Wszystko w was i wokół was sprzysięga się, żeby was oddalić od Królestwa: to, że brak wam wolności, by przyjść do Nauczyciela wtedy, gdy wam się to wydaje dobre; to, że być sługą pana, który choć nie jest hieną taką jak Doras [syn Dorasa], to jednak jest jak moloch, trzymający na uwięzi swe sługi; cierpienia i poniżenie, w jakim jesteście... To są warunki raczej niesprzyjające waszemu wyborowi do Królestwa. Będzie wam trudno nie mieć w sobie odczuć i uczuć urazy, krytyki, zemsty w stosunku do tego, który traktuje was surowo. A konieczne minimum to miłość do Boga i do bliźniego. Bez tego nie ma zbawienia. Musicie teraz czuwać nad waszym sercem, żeby biernie poddawało się woli Bożej, która przejawia się w waszym losie, i musicie znosić cierpliwie waszego pana, nie pozwalając nawet swej myśli na wolność osądu. Z pewnością nie byłaby ona życzliwa w stosunku do waszego pana ani pełna wdzięczności za wasz... za wasz... Krótko, nie możecie rozmyślać, żeby się nie zbuntować, bo bunt zabijałby miłość. A ten, kto nie ma miłości, nie ma zbawienia, bo przekracza pierwsze przykazanie. Ja jednak – jeśli mogę to powiedzieć – jestem pewien, że możecie się zbawić, bo widzę w was dobrą wolę, połączoną z łagodnością duszy. To rodzi nadzieję, że będziecie potrafili utrzymać z dala od siebie nienawiść i ducha zemsty. Zresztą miłosierdzie Boga jest tak wielkie, że On przebaczy wam to, czego nie dostaje jeszcze waszej doskonałości.» Cisza. Jezus trwa z pochyloną głową, co uniemożliwia dostrzeżenie wyrazu Jego twarzy. Można jednak zobaczyć inne twarze, które z pewnością też nie są szczęśliwe. Wieśniacy wydają się jeszcze bardziej upokorzeni niż wcześniej, a apostołowie i niewiasty – zdumieni, powiedziałabym wręcz: przerażeni. «Usiłujemy sprawić, by nie pojawiała się w nas żadna myśl, która nie jest cierpliwa i przebaczająca» – odpowiada pokornie starzec. Inny wieśniak odzywa się z westchnieniem: «Z pewnością trudno nam będzie osiągnąć doskonałą miłość. Dla nas to już wiele, że nie jesteśmy zabójcami tych, którzy nas dręczą! Duch cierpi, cierpi, cierpi i nawet jeśli nie nienawidzi, to trudno mu kochać. To jak z tymi mizernymi dziećmi, które nie potrafią urosnąć...» «Ależ, nie, mężu. Ja sądzę, że właśnie dlatego, że wy – tak wiele cierpiąc – nie dopuściliście się zabójstwa ani zemsty, macie w duchu miłość silniejszą od naszej. Kochacie nawet nie zauważając tego...» – mówi Piotr, żeby ich pocieszyć. Piotr spostrzega, że zaczął mówić. Przerywa więc, stwierdzając: «O! Nauczycielu!... Ale... To Ty kazałeś mi przemówić... i nawet zobrazować moje wypowiedzi barankiem, którego piekłem. Patrzyłem na niego, chcąc znaleźć odpowiednie słowa dla naszych braci, w ich sytuacji. Z pewnością, ponieważ jestem głupi, nie znalazłem niczego odpowiedniego. Nie wiem jak, znalazłem się myślami bardzo daleko. Nie umiem powiedzieć, czy są dziwaczne i dlatego pochodzą ode mnie, czy też są święte i dlatego z pewnością pochodzą z Nieba. Wypowiadam je tak, jak do mnie przyszły, a Ty, Nauczycielu, dasz mi wyjaśnienie lub mi zaprzeczysz. Wy zaś wszyscy bądźcie pobłażliwi. Patrzyłem więc przede wszystkim na płomień i przyszła mi taka myśl: “Oto z czego uczyniony jest płomień? Z drewna. Drewno jednak samo z siebie nie zapala się. A nawet, jeśli nie jest bardzo suche, wcale się nie rozpali, bo woda je obciąża i uniemożliwia krzesiwu rozpalenie go. Drewno, kiedy jest obumarłe, ulega zniszczeniu i obraca się w proch pod wpływem robaków, lecz samo z siebie nie rozpali się. Jeśli jednak ktoś odpowiednio je przygotuje, przytknie krzesiwo oraz hubkę i sprawi, że pojawi się iskra, a rozpalenie ułatwi dmuchając na małe gałązki, żeby płomień wzrósł – zawsze bowiem rozpoczyna się od gałęzi najdelikatniejszych – oto płomień wystrzela i staje się piękny i użyteczny. Ogarnia wszystko, nawet wielkie gałęzie.” I powiedziałem sobie: “My jesteśmy drewnem. Sami się nie rozpalimy. Mamy jednak troszczyć się o to, żeby nie przesiąknąć ciężkimi wodami ciała i krwi, aby pozwolić hubce nas rozpalić. Musimy pragnąć rozpalenia, bo jeśli pozostaniemy bierni, mogą nas zniszczyć zmienności pogody i robactwo. To znaczy ludzka natura i demon. Kiedy zaś zdajemy się na ogień miłości, on zaczyna od spalenia gałązek i zniszczenia ich – według mnie te gałązki to niedoskonałości – a potem wzrasta i obejmuje coraz większe drewno, to znaczy najsilniejsze namiętności. A my, drewno, rzecz materialna, twarda, nieprzejrzysta, także brzydka, stajemy się czymś jak płomień: pięknym, niematerialnym, lekkim. A wszystko to dlatego, że oddajemy siebie miłości, którą jest krzesiwo i hubka, które z naszej nędznej istoty grzesznych ludzi uczynią anioła przyszłego czasu, obywatela Królestwa Niebieskiego.” To była moja pierwsza myśl.» Jezus podniósł nieco głowę i trwa tak, słuchając, z zamkniętymi oczyma i cieniem uśmiechu na ustach. Inni patrzą na Piotra, jeszcze zdumieni, lecz nie są już przestraszeni. On zaś mówi dalej spokojnie:
|