Cesarz zastanawiał się nad owymi faktami parę minut. - Wobec tego, kapitanie - powiedział na koniec - kontynuujcie swą pracę i dopilnujcie, by sprawiedliwości stało się zadość. - Westchnął ciężko i twarz jego zrobiła się pusta od tych wszystkich słów, jak gdyby umysł jego odciął się od wszelkich przygnębiających realiów teraźniejszości i schronił się w bezmyślowej próżni, aby odpocząć i wzmocnić się przed dalszymi obowiązkami dnia. Cesarz pokiwał głową i rzekł: - Ciekawe, do czego to jeszcze dojdzie na świecie. Nie była to wypowiedź monarchy, lecz wyrzekanie starca, który nie nadąża za młodą generacją. Niewielki budzik, który służył cesarzowi do odmierzania czasu przeznaczonego na każdą audiencję, zaczął przeraźliwie dzwonić na biurku. Franciszek Józef podziękował kapitanowi, życzył mu powodzenia i skinął ręką na znak, że audiencja jest już skończona. ROZDZIAŁ CZWARTY Porucznik Dorfrichter przebywał w pułkowym więzieniu już od dwóch dni i nikt nie odezwał się do niego słowem. Śniadanie, obiad i kolację przynosił mu na tacy strażnik i po skończonym posiłku zabierał puste naczynia. Z początku Dorfrichter próbował parę razy nawiązać rozmowę ze strażnikiem, ale ten na wszelkie zapytania reagował upartym milczeniem. Jedzenie najwyraźniej pochodziło z restauracji i jak przypuszczał, zamówione było przez żonę. Żadnych innych przejawów troski o swój los nie doświadczył. Całkowita izolacja nie była dla niego zaskoczeniem. Znał zasady wojskowej procedury karnej ułożone w roku 1768 za panowania cesarzowej Marii Teresy, nakazujące, by oficera podejrzanego o zbrodnię po aresztowaniu przekazywano prowadzącemu śledztwo prokuratorowi wojskowemu, który był jednocześnie oskarżycielem i obrońcą, a później członkiem trybunału sędziowskiego. Aż do wyroku więzień mógł komunikować się wyłącznie z prokuratorem, a w wypadku Dorfrichtera z kapitanem Emilem Kunze. O czwartej nad ranem trzeciego dnia po aresztowaniu profos obudził Dorfrichtera i polecił, aby porucznik się ubrał. Wydano mu czystą bieliznę, a zabrany poprzedniego wieczora mundur odesłano świeżo wyprasowany, buty zaś wyczyszczono do idealnego połysku. Kiedy się ubrał, zaprowadzono go do kancelarii profosa i przekazano trzem zupełnie nieznanym Dorfrichterowi oficerom, z których jeden był w randze kapitana, pozostali dwaj porucznikami. Byli oni ze stacjonującego w Wiedniu 51 pułku piechoty. Jedynie kapitan przemówił do Dorfrichtera. Przedstawił mu się, po czym dokonał prezentacji swoich dwóch podwładnych. Następnie poinformował aresztowanego, że mają go w trzech eskortować do stolicy. Poprosił Dorfrichtera o nie utrudnianie im zadania dodając, że są uzbrojeni i mają rozkaz strzelania, gdyby eskortowany próbował ucieczki. Była to dla wszystkich przygnębiająca podróż. Minione dwa dni pozwoliły Dorfrichterowi oswoić się z otaczającą go pustką, toteż kiedy jego niezdarne próby nawiązania rozmowy nie odniosły skutku, poniechał ich wzruszając ramionami. Eskortujący go oficerowie wyglądali też na zmieszanych. Aresztant był mimo wszystko ich kolegą i przykrość im sprawiało traktowanie go w tak nieuprzejmy sposób. Unikając wzroku Dorfrichtera, ograniczyli rozmowę między sobą do minimum. Pojechali landem na prawie pustą o tej porze stację. Kiedy nadjechał pociąg, wsiedli do ostatniego wagonu, gdzie mieli zarezerwowany przedział. Widziało ich parę osób, ale jedynie oko bacznego obserwatora mogłoby dostrzec, że tylko trzech oficerów miało przy sobie obowiązującą broń boczną, gdy tymczasem czwarty był bez broni i trzymał ręce głęboko w kieszeniach płaszcza. Po godzinie jazdy Dorfrichter przerwał dokuczliwe milczenie.
|