- Rzecz została wyłożona popularnie - rozumiem - może pan usiąść...

Linki


» Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.
»
139rozwizania umowy, niezachowanie formy pisemnej, niezachowanie terminu, w ktrym moe nastpi rozwizanie, jak i rozwizanie umowy bez zachowania wymaganego...
»
Kiedy Mick Jagger koczy 50 lat, nie robio tu ju moe takiego wraenia, jak owe pamitne urodziny, kiedy koczy 30 - ale to tylko z tego powodu, e by czas, kiedy...
»
· Automatyczne uleganie autorytetom oznaczać może uleganie jedynie symbolom czy oznakom autorytetu, nie zaś jego istocie...
»
Jedynym roszczeniem przysugujcym pracownikowi pozbawionemu pracy wskutek odwoania ze stanowiska moe by roszczenie o odszkodowanie, jeeli odwoanie...
»
gatunku moe by zapacona jedynie cena cile okrelona (cenasztywna), cena ta wie strony bez wzgldu na to, jak cen wumowie ustaliy...
»
Protokół TCP zapewnia połączeniową transmisję danych pomiędzy dwoma lub więcej hostami, może obsługiwać wiele strumieni danych, umożliwia...
»
Pozycja Moje bieżące dokumenty może być przydatna, ponieważ udostępnia podmenu zawierające listę 15 ostatnio otwartych dokumentów...
»
Nikt nie moe ponosi ujemnych nastpstw z powodu przynalenoci do zwizku zawodowego, pozostawania poza nim albo wykonywania funkcji zwizkowej...
»
Na tej wieży albo raczej sali, królowie uciechy swoje miewali, kolacye jadali, tańce i różne odprawowali rekreacye, bo jest w ślicznym bardzo prospekcie 5: może z...
»
W latach pidziesitych byo ono gwn orientacj teoretyczn, obecnie stanowi442jedno z wielu podej, jakimi moe dysponowa terapeuta (GAP 1987, Mohl i in...

Dzieci to nie książeczki do kolorowania. Nie da się wypełnić ich naszymi ulubionymi kolorami.


