- Niestety, Wasza Wysokość - powiedział Kun­ze - moim skromnym zdaniem fakty w tej sprawie zdecydowanie upoważniają mnie do formalnego oskar­żenia...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
go, zmusi swych wodzów iść i walczyć, wojsko powiedzie wodzów, nie wodzowie wojsko...
»
— O nie! — powiedziałam stanowczo...
»
- Nic się nie stało! Nic się nie stało! - powiedział Bonifacy...
»
— Słuchaj no, synu, wiesz doskonale, że nie mam czasu martwić się o jedzenie dla czarnuchów — powiedział Tay Tay...
»
— Wiesz co — powiedziała Chia — jestem śpiąca...
»
 — A moglibyście komuś o tym powiedzieć? 512 ERNEST HEMINGWAY — Dobrze — odrzekł kapral...
»
— Zatrzymam cię tutaj — powiedziała...
»
– Otwarte – powiedział, nie patrząc...
»
– Zajm? si? tym – powiedzia? Orlan...
»
 Programowanie społeczne Niedawno dyrektor studenckiej przychodni w pewnym dużym college'u powiedział mi, że około 500 studentów rocznie...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Cesarz zastanawiał się nad owymi faktami parę mi­nut.
- Wobec tego, kapitanie - powiedział na koniec - kontynuujcie swą pracę i dopilnujcie, by sprawiedli­wości stało się zadość. - Westchnął ciężko i twarz je­go zrobiła się pusta od tych wszystkich słów, jak gdy­by umysł jego odciął się od wszelkich przygnębiają­cych realiów teraźniejszości i schronił się w bezmyślowej próżni, aby odpocząć i wzmocnić się przed dal­szymi obowiązkami dnia. Cesarz pokiwał głową i rzekł: - Ciekawe, do czego to jeszcze dojdzie na świecie.
Nie była to wypowiedź monarchy, lecz wyrzekanie starca, który nie nadąża za młodą generacją. Niewielki budzik, który służył cesarzowi do odmierzania czasu przeznaczonego na każdą audiencję, zaczął przeraźli­wie dzwonić na biurku. Franciszek Józef podziękował kapitanowi, życzył mu powodzenia i skinął ręką na znak, że audiencja jest już skończona.
 
ROZDZIAŁ CZWARTY 
Porucznik Dorfrichter przebywał w pułkowym wię­zieniu już od dwóch dni i nikt nie odezwał się do nie­go słowem. Śniadanie, obiad i kolację przynosił mu na tacy strażnik i po skończonym posiłku zabierał puste naczynia. Z początku Dorfrichter próbował parę razy nawiązać rozmowę ze strażnikiem, ale ten na wszelkie zapytania reagował upartym milczeniem. Jedzenie naj­wyraźniej pochodziło z restauracji i jak przypuszczał, zamówione było przez żonę. Żadnych innych przeja­wów troski o swój los nie doświadczył.
Całkowita izolacja nie była dla niego zaskoczeniem. Znał zasady wojskowej procedury karnej ułożone w roku 1768 za panowania cesarzowej Marii Teresy, na­kazujące, by oficera podejrzanego o zbrodnię po are­sztowaniu przekazywano prowadzącemu śledztwo pro­kuratorowi wojskowemu, który był jednocześnie oskar­życielem i obrońcą, a później członkiem trybunału sę­dziowskiego. Aż do wyroku więzień mógł komuniko­wać się wyłącznie z prokuratorem, a w wypadku Dorf­richtera z kapitanem Emilem Kunze.
O czwartej nad ranem trzeciego dnia po aresztowa­niu profos obudził Dorfrichtera i polecił, aby porucz­nik się ubrał. Wydano mu czystą bieliznę, a zabrany poprzedniego wieczora mundur odesłano świeżo wy­prasowany, buty zaś wyczyszczono do idealnego poły­sku. Kiedy się ubrał, zaprowadzono go do kancelarii profosa i przekazano trzem zupełnie nieznanym Dorfrichterowi oficerom, z których jeden był w randze ka­pitana, pozostali dwaj porucznikami.
Byli oni ze stacjonującego w Wiedniu 51 pułku pie­choty. Jedynie kapitan przemówił do Dorfrichtera. Przedstawił mu się, po czym dokonał prezentacji swoich dwóch podwładnych. Następnie poinformował areszto­wanego, że mają go w trzech eskortować do stolicy. Poprosił Dorfrichtera o nie utrudnianie im zadania do­dając, że są uzbrojeni i mają rozkaz strzelania, gdyby eskortowany próbował ucieczki. Była to dla wszyst­kich przygnębiająca podróż. Minione dwa dni pozwoli­ły Dorfrichterowi oswoić się z otaczającą go pustką, toteż kiedy jego niezdarne próby nawiązania rozmo­wy nie odniosły skutku, poniechał ich wzruszając ra­mionami. Eskortujący go oficerowie wyglądali też na zmieszanych. Aresztant był mimo wszystko ich kolegą i przykrość im sprawiało traktowanie go w tak nie­uprzejmy sposób. Unikając wzroku Dorfrichtera, ogra­niczyli rozmowę między sobą do minimum.
Pojechali landem na prawie pustą o tej porze sta­cję. Kiedy nadjechał pociąg, wsiedli do ostatniego wa­gonu, gdzie mieli zarezerwowany przedział. Widziało ich parę osób, ale jedynie oko bacznego obserwatora mogłoby dostrzec, że tylko trzech oficerów miało przy sobie obowiązującą broń boczną, gdy tymczasem czwar­ty był bez broni i trzymał ręce głęboko w kieszeniach płaszcza.
Po godzinie jazdy Dorfrichter przerwał dokuczliwe milczenie.

Powered by MyScript