— Lepiej się złożyło, niż przypuszczałem — rzekł siadając na fotelu i spoglądając na nią z wyraźnym zachwytem...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
I znowu upłynął czas, aż wreszcie Robin raz jeszcze zapytał młodego Dawida, co słychać za murem, a Dawid rzekł:— Słyszę kukułkę i widzę, jak wiatr...
»
Dziadek rzekł pół żartem, pół serio, iż Waleria na pewno wkrótce go opuści, ponieważ Fred mu ją zabierze...
»
- Wszyscy odchodzą, bo muszą, ale wszyscy kochamy babcię - rzekł Szot...
»
Zawezwawszy go więc na rozmowę rzekł mu ze zmartwioną wielce twarzą: – Trudno! każdy sam najlepiej rozumie, co mu czynić przystoi, nie będę ja cię...
»
13 - A mówiłeś, że nie piszesz wierszy - rzekł Winicjusz zaglądając do środka - tu zaś widzę prozę gęsto nimi przeplataną...
»
Kapitan Giles milczał przez chwilę, po czym rzekł z powagą:- On w gruncie rzeczy nie jest złym gospodarzem...
»
„Nie ukrywam, że z trudem przychodzi mi uwierzyć we wszystko, o czym mi tu mówicie, — rzekł...
»
- Nie mogę panu niczego obiecać - rzekł Kunze...
»
Regis wdrapał się na stojące obok krzesło, by lepiej przyjrzeć się znamieniu, lecz już wcześniej był pewien, że jego bystre oczy nie zwiodły go, że znamię na...
»
- Jesteś złodziejem par excellence - rzekł...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.

— Byłem pewny, że ktoś będzie sterczał przy nas, a właściwie chciałem tylko ciebie zobaczyć, Rillo–ma–Rillo.
W wyobraźni Rilli zamki na lodzie stały się wyrazistsze. Sytuacja nie ulegała już najmniejszej wątpliwości.
— Nie ma nas przecież znowu w domu tak dużo, jak dawniej — zauważyła miękko.
— Tak, to prawda — przyznał Krzyś. — Jim, Walter i dziewczęta wyjechali. Stanowi to wielką lukę, nieprawdaż? Ale — nachylił się naprzód tak, że jego ciemne kędziory musnęły jej włosy — czyż Fred Arnold nie zapełnia tej luki? Tak mi przynajmniej mówiono.
W tej samej chwili, nim Rilla jeszcze zdołała odpowiedzieć, Jaś zaczął płakać rozdzierającym głosem na górze w pokoju, którego okno otwarte mieściło się tuż nad werandą, Jaś, który prawie nigdy nie płakał wieczorem. Na domiar wszystkiego płakał z taką energią, że nie można było mieć nadziei, że wkrótce się uspokoi. Rilla wiedziała, że nie było sensu siedzieć spokojnie i udawać, że i się płaczu nie słyszy. Jaś z pewnością płakać będzie bez ustanku, a rozmowa w takich warunkach również— nie była przyjemna. Poza tym lękała się, że Krzysztof gotów ją posądzić o brak serca, gdyby siedziała dalej spokojnie i nie przejmowała się płaczem dziecka. Przecież Krzysztof nie znał zupełnie metody Morgana.
Rilla podniosła się.
— Widocznie Jasia dręczą jakieś sny. Od czasu do czasu to mu się zdarza, a wtedy ogarnia go straszny lęk. Przepraszam na chwilę.
Pobiegła na górę, przeklinając w duchu ową niebieską wazę, która kiedyś wpadła jej w oko. Lecz gdy Jaś na jej widok wyciągnął swe maleńkie ramionka ź radością i usiłował powstrzymać szloch, a łzy płynęły mu po policzkach, serce Rilli zmiękło. Biedactwo, taki był przerażony! Wyjęła go z kołyski i trzymała w ramionach, dopóki nie uspokoił się i nie przymknął oczu. Potem położyła go na nowo. Lecz nagle Jaś otwarł oczka i wyraził gorący protest. Przedstawienie to powtórzyło się dwukrotnie. Rillę ogarniała rozpacz. Nie mogła przecież zostawić dłużej Krzysia samego na dole i tak już przebywała na górze od pół godziny. Z rezygnacją zeszła na dół, niosąc Jasia na ręku, i z westchnieniem usadowiła się wraz z nim na werandzie. Śmieszne musiało się wydawać trzymanie na kolanach obcego wojennego dziecka, gdy najmilszy człowiek składał pożegnalną wizytę, ale nie było innej rady.
