Czuła się zupełnie inną osobą i tak też traktowało ją otoczenie. Panie należące do Kółka uznały, że jest miła, a nawet przyjazna, i doszły do wniosku, że źle ją dotąd osądzały i że to pewnie nie skąpstwo, lecz ekscentryczność wpływała na jej dziwaczny tryb życia. Podczas zebrań Kółka stale teraz podchodziła do niej Sylwia Gray, by porozmawiać, a Stara Dama przechowywała w sercu jak skarb każde słowo Sylwii i powtarzaj je sobie podczas bezsennych nocy. Sylwia nie pytana nie’ mówiła nigdy o swych planach, a nieśmiałość Starej Damy nie pozwoliła jej zadawać osobistych pytań, rozmowy ich zatem były powierzchowne i to od pastorowej, nie od Sylwii, Stara Dama dowiedziała się wreszcie, o czym marzy jej ulubienica. Któregoś wrześniowego wieczoru pastorowa zajrzała do domu Lloydów, z północnego wschodu wiał przenikliwy wiatr i wył pod stropami domu, a refren jego pieśni mówił o tym, że żniwa się skończyły i lato odeszło. Stara Dama wsłuchiwała się weń plotąc z trawy koszyczek dla Sylwii. Poprzedniego dnia poszła po tę trawę aż na piaszczyste wzgórza Avonlea i bardzo była zmęczona. Lato, które tak wzbogaciło jej życie, miało się ku końcowi, a wiedziała, że Sylwia Gray zamierza w październiku opuścić Spencervale. Starej Damie serce ciążyło jak ołów i niemal ucieszyła się z wizyty pastorowej, choć bała się, że przychodzi ona po datek na nowy dywan do zakrystii, a wiedziała, że nie może dać nawet centa. Ale pastorowa wpadła tylko po drodze, wracając od Spencerów, i nie zamierzała stawiać żadnych kłopotliwych żądań. Za to zaczęła opowiadać o Sylwii Gray i każde jej słowo było dla uszu Starej Damy nutą drogocennej muzyki. Pastorowa nie mogła nachwalić się Sylwii — taka dobra i śliczna, i ujmująca. — I ten cudowny głos — powiedziała z entuzjazmem pastorowa i zaraz westchnęła. — Co za szkoda, że nie może go szkolić. Znawcy mówili jej, że mogłaby zostać wielką śpiewaczką. Ale jest taka uboga, że nigdy jej na to nie będzie stać, chyba że otrzyma stypendium Camerona, a niewiele ma nadziei, choć jej nauczyciel śpiewu zaproponował jej kandydaturę. — Jakie stypendium Camerona? — spytała Stara Dama. — Chyba pani słyszała o tym milionerze, Andrzeju Cameronie? — spytała pastorowa nieświadoma, że dotyka rodzinnego szkieletu, aż gruchoczą jego kości. Stara Dama zarumieniła się, jakby ktoś wymierzył jej policzek. — Tak, słyszałam — odparła. — No więc ponoć miał on córkę, która była śliczną dziewczyną i którą uwielbiał. Miała piękny głos i zamierzał wysłać ją na studia za granicę. Ale umarła. Złamało mu to serce. I odtąd, by uczcić pamięć córki, co roku wysyła jakąś dziewczynę na studia muzyczne do Europy. Wysłał już chyba dziewięć, ale obawiam się, że Sylwia Gray nie ma wielkich szans, tak zresztą sama myśli. — Dlaczego? — spytała z ożywieniem Stara Dama. — Pewna jestem, że nieczęsto spotyka się taki głos jak panny Gray. — To prawda. Ale widzi pani, te stypendia są prywatne i zależą od widzimisię samego Andrzeja Camerona. A on często ulega czyimś rekomendacjom. Ponoć w zeszłym roku wysłał córkę swojego dawnego wspólnika, która wcale nie odznaczała się niezwykłym głosem. A Sylwia nie zna nikogo, kto mógłby na Camerona wpłynąć. Muszę uciekać, zobaczymy się w sobotę u nas na plebanii, wie pani, panno Lloyd, że tym razem Kółko zbiera się właśnie u nas. — Wiem — odparła z roztargnieniem Stara Dama. Po wyjściu pastorowej opuściła koszyczek i długo siedziała z założonymi rękami, patrząc niewidzącym wzrokiem w ścianę. Stara Dama, tak żałośnie uboga, że aby wpłacić pięć centów na Kółko, musiała jeść o pięć sucharów mniej tygodniowo, wiedziała, że jest w jej mocy wysłanie córki Lesliego Graya do Europy. Jeśli zdecyduje się pójść do Andrzeja Camerona i poprosić o wysłanie Sylwii w następnym roku, on bez wątpienia się zgodzi. Wszystko zależy od niej, czy potrafi zdławić swą dumę i poprosić o przysługę człowieka, który tak skrzywdził i ją, i jej rodzinę.
|