Przede wszystkim zrobiła z niego mężczyznę...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
SZEŚĆ ŚWIATÓW CYKLICZNEJ EGZYSTENCJIWedług nauk buddyjskich, istnieje sześć światów (loka*) egzystencji, w których przebywają wszystkie...
»
wszystkim, dał mu przeto taką kurę, na którą, kiedy zawołać: – Kurko, kurko! znieś mi złote jajko! – w istocie złote znosiła jajko...
»
Tworząc kod obsługi zasad biznesowych dobrą praktyką jest tworzenie funkcji obsługi wszystkich zasad...
»
każdy zauważył, że nie wszystkie powierzchnie są płaskie! Można tworzyć przybliżenia takich powierzchni, stosując płaskie wielokąty, ale...
»
Wejrzyj na mnie, broń mnie od zasadzek nieprzyjaciół widzialnych i niewidzialnych, wspomagaj mnie we wszystkich moich potrzebach, pocieszaj w cierpieniach mego...
»
Dlatego marzyła, żeby żyć wiecznie w legendzie, jak Ans-set, i zadała sobie wiele trudu, żeby dowiedzieć się o nim wszystkiego, co tylko możliwe...
»
 Z tego wszystkiego wyłania się inny interesujący problem: w jaki sposób wyzwania - takie jak rozlew krwi, rewolucja czy inny wstrząs - pomagają nam...
»
Zawsze, gdy wracała od swej siostry Nesty, mieszkającej w San Francisco, liczyła z okna samolotu wszystkie te turkusowe baseny pływackie, które zdobiły Dolinę,...
»
— Wszystko w porządku? — Jane podeszła szybko, przed fotelem Adriana, do łóżka męża...
»
Vendôme z powodu rozmiarów swego cokołu, trzon kolumny jest z jednego kawała granitu, największy z wszystkich, jakie wykonała kiedykolwiek ludzka ręka...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


