- Czy nasz stróż przypomniał sobie jeszcze coś istotnego?- Chłopak przysięga, że lord Jon miał krzepę męża w sile wieku...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
- ustaw federalnych i innych aktw normatywnych prezydenta, parlamentu i rzdu,- konstytucji i statutw podmiotw Federacji, jak rwnie| innych aktw normatywnych,- porozumieD midzy organami wBadzy paDstwowej a organami podmiotw Federacji oraz porozumieD midzy organami wBadzy poszczeglnych podmiotw,- porozumieD midzynarodowych, ktre zostaBy podpisane, lecz nie weszBy jeszcze w |ycie
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
Spojrzawszy na plan, jaki miałem przy sobie, zdecydowałem się wracać inną drogą, wybrałem więc Marsh Street zamiast State Street...
»
Lud rozmawiał głośno, nawoływał się, śpiewał, chwilami wybuchał śmiechem nad jakimś dowcipnym słowem, które przesyłano sobie z rzędu do rzędu, i...
»
Rozdział wrześniowy We wrześniu Stara Dama wyznała samej sobie, że minione lato było dziwnie szczęśliwe, a niedziele i te sobotnie popołudnia...
»
Trudno było pojąć opowieść na wpół szalonego ślepca, lecz kiedy Guthwulf mówił, Simon wyobraził sobie, jak hrabia wędruje tunelami, kuszony przez coś, co...
»
Dziesięcioletnie bliżniaczki ze Złotego Brzegu stanowiły całkowite przeciwieństwo tego, jak ludzie wyobrażają sobie bliźniacze siostry — były do...
»
cze, by wyrobi sobie negatywne wraenie na jego temat;doszlibymy do wniosku, e w sieci, owszem, istnieje ycie,lecz jest ono okropne, brutalne i pene...
»
Agnes poczuła ulgę: Laura zapewne nie umiała wyobrazić sobie niczego konkretnego jako “czegoś”, lecz jej gest nie pozostawiał cienia wątpliwości: to...
»
84Grecy i Rzymianie znali dobrze inne liczne odmiany kwarcu, lecz nie zdawali sobie sprawy, e s one wszystkie t sam substancj mineraln...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

Twierdzi, że często jeździł konno z lordem Stannisem.
Znowu Stannis, pomyślał Ned. Dziwiło go to, gdyż obaj lordowie pozostawali w dobrych stosunkach, ale nie darzyli się przyjaźnią. Kiedy Robert pojechał na północ do Winterfell, Stannis udał się na Smoczej Wyspie, fortecę Targaryenów, którą zdobył niegdyś w imieniu brata. Nikomu nie powiedział, kiedy zamierza powrócić. - Dokąd oni jeździli? - spytał Ned.
- Chłopak twierdzi, że odwiedzali burdel.
- Burdel? - powtórzył Ned.
- Lord Eyrie i Namiestnik Królewski w jednej osobie odwiedzał burdel w towarzystwie Stannisa Baratheona? - Pokręcił głową z niedowierzaniem, zastanawiając się, co by powiedział lord Renly na podobne rewelacje. Niezaspokojone żądze Roberta opiewano nawet w pijackich piosenkach, lecz Stannis był zupełnie innym typem człowieka. Wprawdzie tylko o rok od niego młodszy, lecz zupełnie inny, poważny, pozbawiony poczucia humoru, surowy i bezwzględny, jeśli chodziło o wypełnianie obowiązków.
- Chłopiec zarzeka się, że mówi prawdę. Namiestnik zabrał ze sobą trzech strażników. Stajenny mówi, że słyszał jak żartowali, kiedy odbierał od nich konie.
- Do którego burdelu jeździli? - spytał Ned.
- Chłopak nie wie, ale strażnicy mogliby powiedzieć.
- Szkoda, że Lysa zabrała ich do Yale - powiedział Ned. - Bogowie nie ułatwiają nam życia. Lady Lysa, maester Colemon, lord Stannis… wszyscy, którzy by mogli powiedzieć, co naprawdę się wydarzyło, znajdują się tysiące mil stąd.
- Czy wezwiesz lorda Stannisa ze Smoczej Wyspy?
