- Spij - westchn¹³ znu¿ony sam do siebie. Nastêpnego ranka, na skraju bezkresnej sawanny z czymœ, co wygl¹da³o na górê (a prawdopodobnie ni¹ nie by³o), wznosz¹c¹ siê w zamglonej dali, Michael znalaz³ sid³a. By³y przywi¹zane do m³odego drzewka i zaopatrzone w bardzo czu³y spust sporz¹dzony z palika i linki. Nic jeszcze w nie nie wpad³o. Koñ obszed³ wnyki bokiem machaj¹c nerwowo ogonem. Sid³a skonstruowane by³y wyraŸnie z myœl¹ o ³owieniu drobnej zwierzyny; drzewko nie wytrzyma³oby ciê¿aru niczego wiêkszego. Przynêtê stanowi³y leœne korzonki u³o¿one na ziemi w pêtli liny, w pobli¿u spustu. Korzonki by³y jeszcze ca³kiem œwie¿e. Michael rozejrza³ siê po zaroœlach i przerzedzonych drzewach. ¯aden Sidh nie zastawi³by pu³apki na zwierzê dla miêsa; a jeœli to sid³a czarownika, który chce z³owiæ ¿ywe stworzenie potrzebne mu do odprawienia jakiegoœ obrzêdu? Widzia³ przecie¿ koœci posk³adane wokó³ pagórka i chaty ¯urawic. Ale podejrzewa³, ¿e sid³a zastawi³ jednak cz³owiek. By³o w nich coœ szczególnego, jakieœ cz³owieczeñstwo w przemyœlanym i eleganckim stylu ich konstrukcji. Nie wiedzia³, czy siê cieszyæ, czy zachowaæ czujnoœæ. Nie musia³ czekaæ d³ugo. Rzeka przebi³a siê przez skraj lasu i wtoczy³a swe na wpó³ zmro¿one wody na sawannê, wyprostowuj¹c bieg i p³yn¹c teraz szybciej, g³êbszym korytem. Michael usi³owa³ rozgryŸæ naturê kszta³tu majacz¹cego w oddali, ale bezskutecznie. By³ przekonany, ¿e nie jest to po prostu góra. Prowadzi³ konia piaszczystym brzegiem rzeki obchodz¹c ³achy rzecznego lodu i œniegu i nagle poczu³ czyj¹œ obecnoœæ. Tylko tyle; po prostu uœwiadomi³ sobie, ¿e jest obserwowany. Zatrzyma³ siê i uda³, ¿e sprawdza podkowê konia. Wra¿enie czyjejœ obecnoœci spotêgowa³o siê. Odetchn¹³ g³êboko i poszuka³ aury pamiêci. Nigdy nie mia³ okazji sondowaæ czysto ludzkiej aury; teraz, wykrywszy tak¹ - aurê mê¿czyzny - stwierdzi³, ¿e ³atwo j¹ spenetrowaæ. Wiedzia³, w jakiej odleg³oœci znajduje siê ten mê¿czyzna, ale nie potrafi³ okreœliæ kierunku. Ktokolwiek zastawi³ sid³a, pod¹¿a³ za nim w odleg³oœci trzydziestu kroków. Zmarzniêta trawa mia³a zaledwie pó³ metra wysokoœci. - Czy sobie czegoœ ¿yczysz? zawo³a³ Michael pod wp³ywem impulsu. - Mê¿czyzna mia³ czterdzieœci, najwy¿ej czterdzieœci piêæ ziemskich lat. Angielski nie by³ jego ojczyst¹ mow¹, ale w³ada³ nim nieŸle. - Widzisz, ¿e nie jestem Sidhem. Znalaz³em twoj¹ pu³apkê miêdzy drzewami. Potê¿nie zbudowany, brodaty mê¿czyzna o krótko przystrzy¿onych na je¿a w³osach, kryj¹cy siê dot¹d w trawie, wsta³ powoli na równe nogi uœmiechaj¹c siê pod sumiastym w¹sem. - Niez³a sztuczka - powiedzia³. - Czuæ ciê Sidhem. Nie wiedzia³em, coœ ty za jeden. Bo¿e mój, cz³owiek, tutaj! Michael uœwiadomi³ sobie, ¿e mê¿czyzna jest Rosjaninem i myœliwym. Nie podchodzi³ bli¿ej. Sta³ po kolana w trawie odziany w skóry i futra, z p³ócienn¹ torb¹ przewieszon¹ przez ramiê i w nasadzonej na bakier futrzanej czapie z rozwi¹zanymi nausznikami. - No, nie - odezwa³ siê po krótkiej chwili milczenia mê¿czyzna. - Nie Sidhem, znaczy siê, nie czuæ ciê zupe³nie tak samo jak ich. Nie by³em pewien, coœ ty za jeden. Szed³em za tob¹ od doliny Spryggli. Zszed³eœ do niej, wyszed³eœ... Wielkie zmiany. Przyszed³em tu za tob¹. - A zatem mo¿esz mnie nauczyæ czegoœ nowego - powiedzia³ Michael. - Nawet nie podejrzewa³em, ¿e mnie œledzisz, dopóki nie zobaczy³em side³. - Niewielu tu siê krêci. - Myœliwy ruszy³ w jego stronê z czujnie b³yszcz¹cymi oczyma. - Sidhowie rzadko siê tu zapuszczaj¹. Ta kraina rozci¹ga siê na po³udnie a¿ po góry i na wschód do miasta, a na zachód do... nory Izomaga. Do Euterpe. Stamt¹d jesteœ? Michael skin¹³ g³ow¹. - A ty? - Nie da³em siê z³apaæ - odpar³. - By³em tancerzem. Wyci¹gn¹³ przed siebie rêce i spojrza³ w dó³ na sw¹ potê¿n¹ postaæ. - Przyby³em tu, kiedy mia³em czternaœcie lat. Christos! Otar³ oczy d³oni¹ w rêkawicy. - Wspomnienia. Twój widok je przywo³a³. Czterdzieœci lat, a mo¿e i wiêcej. Sam nie wiem. Jestem tutaj... - Rozczuli³ siê na dobre. Sta³ dr¿¹c dziesiêæ metrów od Michaela, ocieraj¹c oczy. Po chwili odwróci³ siê zawstydzony. By³em jeszcze ch³opcem - szlocha³. - Jesteœ niewiele starszy ni¿ ja wtedy. Michael sta³ zak³opotany. - Nie pojmali ciê? - powtórzy³ staraj¹c siê uspokoiæ nieznajomego. - Za szybko! O wiele za szybko. - Otar³ twarz rêkawem, odwróci³ siê znowu do Michaela i podszed³ kilka kroków bli¿ej. Nie rozmawia³em z cz³owiekiem od... zapomnia³em ju¿ od jak dawna. Polowa³em, jad³em, spa³em, chodzi³em do miasta i odwiedza³em Sidhów... Twój koñ. To przez niego zrodzi³o siê we mnie podejrzenie, ¿e mo¿esz byæ Sidhem. Sk¹d go masz? - Od Buñczucznika Ziem Paktu. - Od Alyonsa? - Myœliwy cofn¹³ siê o krok przera¿ony. Jak to? - On nie ¿yje. Myœla³, ¿e to ja go zabi³em. A wcale tak nie by³o. Ale on - a raczej jeden z jego cieni - da³ mi tego konia - Alyons nie ¿yje?
|