- Czego chcesz?
- Aby mi pan nie mówił “ty”.
- Dobrze! czego pan chcesz?
- Aby pan mówił nieco ciszej.
Tworowski zbliżył się do strasznego swego gościa, spojrzał mu z bliska w oczy i patrzył długo; zdawało się, że mu roztrzaska nieforemny łeb jednym uderzeniem pięści. Blum patrzył również, zadziwiająco spokojny, potem rzekł bardzo przyjaźnie:
- Pan ma bardzo piękne oczy, panie Tworowski, dopiero teraz zauważyłem.
W Tworowskim załamała się wściekłość i osłabła. Spojrzał spode łba i odszedł jak poskromiony wzrokiem zwierz; patrzył teraz nienawistnie, dziko niemal, czasem tylko mignęła mu w oczach rozpacz, jak by mu się oczy na chwilę zalały krwią.
- Pan jest niesłychany łotr, panie Blum! - szepnął.
- To dziedziczne. Stary Blum, to jest mój ojciec, handlował żywym towarem.
- I pan handluje…
- I ja handluję, czym innym wprawdzie, ale to prawie że to samo. Prawie że to samo, tak jest, prawie to samo.
Zachłysnął się w tym miejscu.
Potem mówił:
- Panie Tworowski! mówmy serio… Z panem to wprawdzie trudno, bo pan szlachecki temperament ma w rękach, ale mówmy serio. Może ja nagadałem trochę głupstw, ale to już wina perfumowanego powietrza u pana; człowiek się tu czuje - jak w lupanarze, więc gada, co mu przez usta tylko przejdzie. To pańska wina.
Tworowski patrzył w Bluma uporczywie, wciąż z nienawiścią. Nie mógł mówić, jąkał tylko z wściekłości.
- Pan przyszedł coś wyżebrać?
Blum się rozradował.
- “Jeżeli wiesz, to czemu pytasz?” - rzekł raz Agamemnon do Achillesa. Tylko że nie przyszedłem żebrać - nazwijmy to inaczej.
- Prosić?…
- Jeszcze inaczej.
- Wymusić?
- Fi donc! Brzydkie słowo!
- Więc ukraść?
- To już lepiej. Pan ma duży zapas określeń. Ale ja mogę także żądać.
- Ech?
- Jak pan to rozumie?
- Mów pan! O co panu idzie?
- Powoli! Temperament jest rzecz cenna, ale nie w rozmowie między przyjaciółmi…
Tworowski ważył w ręku jakiś ciężki przedmiot, co Blum obserwował z zajęciem.
- Dobrze mówię: w rozmowie między przyjaciółmi, bo czyż ja nie jestem pańskim przyjacielem? Oddałem panu, panie Tworowski, to, co miałem do oddania najlepszego.
Blum podniósł w tej chwili głos i krzyczał prawie:
- Oddałem czy nie oddałem? Połóż pan ten przycisk i powiedz pan z ręką na podłym sercu: oddałem czy nie oddałem?
Tworowski spojrzał niespokojnie.
- Ciszej! nie wrzeszcz pan!
- Będę wrzeszczał, bo mi się tak podoba.
- Blum!
- Będę wrzeszczał! pan żyje ze mnie po łotrowsku, haniebnie i podle.
- Blum! Kości ci połamię… Nie krzycz! Proszę cię, Blum!
- No, widzi pan - rzekł Blum najspokojniej. - Porozumieliśmy się. Ja krzyczałem tak tylko na efekt, teraz będę mówił.
Tworowski ocierał pot z czoła. Blum jeszcze dyszał, potem zacharczał nagle, za piersi się chwycił ręką i rzęził tak, że aż posiniał na twarzy. Tworowski spojrzał na niego z jakąś nagłą radością i śledził go oczyma, po czym straszliwy gość powstał, rozejrzał się po pokoju, a nie znalazłszy bardziej odpowiedniego naczynia, podszedł do ozdobnego wazonu z palmą i splunął weń najspokojniej.
- Nie, to jeszcze nie koniec - rzekł Tworowskiemu. - Niech się pan nie cieszy za wcześnie.
- Konaj pan albo nie, to mi obojętne.
- Być może…
- Z pewnością.
- Otóż nie, panie Tworowski. Pan mi z całego serca życzy śmierci; pragnąłby pan, aby mnie na przykład tramwaj rozjechał, ale koniecznie na śmierć, albo żeby mi cegła spadła na głowę, albo żebym zażył przez pomyłkę trucizny. Merci, za dobrze pana znam, abym nie wiedział, czego mi pan życzy. Poza tym chciałby pan, abym przynajmniej zwariował, a nie umie się pan zabrać do tego mądrze; wystarczyłoby przecież dać mi do przeczytania, ot, ten gruby rękopis leżący na biurku… to dzieło, które pan napisał sam…
- Cha! cha! cha! - zaśmiał się ktoś niesłychanie dziwnie.
To był skrzek żabi, nie ludzki śmiech, aż Blum się wzdrygnął i spojrzał szybko na Tworowskiego.
- Czyś pan teraz przypadkiem sam nie zwariował? Czego się pan śmiejesz jak ropucha?
Tworowski był bardzo blady.
- To nie ja się śmiałem - odrzekł cicho. - To nie ja się śmiałem. Ani mi przez myśl…
- A któż tak skrzeczy?
- Myślałem, że pan, panie Blum. A jeśli nie pan, to nie wiem…
Rozglądnął się z lękiem po pokoju; świece paliły się jasno, mrok spał tylko po kątach. Tworowski wziął świecę i podszedł do drzwi sąsiedniego pokoju, wszedł tam ostrożnie i za chwilę powrócił.
- Ani żywej duszy… Służący śpi… Pan głupie żarty stroi, Blum.
- Żaden żart mi się w życiu nie udał - rzekł Blum - oprócz tego, żem się urodził. Ale nie jestem idiota, aby się śmiać bez powodu, nawet patrząc na pana, co już wesoło nastraja. Brzuchomówcą także nie byłem nigdy, chociaż żołądek mam rozmowny.
- Więc to nie pan się śmiał?
- Nie jestem usposobiony, poza tym nie śmieję się tak nieinteligentnie.
Tworowski się zdenerwował.
- Mów pan! - rzekł cicho do Bluma.
- Owszem - szepnął Blum - tylko z tego, co ja o panu mówię, ktoś się widocznie śmieje. Wracając tedy do rzeczy, rad bym wiedzieć, co pan pisze?
- Co to pana obchodzi?

Powered by MyScript