Dziadek rzekł pół żartem, pół serio, iż Waleria na pewno wkrótce go opuści, ponieważ Fred mu ją zabierze...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da siÄ™ wypeÅ‚nić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
— Jeżeli zawsze żebrzesz w taki sposób — rzekÅ‚ pan Ralf — dobrze wystudiowaÅ‚eÅ› rolÄ™...
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
— Zdaje siÄ™ poruszać — rzekÅ‚ do Mukiego...
»
— Lepiej siÄ™ zÅ‚ożyÅ‚o, niż przypuszczaÅ‚em — rzekÅ‚ siadajÄ…c na fotelu i spoglÄ…dajÄ…c na niÄ… z wyraźnym zachwytem...
»
- Wszyscy odchodzą, bo muszą, ale wszyscy kochamy babcię - rzekł Szot...
»
Zawezwawszy go wiÄ™c na rozmowÄ™ rzekÅ‚ mu ze zmartwionÄ… wielce twarzÄ…: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie bÄ™dÄ™ ja ciÄ™...
»
Jednak nawet wtedy rabusie mieli doœæ w³asnych zmartwieñ, poniewa¿ nieznany sprzymierzeniec w ciemnoœci wypuszcza³ starannie wycelowan¹ strza³ê za strza³¹, trafiaj¹c...
»
Poniewa¿ akta spraw o wypadki drogowe najczêœciej nie zawieraj¹ informacji dotycz¹cych wartoœci opóŸnienia hamowania pojazdów uczestnicz¹cych w wypadku, biegli...
»
Pozycja Moje bieżące dokumenty może być przydatna, ponieważ udostępnia podmenu zawierające listę 15 ostatnio otwartych dokumentów...
»
13 - A mówiłeś, że nie piszesz wierszy - rzekł Winicjusz zaglądając do środka - tu zaś widzę prozę gęsto nimi przeplataną...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Po chwili zastanowienia dodał jednak bardzo stanowczo:
- Nie pozwolę się porzucić. Życia zostało mi już niewiele, przez ten czas jednak muszę cię mieć w pobliżu. Tobie, Fredzie, jest przecież wszystko jedno, gdzie mieszkasz, a pracować możesz wszędzie. W zamku jest tyle miejsca, że nawet gdyby Henryk się ożenił, starczy go dla wszystkich. Co myślisz o tym, aby dla ciebie z Walerią urządzić lewe skrzydło? Ja bym nadal zajmował prawe, Henrykowi zaś pozostawimy do dyspozycji dwa piętra i budynek środkowy, gdyż jako główny przedstawiciel rodu ma prawo do największej powierzchni mieszkalnej. Każda część zamku ma oddzielne wejście, więc nikt nikomu nie będzie przeszkadzać. A jeżeli zechcemy się spotkać, nie będziemy musieli ani jeździć, ani chodzić za daleko. No i co sądzicie o moim planie?
Wszyscy po kolei uściskali dziadka. Jego projekt przyjęto jednogłośnie. Tylko Fred zwrócił się żartobliwie do przyjaciela:
- A co poczniesz, jeśli przyszła pani von Waldheim nie zgodzi się na to?
Henryk parsknął śmiechem.
- Moja żona będzie zawsze tego samego zdania co ja.
Dziadek spojrzał nań badawczo.
- Coś mi się zdaje, że jesteś bardzo pewny siebie. To zabrzmiało tak, jakbyś z góry wiedział, co cię czeka i komu przypadnie w udziale zaszczyt zostania twoją małżonką.
- Masz rację dziadku. Wiem, lecz na wszelki wypadek nie wymieniam nazwiska. A może dostanę kosza? Wolę być ostrożny...
- Chciałbym dożyć tej chwili, kiedy się ożenisz.
- Doczekasz się, dziadku. Bądź spokojny. Dziś otrzymałem wiadomość, że będę miał wkrótce sposobność zobaczyć się z tą młodą damą. Bądź przygotowany na rychłą wieść o moich zaręczynach, gdyż widok Wali i Freda czyni mnie zawistnym...
Stary pan von Waldheim zaczął się domyślać, o której panience napomyka Henryk. I on dowiedział się dzisiaj, że Kitty von Haller powróciła z matką do domu. Od dawna pragnął tego związku, choć nigdy nie rozmawiał na ten temat z wnukiem, aby mu nie narzucać swego zdania.
Kiedy dostarczono kufry, Waleria przeprosiła panów i wyszła, aby się przebrać do kolacji. Służba była oczywiście niezmiernie podniecona i zaintrygowana jej pojawieniem się w zamku. Nagle znalazła się jakaś wnuczka jaśnie pana, która dotąd mieszkała, nie wiadomo dlaczego, u Hartmannów. Ci, co poszli po bagaż, nie dowiedzieli się niczego, bowiem starzy milczeli jak zaklęci. Karol i Hanka natomiast w ogóle nie wiedzieli, o co chodzi. Naocznie stwierdzono jedynie to, iż panna została przyjęta w zamku z olbrzymią radością. Służbie nie pozostawało nic innego, jak tylko czekać na dalszy rozwój wypadków.
Waleria zeszła na kolację w eleganckiej wieczorowej kreacji. Oczarowała nie tylko trzech panów, lecz także wszystkich służących. Na jej cześć przygotowano małą ucztę.
Dziadek przekomarzał się z Fredem, mówiąc mu, że na oficjalne zaręczyny będzie musiał jeszcze poczekać dopóty, dopóki nie nastąpi prawna adopcja jego narzeczonej. Na pociechę dorzucił, że postara się, by wszystkim formalnościom stało się zadość w jak najkrótszym terminie.
- Nie zależy mi wcale na ogłoszeniu zaręczyn, drogi dziadku - rzekł Fred z uśmiechem. - Natomiast po zrękowinach nie chciałbym zwlekać ze ślubem.
- A kiedy mianowicie chcecie się pobrać?
Fred objął Walę gorącym, pełnym tęsknoty spojrzeniem.
- Ja? Ja chciałbym już jutro... - odparł z głębokim westchnieniem.
Panowie roześmieli się. Waleria spąsowiała.
- A może w święta Bożego Narodzenia? - spytał dziadek.
Fred westchnÄ…Å‚ znowu.
- Boże Narodzenie? Kiedyż to będzie? Chyba za sto lat... Walu, czy to konieczne, żebyśmy czekali tak niesamowicie długo?
Teraz i ona musiała się roześmiać.
- Jestem przekonana, że dziadunio nie każe nam czekać bez końca! Fredzie mój drogi, musisz się nauczyć cierpliwości!
- Ależ to takie trudne... Mieć szczęście w zasięgu ręki i nie móc go schwytać!
Henryk zwrócił się do przyjaciela z niewinną miną:
- Słuchaj, obiło mi się o uszy, że jesienią miałeś wyjechać z cyklem odczytów... Czyżbym się przesłyszał?
- Niestety, słuch masz dobry! Na dodatek widzę, że cię to cieszy, niegodziwcze! I to ma być przyjaciel?!
- Wiesz, obawiam się, że ja nie będę mógł ożenić się wcześniej, więc dlaczego właściwie tobie miałoby się powodzić lepiej ode mnie? Ja, biedny kawaler, i ty, szczęśliwy małżonek. Nie odpowiada mi taka kombinacja.

Powered by MyScript