- Ściszył głos, ponieważ było możliwe, że ktoś ich podsłuchuje. Na szczęście w całym domu chyba tylko nayeb znał angielski, ale z pewnością miał coś lepszego do roboty niż stanie z uchem przy drzwiach do pokoju gościnnego. Juliet siedziała po turecku na kanapie i kiedy Ross mówił, ona ściągała tagelmoust. Potem ze znużeniem oparła głowę na rękach. - Dziś zrobiłeś trzy dobre uczynki - stwierdziła, unosząc głowę. - Uratowałeś komuś życie, zwróciłeś wolność niewolnikowi i wymusiłeś kąpiel na styl europejski, żebym ja też mogła z niej skorzystać. I z tych trzech uczynków największe pochwały należą ci się za ostatni. Ross się uśmiechnął. - Jak to? - Co do uratowania życia Rezie - nie potrafiłbyś go nie ratować. Uwolnienie go nic cię nie kosztowało, ale zrezygnowanie z rozkoszy hammamu to prawdziwe poświęcenie - powiedziała z czułością, podnosząc się. Z nutką ironii dodała: - Gdyby ktoś zażądał, żebym oddała moje życia dla ratowania ciebie, uczyniłabym to, ale nie jestem aż taka szlachetna, żeby nie wykąpać się pierwsza. Roześmiał się, potem zaczął szperać w bagażach, aż znalazł prostą i lekką bawełnianą szatę. - Przypuszczam, że nie będziesz chciała wkładać na siebie tych ubrań, zanim ich nie wypierzesz, więc możesz włożyć to. - Święty. - Odbierając od męża powiewną szatę, pamiętała, żeby przy tym nie dotknąć jego ręki. - Wyszłam za mąż za świętego. - Tylko nie siedź tam tak długo, aż woda wystygnie - ostrzegł. - Bo możesz się przekonać, że mylnie mnie oceniasz. - Nie ma mowy o pomyłce - odparła wyniośle. - Kobiety zawsze lepiej oceniają ludzi i sytuacje niż mężczyźni. - A dowodem na to jest fakt, że ty wyszłaś za mnie, a ja ożeniłem się z tobą - mruknął Ross podkuszony przez szatana. Duże oczy Juliet zrobiły się jeszcze większe, ale zaraz parsknęła śmiechem. - Prawda, prawda, to wszystko prawda - wysapała. - Moja ocena była doskonała, twoja bardzo chybiona. Dlaczego ona musi się tak śmiać? Ross myślał, że żona obrazi się na jego uwagę i dołoży jeszcze jedną cegłę do muru między nimi: ale jej zdolność do kpienia z samej siebie okazała się zbawienna. - Nie wiem, w czym tkwił błąd - zaczął z półuśmiechem - ale nie sądzę, że chodziło o mylną ocenę. - Och Ross. - Juliet nagle spoważniała. - Tak cię lubię. Gdyby tylko... - Umilkła. - Gdyby tylko co? - Poczuł niepokój. Przez chwilę patrzyła na niego bezradnie, potem odwróciła się i zniknęła w sypialni. Ross wyszedł przez łukowe drzwi na balkon. Zacisnął dłonie na barierce i oddychał głęboko. Juliet go lubi. Wspaniale. Podziwia jego umiejętność oceny sytuacji. Jakież to pochlebne. W czasie burzy piaskowej dała dowód, że go pożąda. Jaka szkoda, że na tej liście nie ma miłości, bo rozdźwięk między nimi był tak duży, że tylko miłość zdołałaby go zniwelować. A nawet i ona mogłaby nie wystarczyć; na pewno nie wystarczyła przed dwunastu laty. Jak zawsze najbardziej złościło go to, że nadal nie rozumiał, dlaczego Juliet od niego odeszła. Powody, które podała, miały sens, a jednak nadal dręczyło go przeczucie, że były tylko zasłoną dymną, kryjącą głębszą prawdę. Oddychał wolno i głęboko, uświadamiając sobie, że znowu jego myśli krążą wokół bardzo bolesnej dla niego sprawy i podążają w niebezpieczne rejony. Skupił uwagę na otoczeniu i stwierdził, że temperatura powietrza przyjemnie spadła. Choć z oddali dochodziły słabe odgłosy miasta, na terenie rezydencji Abdula Samut Khana panował błogi spokój. Było tak cicho, że dało się słyszeć nawet dochodzące z sypialni pluskanie wody. Nie potrafił się powstrzymać przed wyobrażeniem sobie żony, która wchodzi do kadzi, najpierw jedną zgrabną nogą, potem drugą. Następnie zanurza się aż po piersi. Czy najpierw umyje włosy, czy raczej ciało? Mydło ślizga się po pięknej, jasnej jak alabaster skórze... Uzmysłowił sobie, że oddycha szybciej, że ręce zaciskają się na poręczy balkonu. Jeśli nie weźmie się w garść, wybuchnie i pozostanie po nim tylko kupka prochu na posadzce z błotnych cegieł.
|