— Dlaczego, u diabła starego, zawracasz mi głowę, akurat jak jestem najbardziej zajęty i zbieram się, żeby jechać po tego bielasa? Musimy zdążyć na moczary i złapać albinosa, zanim zwieje. Powiedz Czarnemu Samowi i Wujowi Feliksowi, że coś im dam do ugotowania, jak tylko znajdziemy albinosa i przywieziemy go tutaj. Shaw nadal nie odchodził. Zaczekał jeszcze parę minut, zerkając na ojca. — Czarny Sam powiedział, że jak ojciec mu nie da szybko żarcia, to zarżnie i zje tego muła, którym orze. Pokazywał mi dzisiaj rano brzuch. Zapadł mu się pod żebra. — Idź powiedzieć Czarnemu Samowi, że jakby zabił i zjadł tego muła, wezmę się do niego i złoję mu tyłek na miazgę. Nie pozwolę, żeby w takiej chwili smoluchy zawracały mi głowę żarciem. Powiedz Czarnemu Samowi, że ma zamknąć pysk, zostawić tego starego muła w spokoju i orać pod bawełnę. — Powiem — odparł Shaw — ale on pewnie i tak zje tego muła. Mówił, że jest strasznie głodny, i nie wiadomo, co mu niedługo strzeli do głowy. — Powtórz mu, co powiedziałem. Zajmę się nim, jak przytaskamy tego albinosa. Shaw wzruszył ramionami i poszedł do domu za Buckiem. Na drugim końcu pola dwaj Murzyni zaorywali nowiznę. Na farmie zostało już niewiele ziemi pod uprawę. Piętnaście czy dwadzieścia akrów usianych było dołami głębokimi od dziesięciu do trzydziestu stóp i dwa razy szerszymi. Ze dwadzieścia pięć akrów nowizny wykarczowano na wiosnę pod uprawę bawełny. Gdyby nie to, nie starczyłoby tego roku gruntu do obrabiania dla dwóch czarnych parobków. Rok po roku malała powierzchnia ziemi uprawnej, w miarę jak mnożyły się wielkie wykopy. Jesienią przyszłoby zapewne kopać je na nowiźnie albo pod samym domem. Pluto odkrajał świeży kawałek żółtego tytoniu do żucia z podłużnej, prasowanej cegiełki, którą nosił w tylnej kieszeni spodni. — Skąd wy wiecie, Tay Tay, że w tej ziemi jest złoto? — zapytał. — Kopiecie tu od piętnastu lat i jeszcze nie natrafiliście na żyłę, prawda? — Już teraz niedługo, Pluto. Trafimy na pewno, jak tylko będziemy mieli tego białego faceta, bo on odgadnie miejsce. Czuję to wyraźnie w kościach. — Ale skąd wiecie, że złoto w ogóle jest w ziemi na tej farmie? Kopiecie nie wiadomo odkąd, a jeszczeście nic nie znaleźli. Wszyscy stąd aż do rzeki Savannah gadają o złocie, tylko że nikt go nie widział. — Ciebie trudno przekonać, Pluto. — Bo go też nie widziałem — odrzekł. — To fakt. — No, właściwie mówiąc, jeszcze nie trafiłem na żyłę — powiedział Tay Tay — ale już jesteśmy diabelnie blisko. Czuję w kościach, że robi się “gorąco". Mój ojczulek mówił mi, że w tej ziemi jest złoto, to samo gadają wszyscy w Georgii, a nie dalej jak na zeszłe Boże Narodzenie chłopaki wykopały bryłkę wielką jak spore jajko. To dla mnie murowany dowód, że złoto tu jest, i mam zamiar dobrać się do niego przed śmiercią. Ani mi się śni przerywać szukania. Wiem doskonale, że jeżeli nam się uda znaleźć tego albinosa i ściągnąć go tutaj, to natrafimy na żyłę. Podobno czarnuchy wciąż szukają złota po całej okolicy, nawet w Auguście, a to najlepszy znak, że złoto gdzieś jest. Pluto ściągnął usta i plunął strumieniem złotożółtego soku tytoniowego na jaszczurkę, która siedziała pod spróchniałą gałęzią o dziesięć stóp od niego. Wycelował bezbłędnie. Szkarłatna jaszczurka pierzchła jednym susem, z oczami piekącymi od soku tytoniowego. Rozdział 2 — Czy ja wiem — mówił Pluto, wypatrując ponad noskami butów innego celu do oplucia. — Czy ja wiem. Coś mi się zdaje, że to strata czasu kopać te wielkie dziury i szukać w nich złota. Ale może to dlatego, że jestem leniwy. Gdybym miał gorączkę złota jak wy, pewnie bym też tu wszystko porozkopywał. Tylko że ta gorączka jakoś się mnie nie ima, tak jak was wszystkich. Mogę jej się pozbyć, jak tylko trochę posiedzę i pomyślę. — Kiedy dostaniesz porządnej, uczciwej gorączki złota, Pluto, nie otrząśniesz się z niej za nic w świecie. Może powinieneś się cieszyć, że jej nie masz. Teraz, jak już mi wlazła w krew, wcale tego nie żałuję, ale bo też nie jestem podobny do ciebie. Człowiek nie może być leniwy i jednocześnie mieć gorączkę. Bo to go zaraz podrywa i gna do roboty. — Ja tam nie mam czasu na rycie w ziemi — rzekł Pluto. — Po prostu nie mam czasu. — Gdybyś dostał gorączki, nie miałbyś czasu na nic innego — powiedział Tay Tay. — To człowieka wciąga zupełnie jak picie albo ganianie za kobitami. Jak w tym zasmakujesz, nie potrafisz usiedzieć na miejscu i czekać, aż będzie jeszcze gorzej. Bo to się ciągle robi coraz mocniejsze i mocniejsze. — Zdaje mi się, że teraz rozumiem trochę lepiej — odrzekł Pluto. — Ale w dalszym ciągu nie mam gorączki. — I widzi mi się, że nie dostaniesz, póki się nie odchudzisz, żeby móc krzynkę popracować. — Moja tusza mi nie przeszkadza. Czasami nie jest z tym wygodnie, ale jakoś daję sobie radę. Pluto splunął w lewo na chybił trafił. Jaszczurka nie wróciła, a nie mógł sobie znaleźć innego celu.
|