- Oni siÄ™ dowiedzieli na skutek znalezienia czegoÅ› przy Tadeuszu.
Ale jakim sposobem dowiedział się o tej całej historii Tadeusz? Dużo bym dał za tę skromną informację... Pomyślałam sobie, że niezależnie od tego, ile by dał, mam nadzieję, że nigdy się o tym nie dowie. Prawdopodobnie w tego rodzaju nadziei nie byłam odosobniona, prawie każdy z personelu liczył na takt i dyskrecję władz śledczych na rozprawie. Traciliśmy pracownię, to było dostateczne nieszczęście. Jeszcze by tylko tego brakowało, żeby się rozeszły po świecie wszystkie wiadomości, które współpracownicy nieboszczyka tak starannie i z takim wysiłkiem ukrywali. - Szkoda pracowni - westchnęła Alicja, podnosząc się od stolika. - Dobrze się tam pracowało.
- I pomyśleć, że gdyby go udusił o ten głupi miesiąc później, to dałoby się ją uratować. Takie piękne zlecenia - dodałam z żalem.
- Trudno, moje drogie panie, fatum - powiedział Marek.- Dawno wam mówiłem, że nie ma sensu walczyć z przeznaczeniem.
Epilog
- No wiesz! - powiedział Wiesio, który skończył pierwszy. Położyłam palec na ustach, wskazując mu resztę czytających i Wiesio zamilkł, kręcąc tylko głową. W
baraku na stokach Cytadeli siedziały niedobitki dawnego zespołu, czytające maszynopis kryminalnej powieści, którą wreszcie udało mi się napisać, dzięki charakterowi nieboszczyka Tadeusza Stolarka i zdeterminowaniu Witka. Tu znajdowało się biuro, w którym znalazła przytułek część personelu, część przybyła w charakterze zaproszonych gości, kilku osób w ogóle brakowało. Dawna pracownia poszła w rozsypkę. Pieczołowicie wykańczane niegdyś pomieszczenia przeszły we władanie innego biura, meble rozwłóczono po całym mieście, a my wszyscy poprzenosiliśmy się służbowo i prywatnie do rozmaitych innych miejsc pracy. Witold, Wiesio, Janusz, Monika i Kacper pracowali na stokach Cytadeli.
Stefan, WÅ‚odek, Andrzej i Zbyszek przeszli do innego biura, pokrewnego tamtemu.
Marek, Kazio i Anka wyjechali za granicę, każde w inną stronę. Matylda poszła na emeryturę, a Olgierd kontrolował biuro, w którym ja sama pracowałam. Leszek robił olśniewającą karierę jako malarz, impresjonista. Ryszard, ciągle nie mogąc
jakoś zrealizować swojego wyjazdu, brał udział w imponujących konkursach, Alicja zdegustowana dyscypliną pracy, przerzuciła się na graficzne zlecenia, Danka siedziała w jakimś wojskowym biurze, Jadwiga leżała , w szpitalu, Stolarek na cmentarzu, a Witek siedział w mamrze. Od zbrodni minęło prawie pół roku i lada dzień oczekiwaliśmy wyników wniesionej przez Witka rewizji. Zebrałam możliwie dużą ilość byłych współpracowników i przyniosłam im maszynopis, traktujący o ich własnych poczynaniach, spodziewając się dużego zainteresowania. - Nie zawiodłam się, siedzieli i czytali, wydzierając sobie nawzajem poszczególne kartki. Po Wiesiu skończyła Alicja, po niej Monika, Włodek, I Stefan... Nic już nie zdołało ich powstrzymać od zgłoszenia krytycznych uwag. Na szczęście byli nieco oszołomieni i otumanieni tą intensywną lekturą i nie reagowali przesadnie żywiołowo.
- Słuchaj no - powiedziała Monika. - Jeżeli wydrukujesz to wszystko i nie umieścisz na początku oświadczenia, że to jest wyssane z palca, to oświadczam ci, że twoi spadkobiercy będą mogli napisać następną powieść. Ja cię zabiję osobiście.
- Ja to nic - oświadczył Stefan złowieszczo. - Ja jestem przyzwyczajony, ale moja żona to tu chyba wkroczy.
- Twoja żona?! - zawołała Alicja. - A Zbyszka?! A tego Kacpra.
- A Witek?!.
- Witek siedzi!.. Prędko nie wyjdzie!
- Dożywocia nie dostał!
- Kiedy on tam wyjdzie...
- Zobaczycie, - Złożył apelację i jeszcze go uniewinnią!
- GÅ‚upiÅ›! Jakim sposobem?!...
Zaczęli się wszyscy kłócić jak za dawnych, dobrych czasów, aż mi się przyjemnie na sercu zrobiło. Jako ostatni czytający został jeszcze Janusz, który przyszedł
nieco później i teraz doganiał zespół.
- Bądź uprzejma uczynić tu jakieś sprostowanie - powiedział do mnie głęboko urażony Włodek. - Zrobiłaś ze mnie ostatniego idiotę!
- Szczerze mówiąc, nie potrzebowała robić! Nie zełgała tam ani słowa! - Zełgała!
Manuela była rzeczywiście!...
- Mów to, mów, niech się twoja żona dowie!...
- Cicho!!! - wrzasnęłam. - Uczynię sprostowanie, jak mi pożyczysz półtora tysiąca złotych - powiedziałam złośliwie do Włodka. Spowodowałam tym dziki wybuch radości.
- Hej, słuchajcie, kto napisze powieść o zamordowaniu Joanny?!... Janusz skończył wreszcie czytać, podniósł głowę i otarł pot z czoła, patrząc na nas błędnym wzrokiem. Nasze krzyki poprzednio widocznie do niego nie docierały. -
No, no - powiedział nieco wstrząśnięty. - Że cię Witek zadusi, jak wyjdzie, to pewne. Za nasze wszystkie żony i mężów też nie ręczę, ale to twoja sprawa. Ja bym na twoim miejscu miał jednak dobrego pietra!... - i po chwili dodał: - No dobrze, Tadeusz leży na poziomie wody zaskórnej, kwiatki na nim rosną, msza żałobna załatwiona, ale gdzie drugi wątek? - Jaki drugi wątek? - zaciekawiłam się. Wszyscy inni zamilkli i spojrzeli na Janusza z dużym zainteresowaniem. -
|