chmielewska joanna, wszystko czerwone...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
SZEŚĆ ŚWIATÓW CYKLICZNEJ EGZYSTENCJIWedług nauk buddyjskich, istnieje sześć światów (loka*) egzystencji, w których przebywają wszystkie...
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
Tworząc kod obsługi zasad biznesowych dobrą praktyką jest tworzenie funkcji obsługi wszystkich zasad...
»
każdy zauważył, że nie wszystkie powierzchnie są płaskie! Można tworzyć przybliżenia takich powierzchni, stosując płaskie wielokąty, ale...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Silne stronyDo silnych stron firmy NETKOM mających wpływ na wybór strategii działania zaliczyć trzeba przede wszystkim:szeroki asortyment usług; firma...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
— Wszystko w porządku? — Jane podeszła szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

black
Po krótkiej, nerwowej naradzie zdecydowaliśmy się zajrzeć sami. Może ten ktoś jeszcze żyje. . . ?
Starannie i z wyraźnym obrzydzeniem omijając kałużę, Alicja ustawiła drabinkę.
Wlazł na nią dobrowolnie Thorsten, najmniej z nas wszystkich wyczerpany psychicz-
nie. Uniósł ostrożnie klapę, w drugiej ręce trzymając latarkę, i zajrzał. Z góry pociekł
strumień ciemnoczerwonej cieczy, mocniej rozbryzgując kałużę po ścianach.
Wzdrygnęliśmy się wszyscy ze zgrozą i wstrętem, bez tchu wpatrując się w czarny
otwór. Thorsten poświecił latarką.
— Za kuferkiem — powiedział grobowo, co Alicja odruchowo przetłumaczyła od
razu.
483
Skinął na Pawła i wręczył mu latarkę, gestem polecając sobie przyświecać. Wlazł
górną częścią ciała w otwór, z pewnym wysiłkiem coś przesunął, odebrał Pawłowi la-
tarkę i przez chwilę świecił w ciemną czeluść, przyglądając się czemuś z uwagą.
— Nie wiem, co to jest — powiedział po angielsku, złażąc z drabinki. — Alicja, ja
myślę, że to twoje. Wyszło wszystko, zobacz sama.
— O rany boskie! — powiedziała Alicja dziwnym głosem i czym prędzej wlazła na
drabinkę. Zapaliła latarkę i zajrzała.
— No tak — powiedziała po chwili milczenia. — Cały sok wiśniowy szlak trafił!
Słój pękł. Jak wpychałam ten kuferek, to coś pękło, czułam to, ale nie miałam czasu
sprawdzać. Zupełnie zapomniałam, że on tam stoi. . .
Przez chwilę wyglądało na to, że Zosia zareaguje zgodnie z zapowiedzią i będziemy
mieli nowe, prawdziwe zwłoki, tym razem wreszcie Alicji. Na szczęście w mgnieniu
oka opadła z sił.
— Czy nic więcej nie masz w domu. . . ?! Czy ja nie mogę oglądać niczego w in-
nym kolorze, tylko wszystko czerwone?!!! Do cholery, do diabła, zielone, fioletowe,
niebieskie. . . ? Ja już nie zniosę więcej czerwonego!!!
484
Uspokajający płyn szczęśliwie mieliśmy pod ręką. Nie było to czerwone wino, Zosia zatem napiła się bez oporu i nawet dość zachłannie.
— I pomyśleć, że Dania to jest podobno spokojny kraj — powiedziała z rozgory-
czeniem. — Nawet nudny!. . . I ja tu przyjechałam spędzić urlop w spokojnym, nudnym
kraju. . . !
— No to przecież nie u Alicji. . . — powiedział bardzo rozsądnie Paweł.
Thorsten zaproponował dokładne przeszukanie domu w celu upewnienia się, że ni-
gdzie nie pozostał żaden relikt niedawnej krwawej przeszłości. Przy okazji znaleźliśmy pod kanapą zagubioną zapalniczkę Anity. Alicja wepchnęła pod łóżko swój czerwony
szlafrok, usuwając go sprzed oczu Zosi. . .
