Chłopak uderzył kolanem w krawędź kładki i zamiast wylądować
na nogi, zwalił się ciężko na plecy.
- Nie chciałem ci tego robić, Jedi Skywalker! -zawołał C’baoth. - I w dalszym ciągu
tego nie chcę. Przyłącz się do mnie; pozwól, żebym cię uczył. Razem zdołamy
uratować galaktykę przed rządami pomniejszych ras, które mogłyby ją zniszczyć.
- Nie - rzucił chrapliwie Lukę. Z wielkim trudem łapiąc oddech, chwycił się jakiegoś
drążka i podciągnął do góry. Klon Luke zdążył już odzyskać swój miecz świetlny i teraz
schodził ku niemu po schodach. Klon. Jego klon. Czy to właśnie on był przyczyną tego
dziwnego ucisku i buczenia w umyśle? Tak bliska obecność dokładnego duplikatu, który
także korzystał z Mocy? Nie umiał sobie odpowiedzieć na to pytanie, podobnie jak nie
wiedział, w jakim celu C’baoth sprawił, że obaj się tu znaleźli. Zarówno Obi-wan, jak i
Yoda ostrzegali go, że zabicie kogoś w gniewie lub nienawiści prowadzi ku ciemnej
stronie. Czy zabicie własnego klona miałoby taki sam efekt? Czy też C’baoth'owi
chodziło o coś zupełnie innego? Może liczył na to, że zabiwszy swojego klona, Lukę
postrada zmysły? Ale tak czy inaczej, Skywalker nie chciał się o tym przekonać na
własnej skórze. I przyszło mu do głowy, że być może wcale nie będzie musiał. Mógł
zejść z kładki w pobliżu drzwi wyjściowych, udać się do windy sieciowej, którą przybył tu
214
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
razem z Marą, i uciec. Zostawiając Marę samą na pastwę szalonego starca... Podniósł
wzrok. Dziewczyna w dalszym ciągu opierała się ciężko o poręcz. Prawdopodobnie nie
była w pełni świadoma. I na pewno nie nadawała się do ucieczki. Lukę zacisnął zęby i
stanął na nogi. Mara prosiła go - błagała - o to, by nie zostawiał jej żywej w rękach
C’baotha. Mógł więc przynajmniej zostać z nią do końca. Bez względu na to, czy miał to
być jej, czy też jego koniec... W dole jaskini nastąpiła eksplozja; było to niczym odległy
trzask pioruna: wyraźnie słyszalny, a jednocześnie dziwnie stłumiony.
- Słyszałeś to, Chewie? - zagadnął Lando. Odchylił się do tyłu i ostrożnie wyjrzał
zza krawędzi roboczej platformy, na której się znajdowali. - Myślisz, że coś tam
wybuchło? Chewbacca, z rękami pełnymi kabli i blaszek, które instalował w kracie
wspierającej kolumnę ze sprzętem i dookoła, sprostował burkliwie: to nie była jedna
potężna eksplozja, ale cała seria niewielkich, jednoczesnych wybuchów małych
krążków wybuchowych albo czegoś równie małej mocy.
- Jesteś pewien? - spytał niespokojnie Calrissian. Spojrzał na komory klonujące na
balkonie położonym jeden poziom niżej od tego, na którym się znajdowali. To nie
wyglądało
na
jakÄ…Å›
normalnÄ…
usterkÄ™.
Nagle
zesztywniał.
Nad
rurami
doprowadzającymi pożywienie do pokryw komór klonujących unosiły się leniwie cienkie
smużki dymu. Całe mnóstwo takich smużek; co dziwne, wszystkie były mniej więcej
takie same. Zupełnie, jakby w każdej grupie komór klonujących nastąpił jakiś wybuch...
Usłyszał za plecami szczęk metalu o metal. Obejrzawszy się, zobaczył Threepia, który
ostrożnie wchodził z mostka na platformę roboczą. Głowę lekko przechylił na bok i
spoglądał w głąb jaskini.
- Czy to dym? - zapytał robot takim tonem, jakby wcale nie chciał poznać
odpowiedzi.
- Na to wygląda - potwierdził Lando. - Co ty tu robisz?
- Ach... - Android zdecydowanym ruchem odwrócił głowę od tego, co się działo w
dole. - Artoo znalazł plany tej kolumny ze sprzętem - zakomunikował, podając
Calrissianowi kartę danych. - Sugeruje, że warto byłoby zbadać złączkę prądu
ujemnego na głównej linii zasilania.
- Weźmiemy to pod uwagę - rzucił Lando. Wsunął kartę danych do notesu
elektronicznego i podając notes Chewiemu, wyjrzał zza balustrady. On i Wookie nie
rzucali się zbytnio w oczy na tle brązowawej kolumny ze sprzętem i skalnego sufitu dwa
metry nad ich głowami, ale Threepio były niewątpliwie widoczny jak bryła złota na
błotnistym pod łożu. - A teraz zmykaj stąd, nim ktoś cię zauważy.
- Och - mruknął android nieco bardziej sztywno niż zazwyczaj. - Tak, naturalnie.
Chciałem tylko dodać, że Artoo znalazł także źródło zakłócania rozmów w tej okolicy.
Kapitan Solo prosił, że gdybyśmy je znaleźli...
- Dobra - przerwał mu Calrissian. Zdawało mu się, że ktoś poru szał się za jedną z
grup komór spaarti na niższym poziomie. - Pamiętam. Idź tam razem z Artoo. I weźcie
ze sobÄ… paru Noghrich.
- Ja i Artoo? - zdziwił się Threepio. - Ale, proszę pana... Nagle z leżącego poniżej
|