Metody "głoszenia" niektórych świadków Jehowy Profanacja krzyża i wizerunku Matki Boskiej Jak straszne owoce - choć nie wprost, ale pośrednio - może wydać "studium literatury biblijnej" Towarzystwa Strażnica na zachowanie i działalność głosicielską niektórych świadków, ukazał były świadek p. Edmund N. w Niepokalanowie, dając przy tym od siebie bardzo ciekawe komentarze. "Żadna `Strażnica' - takimi słowami wstępu rozpoczyna swe świadectwo p. Edmund N. - żadna literatura nie nakazuje tego [tzn. profanacji, o której będzie mowa niżej]. Ale drogami ośmieszania Kościoła Katolickiego zdarzają się takie przypadki i ja mogę wam o takim przypadku opowiedzieć. Tadeusz nazywał się ten świadek Jehowy. Brał ze sobą krzyż do torby wraz z Biblią. Krzyż z wizerunkiem Pana Jezusa. Jego Ewangelizacja wyglądała w ten sposób: popatrzcie się, popatrzcie się, paniczko, to jest wasz Bóg - trzymając krzyż w ręku tak mówił. Pfu, splunął na pasyjkę Chrystusa, widzicie, nic ten Bóg nie zrobi, bo on jest martwy, bo to wasz pfu, splunął następny raz, łup tym Krzyżem o ziemię. Krzyż spadł pod szafę, a on taki gruby, klęka, wyciąga, a tam pełno kurzu. Ta kobieta wystraszona, co to się dzieje? Pytam teraz, czy to `Strażnica' go nauczyła, czy to on sam w jakiś sposób? To jest działanie tego szatańskiego systemu, bo ci ludzie w ten sposób robią. Nie szanują nie tylko Krzyża, ale nawet człowieka, do którego przyszli, ani tego domu. Wiadomą jest rzeczą, że tam do tego domu świadkowie Jehowy wstępu już nie mieli. No, przecież ta kobieta była przerażona. Więc jeśli chodzi o profanację, takie rzeczy się zdarzają, ale w żadnej literaturze tego nie ma. Jednak drogami pośrednimi ludzie do tego dochodzą, z czego Brooklyn się cieszy, a szatan przede wszystkim" (TK 26). "Znam przypadki - mówi innego dnia w Niepokalanowie p. Edmund N. - że tak wrogo usposobieni są świadkowie Jehowy, że nawet w budynkach, gdzie jest więcej rodzin i wszyscy korzystają z tej samej ubikacji, potrafią na klapie sedesu przykleić obraz Matki Bożej. Więc wyobraźcie sobie, do czego te wypłukane umysły później są zdolne. Robią to tylko po to, żeby denerwować środowisko katolickie" (TK 60). "Rąbanie misyjnego krzyża" Pod takim nagłówkiem ukazał się w katolickim piśmie "Effatha" artykuł Tadeusza Kundy, opisujący to, co zdarzyło się w Klęczkowie, niedaleko Działdowa. Poniżej przytaczamy dwa wybrane fragmenty z tego artykułu. "W drugą niedzielę adwentu ubiegłego roku - tymi słowami rozpoczyna swoją relację p. Tadeusz Kunda - w kościele pw. św. Wojciecha w Działdowie, podczas każdej Mszy św. śpiewano przebłagalne suplikacje: `Święty Boże...' Co skłoniło ks. Proboszcza do wydania zarządzenia, aby uroczyście błagać Boga o przebaczenie? Otóż w nocy z 1 na 2 grudnia 1993 roku ręka ludzka uzbrojona w siekierę dokonała zamachu na misyjny krzyż, który wymownym milczeniem głosił odkupienie z grzechowych win upadłego człowieka, stojąc przy filialnej kaplicy w Klęczkowie. Po otrzymaniu głębokich ran, przerwał ciche, głębokiej treści wymowne słowa i runął na ziemię. (...) I któż ośmielił się podnieść świętokradczą rękę na najświętszy znak zbawienia? Kto usiłował wykarczować z serc Polaków najdroższą relikwię całego chrześcijaństwa? Odpowiedzi udzielił ks. Proboszcz mówiąc: `Parafianin zaprzyjaźnił się ze świadkami Jehowy. Ich nauka do tego stopnia wypłukała mu mózg, że już nie potrafi myśleć samodzielnie. Jego nieobliczalny czyn, to następstwo piekielnej doktryny' " ("Effatha" 78/1994, s. 160). Zabić " opornych " w imię Boże
|