— Teraz już znajdziesz tę torebkę, nawet gdybym jej sama miała szukać do rana. Czekaj, wchodziłyśmy przez taras… Znalazłam jej torbę na fotelu przy kwiatkach. Alicja postawiła kawę na stole i od razu zaczęła szukać papierosów. Znalazła je na szczęście dość szybko, zapaliła i przystąpiła z kolei do szukania zapisków. — Czekaj, a czy wyjaśnili, dlaczego zrobili tu taki bajzel? — zainteresowałam się. — Trudno to nazwać wyjaśnieniem. Jeden twierdził, że ze zdenerwowania, bo nie było pani Hansen. A drugi najpierw mówił, że szukali czegoś, co pani Hansen od nich pożyczyła, a potem się wyparł pożyczonego i twierdził, że to się tak zrobiło przypadkiem. Tu coś potrącił, tam się potknął i tak jakoś wyszło. — Co za brednie! I policja w to uwierzyła? — Skąd, przecież ci mówię, że wydali im się podejrzani. No, mam! — No? — Ten co stał na schodkach nazywa się George Bergel, a ten na dole Alfred Bock. — Jak…?!!! — wrzasnęłam okropnie. — Alfred Bock. A co…? — Jezus Mario! Domyślałam się, czego szukali, ale jeszcze miałam nadzieję, że się może mylę! Chryste Panie, Alicja, wyjedź gdzieś! Do Australii, na Hawaje, do Władywostoku!!! Ja nie chcę cię mieć na sumieniu!!! — Wariatka — powiedziała Alicja spokojnie. — Przecież już się przekonali, że ja, to nie ty. To znaczy ty, to nie ja. A chodziło im o ciebie. — Nic podobnego! O ciebie! Mówiłam ci przecież! Wśród nich krążą plotki, że te wszystkie fotograficzne materiały ma jedna baba w Danii. Robiła zdjęcia równocześnie z nimi! Zapamiętali cię, jak pstrykałaś na bani!!! — O, cholera — powiedziała Alicja i popatrzyła na mnie niepewnie. Zamęt w moim umyśle przewyższył znacznie bałagan w mieszkaniu. Co prawda już od wiosny, od rozmowy z Mentalskim, obawiałam się o Alicję, ale moje obawy były niezdecydowane i złagodzone nadzieją, że skoro przez tyle lat miała spokój, to i nadal nie będą się czepiać. Przyczepili się. Dlaczego teraz? Coś się musiało stać, skoro nagle postanowili odnaleźć drugą połowę mapy. Rozumiałabym, gdyby zdobyli pierwszą, ale przecież pierwszą ukradłam Finetce… A może właśnie dlatego nie wiedzą gdzie jest pierwsza, więc chcą zawładnąć drugą, żeby nikt ich nie mógł złożyć do kupy… I nie popuszczą, dopóki będą myśleli, że Alicja to ma! — Mogę jechać do Kalifornii — powiedziała Alicja wspaniałomyślnie. — Chociaż wolałabym na Grenlandię, ale o tej porze roku tam się już robi chłodno. Myślisz, że naprawdę powinnam się zacząć ukrywać? — Wolałabym, żeby cię zamknęli w więzieniu — wyznałam szczerze. — Wiedziałabym, że jesteś bezpieczna. Pojęcia nie mam co zrobić, bo alternatywą jest rozgłoszenie, że ja to mam. — To mi się wydaje nieprawdopodobne, żeby nikt o tym nie wiedział — oznajmiła Alicja podejrzliwie. — Jakim cudem mogą się tego nie domyślać? Plączesz im się pod nosem przez cały czas… — I szukam. Widać, że szukam, a skoro szukam, znaczy nie mam. Logiczne, nie? Osoby, które wiedzą, że mam, potrafią, jak widać, całkiem nieźle milczeć. — Co to za osoby? — Mateusz, Maciek i ty. I nikt więcej, bo nawet Robertowi nie powiedziałam. — Tajemnica, którą zna więcej niż jedna osoba, przestaje być tajemnicą, nie do pojęcia, że tu się uchowała… Poza tym, wydaje mi się, że masz już wszystko. Powinni cię zabić. — Żebyś pękła. Ale to świetnie, sama widzisz własny wniosek! Oni myślą, że to nie ja, tylko ty! I co, jak ci się zdaje? Przypadkiem nie powinni cię zabić? — Może masz rację — przyznała z lekkim oporem Alicja. — Chyba rzeczywiście powinni. To co teraz? — Teraz to ja bym poczekała na tę urzędową sprzątaczkę, bo mnie to całe pobojowisko trochę rozprasza…
|