 
***
Nad rzeką, nieco poniżej wodospadu - drugiego co do wy­sokości na całym Dysku i odkrytego przez znanego po­dróżnika Guya de Yoyo[12] w Roku Obrotowego Kraba - bab­cia Weatherwax siedziała przy niewielkim ognisku z ręcznikiem na ramionach i parowała.
- Zawsze są jakieś jasne strony - powiedziała niania Ogg. - Przy­najmniej trzymałam swoją miotłę i ciebie równocześnie. A Magrat miała swoją. Gdyby nie to, oglądałybyśmy teraz wodospad od dołu.
- Świetnie. Pocieszyłaś mnie - zapewniła babcia, a oczy błysnę­ły jej groźnie.
- To właściwie przygoda. - Niania uśmiechnęła się zachęcają­co. - Pewnego dnia będziemy to wszystko wspominać i pękać ze śmiechu.
- Świetnie - powtórzyła babcia.
Niania roztarta ślady pazurów na ramieniu. Greebo, z prawdzi­wym kocim instynktem samozachowawczym, wdrapał się na swoją panią i skoczył w bezpieczne miejsce z jej głowy. Teraz zwinął się w kłębek przy ognisku i śnił kocie sny.
Cień przemknął nad nimi - to Magrat przeczesywała brzegi rzeki.
- Chyba znalazłam wszystko - oznajmiła zaraz po lądowaniu. - Tu jest miotła babci. I... o tutaj... różdżka. - Uśmiechnęła się mężnie. - Małe dynie wypływały na powierzchnię. Tak ją znala­złam.
- A niech mnie. Miałaś szczęście - uznała niania Ogg. - Słysza­łaś, Esme? Przynajmniej żywności nam nie braknie.
- Znalazłam też kosz z chlebem krasnoludów - dodała Magrat.
- Chociaż obawiam się, że spleśnieje.
- Na pewno nie, możesz mi wierzyć - uspokoiła ją niania Ogg.
- Chleb krasnoludów nigdy nie pleśnieje. No tak... - Usiadła. - Urządziłyśmy sobie całkiem miły piknik, prawda? Mamy ognisko... i wygodne miejsce do siedzenia i... Na pewno wielu biednych ludzi z takich okolic jak Howondaland i podobnych dałoby wiele, żeby w tej chwili znaleźć się na naszym miejscu...
- Jeśli nie przestaniesz być taka radosna, Gytho, to ci przyłożę w ucho! - zagroziła babcia Weatherwax.
- Jesteś pewna, że nie bierze cię przeziębienie? - zatroskała się niania.
- Właśnie wysycham. Od środka.
- Posłuchajcie, naprawdę mi przykro - zapewniła Magrat. - Przecież powiedziałam, że przepraszam.
Co prawda nie całkiem wiedziała za co. Nie ona przecież wpa­dła na pomysł podróży łódką. Nie ona umieściła na rzece wodo­spad. A nawet ze swojego miejsca nie mogła go wcześniej zauwa­żyć. Owszem, zamieniła łódkę w dynię, ale to przecież niechcący. Coś takiego mogło się zdarzyć każdemu.
- Udało mi się ocalić książki Dezyderaty - dodała.
- Co za szczęście - odetchnęła niania Ogg. - Teraz będziemy wiedziały, gdzie się zgubiłyśmy.
Rozejrzała się. Pokonały już najwyższe góry, ale nadal wokół widziała szczyty i łąki rozciągające się aż do linii śniegu. Gdzieś z da­leka dobiegał głos dzwonków.
Magrat rozłożyła mapę. Papier był pognieciony i mokry, a li­nie rozmazane. Wskazała palcem poplamiony kawałek.
- Myślę, że jesteśmy tutaj.
- Coś takiego... - zdziwiła się niania, której pojęcie o zasa­dach kartografii było jeszcze mniejsze niż babci. - Zadziwiające, jak wszystkie możemy się zmieścić na takim małym kawałku pa­pieru.
- Wydaje mi się, że w tej chwili najlepiej będzie podążyć wzdłuż rzeki - zaproponowała Magrat. - Ale absolutnie nie po niej - doda­ła szybko.
- Przypuszczam, że nie znalazłaś mojej torby? - zapytała babcia. - Byty tam rzeczy osobiste.
- Pewnie poszła na dno jak kamień - stwierdziła niania. Babcia Weatherwax wstała niczym generał, który właśnie otrzy­mał wiadomość, że jego armia zajęła drugie miejsce.
- Ruszamy - rzekła. - Dokąd teraz?
 
***
Czarownice leciały nad lasem - ciemnym i okrutnie igla­stym. Milczały. Od czasu do czasu mijały samotne domki, na wpół ukryte pod drzewami. Tu i tam z drzewnego mro­ku wyłaniała się skalna grań, nawet w popołudniowej porze spowi­ta mgłą. Raz czy dwa przeleciały niedaleko zamków, jeśli można je tak nazwać; wydawały się nie tyle zbudowane, ile raczej wypchnięte z pejzażu.
Był to taki typ pejzażu, z którym łączył się pewien gatunek opo­wieści. Występowały w nich wilki, czosnek i przerażone kobiety... Mroczne i spragnione opowieści - opowieści, które machały skrzy­dłami na tle księżyca...
- Der flabberghast - mruknęła niania.
- Co to znaczy?
- To w zagranicznym języku nietoperz.
- Zawsze lubiłam nietoperze -wyznała Magrat. - Tak ogólnie. Bez jednego słowa czarownice zwarły szyk lotu.
- Jeść mi się chce - oznajmiła babcia Weatherwax. - I tylko niech nikt nie wspomina o dyniach.
- Jest jeszcze chleb krasnoludów - przypomniała niania.
- Zawsze jest chleb krasnoludów. Mam ochotę na coś przygo­towanego w tym roku, ale dziękuję za troskę.
Przeleciały w pobliżu kolejnego zamku, zajmującego cały ska­listy szczyt.
- Przydałoby się jakieś ładne miasteczko albo coś takiego-wes­tchnęła Magrat.
- Ale musi nam wystarczyć to na dole - odparła babcia. Spojrzały.

Powered by MyScript