Jaś okazywał prawdziwe zadowolenie. Wystawił nagle maleńką nóżkę spod kołderki i zaśmiał się głośno, co czynił bardzo rzadko. Z każdym dniem stawał się ładniejszym dzieckiem, złociste jego włosy zawijały się w loczki, a oczy błyszczały radośnie.
— Bardzo dekoracyjny malec — zauważył Krzyś’.
— Owszem, wygląda ładnie — odparła Rilla z goryczą, jakby chcąc położyć nacisk na to, że zachowanie Jasia było trochę gorsze od jego wyglądu. Jaś widocznie zorientował się, że w tej sytuacji był tylko intruzem, i chciał udobruchać swą opiekunkę, bo w pewnej chwili spojrzał na Rillę, uśmiechnął się rozbrajająco i zaszczebiotał coś wesołym głosikiem.
Był to pierwszy jego występ pod tym względem. Rilla była tak zachwycona tym szczebiotem, że zapomniała o gniewie. Przebaczyła mu w jednej chwili, darząc go gorącym pocałunkiem. Jaś, rozumiejąc, że wrócił do dawnych łask, przytulił się do Rilli i spokojnie zamknął oczki.
Krzysztof siedział w milczeniu, spoglądając na Rillę, na jej powiewną dziewczęcą sylwetkę, długie rzęsy, kształtne wargi i pięknie wykrojony podbródek. Gdy siedziała tak w poświacie księżyca, pochylona nieco nad Jasiem, Krzysztofowi przyszło na myśl, że wygląda jak Madonna, ta, która wisiała nad biurkiem jego matki w domu Zachował w sercu ten obrazek, by mu towarzyszył na polu walki. Często myślał o Rilli Blythe od owego wieczoru w Przystani Czterech Wiatrów, lecz teraz, kiedy ujrzał ją trzymającą na kolanach małego Jasia, doszedł do wniosku, że ją kocha. I przez cały ten czas biedna Rilla siedziała zła i rozczarowana, z uczuciem, że ostatni jej wieczór z Krzysiem był zupełnie zepsuty. Zastanawiała się przy tym, dlaczego nie odbył się tak, jak opisywano podobne wieczory w książkach. Widocznie Krzyś również był niezadowolony, bo siedział przez cały czas w milczeniu.
Nadzieja wstąpiła w duszę Rilli, gdy Jaś wreszcie zasnął i ostrożnie przeniosła go na kanapę do jadalni. Lecz gdy wróciła po chwili, na werandzie siedziała już Zuzanna, zdejmująca czepek, z miną człowieka, który zamierza dłuższy czas pozostać na miejscu.
— Położyłaś już spać swoje dziecko? — spytała dobrotliwie. Swoje dziecko! Naprawdę ta Zuzanna mogłaby mieć trochę więcej taktu.
— Tak — odparła panna Rilla krótko.
Zuzanna położyła paczki na stole, jak ktoś mający zamiar spełnić swój obowiązek. Była bardzo zmęczona, ale musi przecież pomóc Rilli. Był wszakże Krzysztof Ford, który często odwiedzał rodzinę i na nieszczęście nikogo w domu nie było; cały więc obowiązek podtrzymywania z nim rozmowy spadał na „to biedne dziecko”. Lecz Zuzanna musi ją uratować, posiedzi tutaj, chociaż jest bardzo zmęczona.
— Mój Boże, jak pan urósł — rzekła spoglądając na Krzysia w khaki uniformie. Zuzanna przyzwyczajona była ostatnio do mundurów i nawet mundur porucznika nie wywarł na niej specjalnego wrażenia. — Zadziwiające naprawdę, jak te dzieci ostatnio szybko rosną. Na przykład Rilla ma już piętnaście lat.
— Niedługo kończę siedemnaście, Zuzanno! — zawołała Rilla niemal ze złością. Przed miesiącem skończyła” szesnaście. Stanowczo Zuzanna była niemożliwa.
— A dopiero niedawno się zdawało, że wszyscy jeszcze jesteście dziećmi — rzekła Zuzanna udając, że nie słyszy gorącego protestu Rilli. — Pan istotnie był najpiękniejszym dzieckiem, jakie w swoim życiu widziałam, chociaż matka pańska miała dużo kłopotu z pańskim wychowaniem. Pamięta pan ten dzień, kiedy pana zbiłam?
— Nie — odparł Krzyś.

Powered by MyScript