Zrezygnowałam ostatecznie z zakupu polędwicy wołowej niezwykłej urody, któ-
rą zamierzałam nabyć w ostatniej chwili, żeby usmażyć z niej befsztyki natychmiast
po powrocie do Polski. Zrezygnowałam nie tylko dlatego, że mogłaby nie wytrzymać
drogi, ale też i dlatego, że musiałabym starannie ukrywać ją przed Zosią. Gdyby ją nie-spodziewanie ujrzała, na przykład przy okazji kontroli celnej, nie wiadomo, jaki byłby skutek. . .
485
Już na dworcu, w ostatniej chwili, odprowadzająca nas Alicja przypomniała sobie jeszcze jedną wątpliwość.
— Ty, słuchaj — powiedziała podejrzliwie. — Skąd oni właściwie wzięli to zdjęcie?
— Które zdjęcie?
— Tego czarnego gacha Anity.
Miałam nadzieję, że sobie tego nie przypomni i nie będzie mnie pytać. Wiedziałam,
oczywiście, skąd pochodziła upragniona przez duńskie gliny, a rąbnięta niegdyś przez
Anitę podobizna. Nie na darmo ostatni list do Polski wysłałam ekspresem. Nie mia-
łam najmniejszej ochoty teraz tego wyjaśniać, bo nie przewidując zaszłych w Allerød
wydarzeń, nie uzgodniłam wcześniej z blondynem mego życia, co mogę mówić, a co
powinnam utrzymać w tajemnicy. Na wszelki wypadek wolałam zatem nie mówić nic
i pozostawić Alicję w przekonaniu, że tym razem znalazł się przy moim boku zupełnie
zwyczajny facet.
Postawiłam nogę na stopniu wagonu, Zosia i Paweł byli już w środku.
— Słyszałaś przecież, dostali z Polski, przesłane tą naukową metodą, co to wiesz,
kropki lecą. . .
486
— Ty mi tu nie mąć kropkami. Kto im to przysłał? Nie prosili o nie, bo im to przecież nie przyszło do głowy. Tam u nas siedzi kolektyw jasnowidzów?
Postawiłam na stopniu także i drugą nogę i weszłam wyżej do wagonu.
— No, nie. . . Chyba nie. Możliwe, że się orientowali, że to się tutaj przyda, a mie-
li przypadkiem. . . On tam robił interesy, nasze władze lubią wiedzieć, kto u nas robi interesy, szczególnie nielegalne. . .
Alicja spojrzała na mnie bystrze.
— Pisałaś, zdaje się, listy? O tym, co się tu dzieje?
— Pisałam, bo co?
Alicja przyglądała mi się z wielką uwagą. Zaczęłam nabierać obaw, że realizacja
zamiarów cokolwiek mi nie wyszła.
— Słuchaj no, kto to jest właściwie ten twój. . . ?
— Taka jesteś genialna w skojarzeniach, jak nie ma po co — powiedziałam z nie-
smakiem. — Jak trzeba było dedukować w obliczu zbrodni, to cię nie było. . .
— Nie kręć. Kto to jest?
Uznałam, że ona jest stanowczo za inteligentna, jak na moje niektóre potrzeby.
487
— Jeden taki. . .
— To on załatwił wysłanie zdjęcia, tak? I on miał ten tajemniczy interes do Edka?
Jemu było potrzebne nazwisko hochsztaplera, co?
— A nawet jeśli tak, to co?
— To kto to jest, do diabła?! W coś ty się tym razem wplątała?
W tym momencie, na szczęście, pociąg ruszył.
— W nic takiego! — zawołałam z satysfakcją, wychylając się przez drzwi. — To
jest bardzo długa i skomplikowana historia! Zupełnie inna, której dalszy ciąg dopiero nastąpi! A co było do tej pory, to ci opowiem przy okazji!
Konduktor zatrzasnął drzwi wagonu. . .
koniec
(dalszy ciąg prawdopodobnie nastąpi)



Powered by MyScript