Idealne miejsce na pierwszy ruch w nowej grze Jimmy'ego Pilgrima. Wiedząc, że Raynee uwielbia wszelkiego rodzaju knajpy i podejrzane spelunki, Generał przybył na spotkanie wcześniej, spodziewając się, że zdobędzie tym samym znaczną przewagę psychologiczną. Tym większy przeżył wstrząs, kiedy zobaczył, jak zgięty w pełnym szacunku ukłonie szef sali odprowadza Rayneego do stołu. Otóż dobrze znany Generałowi Tęcza gdzieś... zniknął. Zamiast niego hurtownik zobaczył dystyngowanego mężczyznę ze starannie ułożoną fryzurą w stylu afro i z wymanicurowanymi paznokciami. Kurwa - pomyślał Generał. Facet wygląda i zachowuje się jak jakiś pieprzony profesor! Od podeszew wypolerowanych na błysk półbutów od Gucciego po kołnierzyk znakomicie dobranej jedwabnej koszuli i marynarki, Raynee, co nieprawdopodobne, był uosobieniem człowieka z wyższych sfer, wzorem doskonałego smaku i wyrafinowania. Lecz rzeczą, która niepokoiła Generała znacznie bardziej niż zadziwiająca transformacja jego - bądź co bądź zwierzchnika, było to, że nie miał zielonego pojęcia, czy szef ochroniarzy Jimmy'ego Pilgrima przekazał Rayneemu tak odważnie wypowiedzianą, i poniewczasie odżałowaną, wiadomość. Jeśli ją przekazał, w wesołym spojrzeniu i w przyjacielskim uśmiechu Tęczy Generał nie doszukał się niczego, co by na to wskazywało. Raynee skłonił głowę w milczącym powitaniu i usiadł za małym stołem. Mocno już teraz skonfundowany Generał uciekł wzrokiem od rozbrajającego spojrzenia czarnych oczu Murzyna i gorączkowo myślał, co by tu powiedzieć. Dopiero wtedy uświadomił sobie, że jeden z kelnerów dodał przed chwilą trzecie nakrycie. Już się obracał na krześle, żeby go przywołać i zażądać wyjaśnień, i nagle napotkał beznamiętne spojrzenie zimnych oczu człowieka, którego bał się jak nikogo na świecie. Spojrzenie brodatego mężczyzny w rogowych okularach i w trzyczęściowym garniturze. Psychopaty nazwiskiem Jimmy Pilgrim. Ugrzecznieni kelnerzy wręczyli im zaraz trzy elegancko oprawione karty dań i podali aperitify. Trwało to ledwie kilka chwil, a Generał spędził je usiłując zapanować nad chaotycznymi procesami myślowymi. - Znakomity wybór - pochwalił Pilgrim. Uniósł kryształowy kieliszek i wskazał wspaniały panoramiczny widok na utkaną z maleńkich światełek linię wybrzeża. - Miło mi - odrzekł ostrożnie Generał. - Mniemam, że jest pan zadowolony z ostatniej dostawy. - Jak najbardziej - potwierdził Generał, wciąż nie wiedząc, jak zareagować na tę niezwykłą transformację Rayneego i na celowo teatralne wejście Pilgrima. Wziąć to za dobrą monetę czy nie. ..? Nie ulega wątpliwości, że to kolejna zagrywka Pilgrima - zdecydował. Niemniej, musiał zachować niezwykłą ostrożność i czujność. Odsłużywszy swoje - zresztą bez większych sukcesów - jako urzędnik wysokiego szczebla administracji federalnej, Generał doskonale wiedział, że przeciwnika, a zwłaszcza przeciwnika wyższej rangi, nigdy nie należy lekceważyć. Nie miał żadnych złudzeń, że bez względu na wygląd czy zachowanie Jimmy Pilgrim i Lafayette Raynee to para wyjątkowo zdeprawowanych i niebezpiecznych osobników. - Jakościowo bez zarzutu, waga też się zgadza. Czy można chcieć czegoś lepszego? - spytał ze stosownym uśmiechem. - Może produktu, powiedzmy... bardziej chodliwego? - podsunął Pilgrim przywołując kelnera. - Co? - Na zaczerwienionej od alkoholu twarzy Generała zagościł wyraz rozbawienia, niedowierzania i całkowitego skonfundowania. - Jest coś bardziej chodliwego niż... - Urwał widząc nadchodzącego kelnera. - Czy panowie już się zdecydowali? - Tak. - Pilgrim odłożył menu. - Zeszłej soboty jadłem tu wyjątkowo dobrego łososia z wody. - Dziś rano otrzymaliśmy świeżą dostawę z Anchorage - odrzekł kelner, nawet nie rzuciwszy okiem na kartę klubową na stole. Zebrał niepotrzebne już jadłospisy i dodał: - Szef kuchni zapewnia, że dzisiaj też jest wyśmienity. Pilgrim i Raynee skinęli w milczeniu głowami. - A dla szanownego pana? - spytał kelner Generała. - Całkowicie polegam na wyjątkowym guście moich przyjaciół - odparł hurtownik. - Zechce pan dobrać sałatkę i warzywa - polecił Pilgrim ugrzecznionemu kelnerowi. - I proszę nam przynieść butelkę jakiegoś dobrego wina, pasującego do tak wybornego łososia. Ja
|