black
Po krótkiej, nerwowej naradzie zdecydowaliśmy się zajrzeć sami. Może ten ktoś jeszcze żyje. . . ?
Starannie i z wyraźnym obrzydzeniem omijając kałużę, Alicja ustawiła drabinkę.
Wlazł na nią dobrowolnie Thorsten, najmniej z nas wszystkich wyczerpany psychicz-
nie. Uniósł ostrożnie klapę, w drugiej ręce trzymając latarkę, i zajrzał. Z góry pociekł
strumień ciemnoczerwonej cieczy, mocniej rozbryzgując kałużę po ścianach.
Wzdrygnęliśmy się wszyscy ze zgrozą i wstrętem, bez tchu wpatrując się w czarny
otwór. Thorsten poświecił latarką.
— Za kuferkiem — powiedział grobowo, co Alicja odruchowo przetłumaczyła od
razu.
483
Skinął na Pawła i wręczył mu latarkę, gestem polecając sobie przyświecać. Wlazł
górną częścią ciała w otwór, z pewnym wysiłkiem coś przesunął, odebrał Pawłowi la-
tarkę i przez chwilę świecił w ciemną czeluść, przyglądając się czemuś z uwagą.
— Nie wiem, co to jest — powiedział po angielsku, złażąc z drabinki. — Alicja, ja
myślę, że to twoje. Wyszło wszystko, zobacz sama.
— O rany boskie! — powiedziała Alicja dziwnym głosem i czym prędzej wlazła na
drabinkę. Zapaliła latarkę i zajrzała.
— No tak — powiedziała po chwili milczenia. — Cały sok wiśniowy szlak trafił!
Słój pękł. Jak wpychałam ten kuferek, to coś pękło, czułam to, ale nie miałam czasu
sprawdzać. Zupełnie zapomniałam, że on tam stoi. . .
Przez chwilę wyglądało na to, że Zosia zareaguje zgodnie z zapowiedzią i będziemy
mieli nowe, prawdziwe zwłoki, tym razem wreszcie Alicji. Na szczęście w mgnieniu
oka opadła z sił.
— Czy nic więcej nie masz w domu. . . ?! Czy ja nie mogę oglądać niczego w in-
nym kolorze, tylko wszystko czerwone?!!! Do cholery, do diabła, zielone, fioletowe,
niebieskie. . . ? Ja już nie zniosę więcej czerwonego!!!
484
Uspokajający płyn szczęśliwie mieliśmy pod ręką. Nie było to czerwone wino, Zosia zatem napiła się bez oporu i nawet dość zachłannie.
— I pomyśleć, że Dania to jest podobno spokojny kraj — powiedziała z rozgory-
czeniem. — Nawet nudny!. . . I ja tu przyjechałam spędzić urlop w spokojnym, nudnym
kraju. . . !
— No to przecież nie u Alicji. . . — powiedział bardzo rozsądnie Paweł.
Thorsten zaproponował dokładne przeszukanie domu w celu upewnienia się, że ni-
gdzie nie pozostał żaden relikt niedawnej krwawej przeszłości. Przy okazji znaleźliśmy pod kanapą zagubioną zapalniczkę Anity. Alicja wepchnęła pod łóżko swój czerwony
szlafrok, usuwając go sprzed oczu Zosi. . .
Zrezygnowałam ostatecznie z zakupu polędwicy wołowej niezwykłej urody, któ-
rą zamierzałam nabyć w ostatniej chwili, żeby usmażyć z niej befsztyki natychmiast
po powrocie do Polski. Zrezygnowałam nie tylko dlatego, że mogłaby nie wytrzymać
drogi, ale też i dlatego, że musiałabym starannie ukrywać ją przed Zosią. Gdyby ją nie-spodziewanie ujrzała, na przykład przy okazji kontroli celnej, nie wiadomo, jaki byłby skutek. . .
485
Już na dworcu, w ostatniej chwili, odprowadzająca nas Alicja przypomniała sobie jeszcze jedną wątpliwość.
— Ty, słuchaj — powiedziała podejrzliwie. — Skąd oni właściwie wzięli to zdjęcie?
— Które zdjęcie?
— Tego czarnego gacha Anity.
Miałam nadzieję, że sobie tego nie przypomni i nie będzie mnie pytać. Wiedziałam,
oczywiście, skąd pochodziła upragniona przez duńskie gliny, a rąbnięta niegdyś przez
Anitę podobizna. Nie na darmo ostatni list do Polski wysłałam ekspresem. Nie mia-
łam najmniejszej ochoty teraz tego wyjaśniać, bo nie przewidując zaszłych w Allerød
wydarzeń, nie uzgodniłam wcześniej z blondynem mego życia, co mogę mówić, a co
powinnam utrzymać w tajemnicy. Na wszelki wypadek wolałam zatem nie mówić nic
i pozostawić Alicję w przekonaniu, że tym razem znalazł się przy moim boku zupełnie
zwyczajny facet.
Postawiłam nogę na stopniu wagonu, Zosia i Paweł byli już w środku.
— Słyszałaś przecież, dostali z Polski, przesłane tą naukową metodą, co to wiesz,
kropki lecą. . .
486
— Ty mi tu nie mąć kropkami. Kto im to przysłał? Nie prosili o nie, bo im to przecież nie przyszło do głowy. Tam u nas siedzi kolektyw jasnowidzów?
Postawiłam na stopniu także i drugą nogę i weszłam wyżej do wagonu.
— No, nie. . . Chyba nie. Możliwe, że się orientowali, że to się tutaj przyda, a mie-
li przypadkiem. . . On tam robił interesy, nasze władze lubią wiedzieć, kto u nas robi interesy, szczególnie nielegalne. . .
Alicja spojrzała na mnie bystrze.
— Pisałaś, zdaje się, listy? O tym, co się tu dzieje?
— Pisałam, bo co?
Alicja przyglądała mi się z wielką uwagą. Zaczęłam nabierać obaw, że realizacja
zamiarów cokolwiek mi nie wyszła.
— Słuchaj no, kto to jest właściwie ten twój. . . ?
— Taka jesteś genialna w skojarzeniach, jak nie ma po co — powiedziałam z nie-
smakiem. — Jak trzeba było dedukować w obliczu zbrodni, to cię nie było. . .
— Nie kręć. Kto to jest?
Uznałam, że ona jest stanowczo za inteligentna, jak na moje niektóre potrzeby.
487
— Jeden taki. . .
— To on załatwił wysłanie zdjęcia, tak? I on miał ten tajemniczy interes do Edka?
Jemu było potrzebne nazwisko hochsztaplera, co?
— A nawet jeśli tak, to co?
— To kto to jest, do diabła?! W coś ty się tym razem wplątała?
W tym momencie, na szczęście, pociąg ruszył.
— W nic takiego! — zawołałam z satysfakcją, wychylając się przez drzwi. — To
jest bardzo długa i skomplikowana historia! Zupełnie inna, której dalszy ciąg dopiero nastąpi! A co było do tej pory, to ci opowiem przy okazji!
Konduktor zatrzasnął drzwi wagonu. . .
koniec
(dalszy ciąg prawdopodobnie nastąpi)
|