" To było wtedy, zanim opadły ją wątpliwości, zanim trudy wspinaczki zaczęły nadwątlać wiarę we własne siły. W pierwszym uniesieniu Idaho zapytał: "Jak szeroki jest tutaj Królewski Trakt?" "Nigdy go nie widziałem - odpowiedział Garun - ale mówiono mi, że jest bardzo szeroki. Może nim maszerować ramię w ramię duży oddział, tak mówią. No i są mosty, miejsca, w których widać rzekę i... i... och, to jest cudowne." "Dlaczego nigdy tam nie wszedłeś, żeby samemu zobaczyć?" - zapytał Idaho. Garun wzruszył jedynie ramionami i wskazał na ścianę. Wtedy zjawiła się Nayla i rozpoczęła się dyskusja o wspinaczce. Idaho cały czas rozmyślał o dziewczynie. Jaki dziwny był związek miedzy Naylą i Sioną! Były jak para spiskowców... nie, nie spiskowców. Siona rozkazywała, a Nayla słuchała. Nayla była jednak Mówiącą-do-Ryb, Przyjaciółką, której Leto powierzył pierwszą ocenę gholi. Przyznała się, że była w Policji Królewskiej od dzieciństwa. Była w niej taka siła! Było w niej coś napawającego podziwem, to, że mając tak silną wolę, podporządkowuje się woli Siony. To tak, jakby Nayla słuchała tajnych głosów mówiących jej, co powinna robić. Wtedy była posłuszna. Idaho wyciągnął rękę, szukając nowego punktu zaczepienia. Palce jego dłoni badały skałę w górze i po prawej, znajdując na końcu niewidoczną szczelinę, w którą mogły się wśliznąć. Pamięć podsuwała trasę wspinaczki, ciało jednak mogło się jej nauczyć tylko pokonując ją. Lewa stopa znalazła podpórkę... w górę... powoli, ostrożnie. Teraz lewa dłoń w górę... nie ma szczeliny, lecz jest półka. Uniósł głowę ponad wysoką półkę, którą widział z dołu. Wsparł się o nią łokciami, podciągnął, przetoczył i spoczął na niej, spoglądając tylko przed siebie, unikając patrzenia się w górę czy w dół. Widział tylko piasek - wiatr unoszący pył ograniczał widoczność. Za czasów Diuny widział wiele takich pejzaży. Po paru chwilach obrócił się twarzą do ściany, podniósł na kolana, wyciągnął ręce w górę i podjął od nowa wspinaczkę. Obraz muru pozostał w jego umyśle takim, jakim go widział z dołu. Wystarczyło, że Idaho zamknął oczy, a już przypominał sobie układ muru, zapamiętany z czasów, gdy będąc dzieckiem ukrywał się przed harkonneńskimi oddziałami łowców niewolników. Palce znalazły szczelinę, w którą mogły się wcisnąć, i po chwili Duncan znów podciągnął się w górę. Obserwując z dołu, Nayla odczuwała narastającą fascynację wspinaczką. Idaho z tej odległości wyglądał jak maleńka samotna figurka na skalnej ścianie. Musiał wiedzieć, jak należy podejmować rozstrzygające decyzje. "Chciałabym mieć z nim dziecko - pomyślała. - Byłoby silne i zaradne. Dlaczego Bóg pragnie dziecka Siony i tego mężczyzny?" Nayla wstała przed świtem i weszła na grzbiet niskiej wydmy na skraju wsi, by zastanowić się nad propozycją Idaho. Świt zaczynał barwić tumany kurzu unoszące się na wschodzie, potem jasny dzień ukazał ponury ogrom Seriru. Wiedziała, że ich działanie z pewnością zostało przewidziane przez Boga. Cóż mogło ukryć się przed Bogiem? Nic, nawet daleka figurka Duncana Idaho, wdrapująca się po ścianie do skraju nieba. Podczas gdy Nayla obserwowała wspinaczkę Idaho, jej umysł igrał z rzeczywistością, obracając mur do poziomego położenia. Idaho stał się dzieckiem pełznącym po nierównej powierzchni. Wydawał się taki mały... wciąż coraz mniejszy. Adiutantka poczęstowała Naylę wodą. Dziewczyna napiła się i ten orzeźwiający łyk sprawił, że znów wróciła do rzeczywistości. Siona przykucnęła na pierwszej półce, wychylając się, aby spojrzeć w górę. "Jeżeli spadniesz, ja pójdę dalej" - obiecała Idaho. Nayla myślała, że to dziwna obietnica. Dlaczego mieliby próbować niemożliwego? Idaho jednak nie zniechęcił Siony do spełnienia tej nieprawdopodobnej obietnicy. "To przeznaczenie - pomyślała Nayla. - To wola Boga." Zawsze tak samo. Z miejsca, w którym zawisł Idaho, osypały się okruchy skalne. Stało się tak już nie pierwszy raz. Nayla obserwowała spadający kamień. Długo trwało, zanim doleciał do ziemi, obijając się i odskakując od powierzchni muru, udowadniając, że ten, kto twierdził, że ściana jest gładka, był w błędzie. "Uda mu się albo nie - zawyrokowała Nayla. - Cokolwiek się stanie, będzie zgodne z wolą Boga." Czuła, że jej serce bije przyspieszonym rytmem. Pomyślała, że w zmaganiu Idaho z murem jest coś z aktu płciowego. Ten widok fascynował ją i pociągał erotycznie. Musiała sobie wciąż przypominać, że Idaho nie jest dla niej przeznaczony. Jest dla Siony... Jeżeli przeżyje. A jeżeli mu się nie uda, wtedy spróbuje Siona. Nayla zastanawiała się jednak, czy dozna orgazmu, jeśli Idaho dostanie się na szczyt. Był tego teraz tak bliski. Po tym gdy osypały się kamienie, Duncan zaczerpnął kilka głębokich wdechów. To była ciężka chwila i dał sobie czas na odzyskanie spokoju ducha. Przytulił się do ściany, wsparty w trzech miejscach. Prawie z własnej inicjatywy jego wolna ręka popełzła w górę raz jeszcze, omijając kruchą skałę i wciskając się w jeszcze jedną wąską szczelinę. Powoli przeniósł ciężar na tę rękę. Powoli... powoli. Lewym kolanem wymacał miejsce, w którym mógł postawić stopę. Przeniósł ją tam, spróbował. Pamięć podpowiadała mu, że szczyt już blisko, ale zagłuszył jej podszepty. Teraz istniała tylko wspinaczka i wiedza o tym, że Leto zjawi się jutro. Leto i Hwi. O tym również nie mógł myśleć, ale myśl nie chciała odejść. Szczyt... Leto... Hwi... jutro. Każda myśl wzmagała jego desperację, zmuszała do natychmiastowego przypomnienia sobie wspinaczek z czasów dzieciństwa. Im więcej sobie uświadamiał, tym mniej zręczny się stawał. Był zmuszony zrobić przerwę, oddychając głęboko, usiłując skupić się, powrócić do naturalnych umiejętności z przeszłości. Ale czy tamte umiejętności były naturalne?
|