czmarz. - Powiedziałem, że ich nie lubię, a nie że jestem głupcem, który uważa, że stoją za każdym złem, jakie się wydarza. Królowa udziela swojego poparcia Elaidzie, a za Królową stoi Gwardia. Z woli Światłości wszystko nie idzie jeszcze tak źle, aby to się miało zmienić. W każdym razie, ostatnimi czasy niektórzy Gwardziści tak potracili głowy, że bywają odrobinę nieprzyjemni dla ludzi, o których wie­dzą, że rozmawiają o Aes Sedai. Oczywiście nie na służbie, Światłości dzięki, niemniej jednak to się zdarza, co właści­wie nie robi różnicy. Nie mam ochoty, aby jacyś Gwardziści po godzinach służby zdemolowali mi karczmę, tylko po to, by udzielić wam nauczki, wcale nie pragnę, by Białe Pła­szcze podburzyły kogoś, by ten namalował Smoczy Kieł na moich drzwiach. Dlatego też, jeśli chcecie mi jakoś pomóc, swoje poglądy na temat Aes Sedai zatrzymajcie dla siebie, niezależnie od tego, jaki jest ich charakter.
Na chwilę pogrążył się w zadumie, potem dodał:
- Prawdopodobnie najlepiej będzie, jeżeli imienia Tho­ma również przy nikim nie będziecie wymieniać. Niektórzy Gwardziści mają długą pamięć, podobnie zresztą jak Kró­lowa. Nie należy kusić losu.
- Thom miał kłopoty z Królową? - zapytał Rand niedowierzając, a karczmarz roześmiał się.
- A więc nie opowiedział wam wszystkiego. Zresztą nie wiem, dlaczego miałby. Z drugiej strony jednak dlaczego nie mielibyście wiedzieć? Nie jest to właściwie żadna taje­mnica. Czy myślicie, że każdy bard myśli tyle o sobie, ile myślał Thom? Cóż, jeśli się nad tym zastanowić, to myślę, że tak jest, ale zawsze wydawało mi się, że Thomowi zawsze przydawało się to myślenie o sobie. Rozumiecie, przecież nie zawsze był bardem wędrującym od wioski do wioski i przesypiającym połowę nocy pod płotem. Był czas, kiedy Thom Merrilin był Nadwornym Poetą, właśnie tutaj w Ca­emly n i znano go we wszystkich dworach królewskich, od Łzy do Maradon.
- Thom? - zapytał Mat.
Rand wolno pokiwał głową. Z łatwością mógł sobie wy­obrazić Thoma, z jego wytwornymi manierami i wzniosłymi gestami, na dworze Królowej.

Powered by MyScript