- Wątpię - wzruszył ramionami tan. - Południowe miasta są bogate, ale nieliczne. Tam możemy pożywić się my, tanowie... A krajowi, który widziałem, nie wystarczy tego nawet na półkęsek... Dowiedziawszy się wiele, Wingetor zawrócił do Umbaru. A po drodze niespodziewanie jego uwagę zwróciło jasne światło jednego ze Znaków Nieszczęścia. Potem przyszła kolej na opowieść Folka. Wingetor tylko pokiwał głową, kiedy hobbit opowiedział o wielkiej bitwie w Południowym Haradzie, o śmierci olbrzymiej armii pierzastorękich, o zwycięstwie Haradu, kupionym za cenę rzuconych na rzeź wielu tysięcy niewolników... - Tak czy inaczej - horda została powstrzymana - w zamyśleniu rzucił tan, wysłuchawszy opowieści. - Jednakże chciałbym wiedzieć, kto dowodził tymi nieszczęsnymi pierzastorękimi! Gdybym miał choć dziesiątą część ich armii, przeszedłbym na wylot przez cały Harad! - Dlatego prawdziwe niebezpieczeństwo nadejdzie wtedy, kiedy pojawią się u nich silni, mądrzy i odważni dowódcy - zauważył Torin. - Słusznie! Dziwną opowieść usłyszałem z waszych ust. To jest takie... takie głupie... - My też tak uważamy - wtrącił Malec. - I to mi się szczególnie nie podoba! - Zawsze opanowany Wingetor z całej siły walnął pięścią w dębową belkę dziobnicy, drewno odpowiedziało pełnym niezadowolenia odgłosem. - Nie mogło się to obejść bez magii! - Magii... - powtórzył wolno Folko. - Nie wiem. Skąd by się tam wzięła? Ostatnie resztki Spuścizny Saurona odeszły wraz z Ostatnim Pierścieniem Nazguli... - Co, co? - zdziwił się Wingetor. - Była w nim część Mocy Olmera Wielkiego. Potem tę rzecz udało się zniszczyć... - machnął ręką hobbit. - Posłać na dno - wtrącił szybko Torin. - No tak. - Folko potarł czoło. Krasnolud odezwał się w bardzo dobrym momencie, bo on, Folko, jakoś o tym zapomniał... - Potem nie powinno już być w Śródziemiu magii. Może tylko u Entów... Nastąpiła ogłoszona wcześniej Epoka Ludzi... - A tu nagle pojawili się pierzastoręcy, i to na dodatek w liczbie przekraczającej zdrowy rozsądek! - zauważył Wingetor. - Tak - przyznał hobbit. - Pojawili się pierzastoręcy... I tej tajemnicy nie udało się nam, jak na razie, rozwikłać. - A kto by potrafił? - wzruszył ramionami tan. - Ja na pewno nie. Przestańmy więc łamać sobie głowy. Dowiemy się więcej - wtedy można będzie coś decydować. Na razie czeka nas Umbar - chcę uprzedzić Radę... chociaż, obawiam się, że niewiele ma to sensu. W Radzie wszyscy uważają za głównego wroga Harad i dopóki to państwo się nie ruszy, nie ma co liczyć na fjergun Morskiego Ludu. Chyba że uda się zjednoczyć kilku tanów, takich rozsądniejszych, jak na przykład potężny Farnak, o ile, oczywiście, jego drużyna ocaleje w iseńskiej wyprawie... - A czy nasz dostojny gospodarz ma na ten temat jakieś wiadomości? - od razu zapytał Folko. - Niestety, nie. Skąd?... Wypłynąłem z Umbaru jednocześnie z flotyllą Farnaka. Obyczaj każe tym, którzy wyruszyli na podobnego typu wyprawę, słać gońców do Umbaru... Żeby w razie potrzeby można było wysłać pomoc, a gdyby wszyscy zginęli - pomścić. - A często... tak... mściliście? - zainteresował się Malec. - Zdarzało się. - Spojrzenie Wingetora nabrało ostrości. Wcale nie wszyscy wracali z wypraw na Tamtą Stronę... Zbieraliśmy wtedy fjergun - i mściliśmy się. Nikt nie może poszczycić się nieukaranym zwycięstwem nad Morskim Ludem! Obawiam się, byśmy nie musieli tym razem po tej stronie walczyć! A Moc płynie właśnie stamtąd - pomyślał Folko. - Samo się rodzi pytanie - czy nie ona właśnie stworzyła to królestwo? Chociaż - dlaczego królestwo? Przecież wtedy poznalibyśmy imię władcy... Trzeba, koniecznie trzeba tam się udać! Na Dalekie Południe, na najbardziej oddalone granice Haradu, za popielisko, które nas zatrzymało, za góry, widoczne na horyzoncie... Eowinie nie przywrócimy życia. Zostało nam tylko jedno: dług. I jeśli nie wywiążemy się po raz drugi, to ja... ja przebiję się własnym mieczem. - Czy dobrze biją się ci z południa? - pytał tymczasem Torin. - Chciałbym jak najwięcej o nich wiedzieć, potężny tanie! - Ponieważ, jak mi się zdaje, wyruszymy na to przeklęte Południe, oby spłonęło w piecu Machala - wtrącił się Mały Krasnolud, najdokładniej jak potrafił wyrażając i myśli, i stosunek swoich druhów do ziem za Dalekim Haradem. - Też tak sądzę - skinął głową Wingetor. - Muszę o wiele rzeczy zapytać Fellastra, jeńca z plemienia pierzastorękich... - Pewnie znowu będzie milczał - burknął Malec. - Jak się zaczyna słuszną sprawę od tortur... - zaczął Folko. Wingetor uśmiechnął się. - Nie, tym razem chcę od niego naprawdę niewiele. Obiecam mu wolność... a potem, jeśli naprawdę będzie rozmowny, wypuszczę go. - Może nie uwierzy? Albo zełga? - nie ustępował Malec. - Jeśli zacznie mówić - powie prawdę. Pierzastoręcy są na swój sposób uczciwi i przestrzegają danego słowa. - Mam w nosie tego Fellastra! - machnął ręką Torin. Fjergun i tak, i tak przyjdzie zwoływać... Co było wcześniej na miejscu tego państwa? - Nic tam nie było! - padła odpowiedź. - Rozumiem twój sposób myślenia, czcigodny krasnoludzie. Powtarzam: tak, mocarstwo to powstało znikąd, na pustym wcześniej miejscu, gdzie od wieków pędziło nędzny żywot kilka biednych koczowniczych plemion...
|