- Jeszcze nie - powiedział Ned. - Dopóki nie zorientuję się lepiej, o co tutaj chodzi i co on miał wspólnego z całą sprawą. - Sprawą, która nie dawała mu spokoju. Dlaczego Stannis wyjechał? Czy miał swój udział w zamordowaniu Jona Arryna? A może bał się? Ned nie bardzo potrafił sobie wyobrazić, co mogłoby przestraszyć Stannisa Baratheona, który kiedyś przez rok bronił Storm’s End, żywiąc się szczurami i skórzanymi butami, podczas gdy atakujący go lord Tyrell i lord Redwyne ucztowali tuż za jego murami. - Podaj mi kubrak. Ten szary z wilkorem. Chcę, żeby płatnerz wiedział, z kim ma do czynienia. Może będzie wtedy bardziej rozmowny.
Jory podszedł do szafy. - Lord Renly jest bratem lorda Stannisa podobnie jak i Król - powiedział.
- A jednak jego nie zapraszano na przejażdżki. - Ned nie wiedział, co sądzić o Renlym, który odnosił się do niego w tak bezpośredni sposób i miło się uśmiechał. Kilka dni temu wziął Neda na bok i pokazał mu złoty medalion w kształcie róży. W środku nosił miniaturowy portret w stylu myrijskim, portret ślicznej dziewczyny o oczach łani i brązowych włosach, które opadały kaskadą na jej ramiona. Renly dopytywał się, czy dziewczyna przypomina kogoś Nedowi, i wydawał się rozczarowany, kiedy ten wzruszył tylko ramionami. Wyznał mu później, że ową dziewczyną jest Margaery, siostra Lorasa Tyrella, lecz byli też tacy, dodał, którzy twierdzili, że jest ona podobna do Lyanny. Ned zaprzeczył wtedy. Zastanawiał się, czy to możliwe, aby lord Renly - tak bardzo podobny do młodego Roberta - zapałał namiętnością do dziewczyny, która w jego wyobraźni miała być młodą Lyanną? Wydało mu się to niezwykle dziwne.
Jory podał mu kubrak i Ned wsunął ramiona w rękawy. - Może lord Stannis wróci na turniej - powiedział, kiedy Jory sznurował mu kubrak z tyłu.
- Mielibyśmy szczęście - powiedział Jory.
Ned zapiął pas z mieczem. - Chcesz powiedzieć, że jest to mało prawdopodobne. - Uśmiechnął się ponuro.
Jory udrapował mu płaszcz na ramionach i zapiął go klamrą. - Płatnerz mieszka nad swoją pracownią. Jest to duży dom na końcu ulicy Żelaznej. Alyn zna drogę.
Ned skinął głową. - Niech bogowie mają tego chłopaka w opiece, jeśli mnie zwodzi. - Niewiele mu to dawało, lecz Ned wiedział, że Jon Arryn, którego znał, nie ubrałby zdobionego srebrem i klejnotami pancerza. Stal jak stal, miała służyć obronie, a nie ozdobie. Oczywiście, mógł zmienić swoje upodobania. Wielu patrzyło na świat inaczej po kilku latach spędzonych na dworze… mimo to taka odmiana dawała Nedowi do myślenia.
- Czy coś jeszcze?
- Zacznij odwiedzać burdele.
- Trudne zadanie, mój panie. - Jon uśmiechnął się. - Z pewnością znajdę ochotników. Porther już się zabrał do roboty.
Ulubiony koń Neda stał osiodłany na dziedzińcu. Obok czekali Yarly i Jacks. Pewnie gotowali się w swoich stalowych hełmach i kolczugach, lecz żaden nie pisnął ani słowa. Lord Eddard przejechał przez Królewską Bramę i znalazł się na śmierdzących ulicach miasta, powiewając biało-szarym płaszczem. Ponaglił konia, wyczuwając ścigające go ze wszystkich stron spojrzenia. Strażnicy ruszyli za nim.
Jechali zatłoczonymi ulicami, a on często oglądał się za siebie. Wcześniej wysłał do miasta Desmonda i Tomarda, którzy mieli uważać, czy nikt ich nie śledzi, lecz mimo to Ned czuł się niepewnie. Wciąż prześladował go cień królewskiego Pająka i jego ptaszki.

Powered by MyScript