Nie mogąc wejrzeć do umysłu Davida ani go przywołać, miałem do dyspozycji tylko jedną telepatyczną sztuczkę: zaglądanie do umysłów przypadkowo wybranych...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
Sarabanda, tak jak się nagle zaczęła, tak nagle ustała i pozostały tylko dwie postaci: jeden katar wysoko na skale i, na drugim krańcu, jeden Michał Scoto...
»
 Overkill dla astrokalendarza pani Reiche  Pozostaje w zasadzie tylko “kalendarz astronomiczny” pani Reiche...
»
Legenda głosi — a jest to tylko legenda — jakoby ludzkość zawarła z Najeźdźcami pakt...
»
było pilno porwać z teatru tę, która miała zostać hrabiną de Telek, i zabrać ją daleko, bardzo daleko; tak daleko, aby była tylko jego niczyja więcej!...
»
— Niby czemu?— Panie! Toż to ordynarna pułapka… Po jednemu nie dadzą nam rady, a jakby nas tam dostali razem, to tylko lokal otoczyć…— A...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
szeregi po to tylko, by z bliska wybadać błędy i pęknięcia w pancerzu republiki, by – gdynadejdzie godzina – uderzyć w nią tym skuteczniej, z tym...
»
Jeden li tylko okręt Argo228, sławion wszędy,Gdy wracał od Ajeta, mógł się przemknąć tędy -Lecz te rafy i Argo by nie oszczędziły,Gdyby nie pomoc...
»
36ble wewntrzne stanowi zwykle sygna mniej lub bardziej powanej choroby, grocej utrat sprawnoci yciowej, a nawet mierci, std nie tylko "bol", ale te...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


Przeszedłem niespełna trzy przecznice, gdy uświadomiłem sobie, że nie tylko odebrałem silny obraz Davida, ale w dodatku wychwyciłem go w umyśle innego wampira. Zamknąłem oczy i z całej siły spróbowałem nawiązać mentalny kontakt. W kilka sekund później obaj potwierdzili odbiór, David za pośrednictwem tego drugiego, a ja ujrzałem i rozpoznałem gęsto zadrzewione miejsce, gdzie się obecnie znajdowali.
Za moich czasów Bayuo Road prowadziła przez ten obszar na wieś — to niedaleko stąd Claudia i Louis, podjąwszy próbę zabicia mnie, porzucili moje szczątki w bagnie. Teraz miejsce to było s rannie utrzymanym parkiem, za dnia odwiedzanym przez tłumy ludzi — znajdowało się tu między innymi muzeum, gdzie od czasu do czasu urządzano ciekawe wystawy malarstwa — nocą zaś, ze względu na obfitość drzew, było tu ciemno, choć oko wykol.
Na tych terenach rosły najstarsze w Nowym Orleanie dęby, a cudowna laguna, długa, kręta jak serpentyna i zdawałoby się nieskończona, wiła się pod malowniczym mostem wzniesionym w samym sercu tego obszaru.
Tam ich odnalazłem, dwa wampiry ukryte w gęstym mroku, z dala od uczęszczanych ścieżek.
David, tak jak przypuszczałem, wyglądał nienagannie. Zdumiał mnie natomiast widok tego drugiego. Był nim Armand. Siedział na kamiennej, parkowej ławeczce, chłopięcy wygląd, nonszalancja, jedna noga zgięta w kolanie; patrzył na mnie z niewinną miną, cały zakurzony, rzecz jasna, jego włosy, długie, kasztanowe kędziory, były pozlepiane w skołtunioną masę. Ubrany w obcisłe dżinsy i drelichową kurtkę mógł uchodzić za człowieka, ot, zwykłego włóczęgę, choć jego twarz była blada jak pergamin i bardziej gładka niż kiedy widziałem go po raz ostatni. W pewnym sensie przywodził mi na myśl porcelanową lalkę z błyszczącymi, czerwonawobrązowymi szklanymi oczami — lalkę, którą ktoś znalazł na poddaszu. Chciałem zasypać go pocałunkami, doprowadzić do porządku i sprawić, aby wyglądał promiennie.
— Tego zawsze pragnąłeś — rzekł cicho.
Zdumiał mnie jego głos. Jeżeli pozostał w nim jakiś ślad francuskiego albo włoskiego akcentu, ja go nie wychwyciłem. W jego tonie kryła się melancholia i kompletnie brakowało w nim gniewu lub złości.
— Kiedy odnalazłeś mnie pod Les Innocents — ciągnął — chciałeś wykąpać mnie w wodzie skropionej perfumami i przebrać w aksamitny strój, z rękawami obszytymi najpiękniejszą koronką.
Tak — przyznałem — a także uczesać ci włosy, te twoje piękne, długie włosy. — W moim głosie pojawiła się gniewna nuta. — Jak dla mnie wyglądasz pięknie, ty przeklęty mały diable, tak pięknie, że pragnę cię objąć, przytulić i okazać swą miłość.
Patrzyliśmy przez chwilę na siebie. I wtedy mnie zaskoczył, podnosząc się z ławki i podchodząc do mnie, na co zareagowałem rozkładając szeroko ręce, by wziąć go w ramiona. Nie bronił się, był wyjątkowo delikatny. Mogłem się cofnąć. Nie zrobiłem tego jednak. Uściskaliśmy się serdecznie. Zimno, dojmujące zimno Uczyniłem coś bardzo odważnego, może nawet zuchwałego. Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem jego zmierzwioną czuprynę.
Jest niższy ode mnie, ale ten gest najwyraźniej ani trochę go nie uraził. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się i paroma zdawkowymi ruchami rąk przywrócił nieład na głowie. Jego policzki nagle pokraśniały, usta złagodniały, a w chwilę później uniósł zaciśniętą pięść i dał mi kuksańca w żebra. Naprawdę mocnego. Popisywał się.
Teraz ja się uśmiechnąłem.
— Nie pamiętam, abyśmy mieli ze sobą na pieńku — powiedziałem.
— Przypomnisz sobie — odparł. — Ja także. Ale co z tego, że będziemy o tym pamiętać?
— Tak — mruknąłem. — Przecież wciąż jesteśmy tu obaj. Zaśmiał się w głos, choć raczej cicho, pokręcił głową i spojrzał z ukosa na Davida, co mogło sugerować, że dobrze się znają, kto wie, może nawet zbyt dobrze. Nie spodobało mi się to. David był moim Davidem, a Armand moim Armandem. Usiadłem na ławce.
— A więc David opowiedział ci o wszystkim — powiedziałem, spoglądając na Armanda, a potem na Davida.
David pokręcił przecząco głową.

Powered by MyScript