Przysięgli wyciągnęli odpowiednie wnioski.
Później pojawił się jeszcze jeden policjant, który oświadczył, że zaintereso-
wało go, kto kryje się pod szyldem Kiddykar Toys Ltd. Jak się okazało, była to autentyczną spółka, tyle że nie uprawiała żadnej działalności. Nici wiodące do jej właścicieli zostały mocno pogmatwane, lecz dzięki uprzejmej pomocy policji południowoafrykańskiej naszemu stróżowi prawa udało się te nici rozplatać. Otóż właścicielem spółki okazał się być niejaki Joseph Aloysius Rearden z Johannesburga. Nie, skąd, świadek nie wiedział, czy Joseph Aloysius Rearden od Kiddykar 33
to pan Joseph Aloysius Rearden siedzący na ławie oskarżonych, aż tak daleko nie mógł się posunąć w swoich oświadczeniach.
Przysięgli znów wyciągnęli odpowiednie wnioski.
Listonosz zeznawał uczciwie. Uderzyłem go i ocknął się w biurze Kiddykar.
W jego oświadczeniu nie znalazło się nic, co stałoby w sprzeczności z zeznaniami
„kochanej mamuśki”.
Trzecim naocznym świadkiem był goniec z Betsy-Lou. Oznajmił, że widział, jak zamykałem drzwi swego biura na klucz, i że potem zbiegiem po schodach.
Pamiętałem go jak przez mgłę; ktoś rzeczywiście mijał mnie na korytarzu. Ale
przecież nie zbiegałem po schodach! W tym miejscu, wraz z upływem czasu,
musiała ponieść go wyobraźnia.
Gwiazdorem wśród zeznających okazał się Brunskill.
— Działając na podstawie otrzymanej informacji poszedłem wraz ze śled-
czym, sierżantem Jervisem, spotkać się z oskarżonym w jego hotelu. Na moje
pytania oskarżony udzielił takich odpowiedzi, że aresztowałem go pod zarzutem domniemanego współudziału w przestępstwie. Następnie uzyskałem jego odciski palców, które to odciski odpowiadały tym znalezionym w biurze Kiddykar Toys Ltd. Dalsze postępowanie śledcze spowodowało odnalezienie trzech świadków. Wszyscy troje zidentyfikowali oskarżonego. Kolejne, wzmożone działania
śledcze zaowocowały zebraniem materiału dowodowego przedstawionego Wyso-
kiemu Sądowi. W jednym przypadku materiały związane są z koszem jedzenia,
w drugim wyjaśniają, kto jest właścicielem spółki Kiddykar Toys Ltd.
Prokurator usiadł, by ustąpić miejsca Rollinsowi, który wyskoczył jak z kata-
pulty, żeby wziąć świadka w krzyżowy ogień pytań.
Rollins: Powiedział pan, inspektorze, cytuję: „Na podstawie otrzymanej informacji”. Jaką drogą trafiła do pana ta informacja?
Brunskill (z wahaniem): Czy muszę odpowiadać na to pytanie, Wysoki Są-
dzie? Ujawnienie źródeł informacji może okazać się szkodliwe dla. . .
Rollins (błyskawicznie): Wysoki Sądzie, chodzi o złą wolę jakiejś nieznanej osoby, czy osób, która może zaszkodzić sprawie mojego klienta.
Sędzia (przybieraj ˛
ac churchillowski ton głosu): Panie mecenasie Rollins, nie
bardzo widzę, jak też można by jeszcze zaszkodzić sprawie pańskiego klienta.
Ale proszę, jestem skłonny podtrzymać pańskie pytanie. Interesuje mnie to tak jak wszystkich innych. Czekamy na odpowiedź, panie inspektorze.
Brunskill (niechętnie): Otrzymaliśmy telefon i list.
Rollins: Oba anonimowe?
Brunskill: Tak.
Rollins: Czy oba wskazywały na to, że oskarżony dopuścił się tęgo przestępstwa?
Brunskill: Tak.
Rollins: Czy informowały też, gdzie oskarżony przebywa?
34
Brunskill: Tak.
Rollins: Czy zawierały informacje o tym, że kosz z wiktuałami znaleziony w biurze spółki został zakupiony przez oskarżonego sklepie Fortnum & Mason?
Brunskill: Hm. . . Tak.
Rollins: Czy przestępstwem jest zaopatrywać się w tej renomowanej firmie kupieckiej?
Brunskill (ostro): Oczywiście, że nie.
Rollins: Czy owe anonimowe doniesienia sugerowały, że spółka zarejestrowa-na jest na nazwisko oskarżonego?
Brunskill (skrępowany): Tak.
Rollins: Czy to zbrodnia posiadać taką spółkę jak Kiddykar Ltd?
Brunskill (na granicy cierpliwości): Nie.
Sędzia: Nie byłbym tego taki pewny. Każdy, kto jest w stanie wymyślić równie paskudną nazwę dla spółki, poniewiera nasz ojczysty język do tego stopnia, że powinien być traktowany jak zbrodniarz.
( ´
Smiech na sali.)
|